Marian Kmita: Wielki Tydzień polskiej siatkówki

Siatkówka
Marian Kmita: Wielki Tydzień polskiej siatkówki
fot. PAP
Wielki Tydzień polskiej siatkówki

Chociaż dzisiaj świąteczny „Lany Poniedziałek”, to chyba nie tylko kibice siatkówki w całej Polsce wciąż celebrują wydarzenia z połowy zeszłego tygodnia. Wszak nigdy wcześniej dwie drużyny z kraju nad Wisłą nie przedarły się do finału Ligi Mistrzów w jakiejkolwiek dyscyplinie. Dlatego jest co świętować i, co ważne dla innych dyscyplin, jest z kogo brać przykład. ZAKSA i Jastrzębski pokazały, jak to się robi i udowodniły, że nie zawsze trzeba mieć wielkie pieniądze, aby odnosić sukcesy w sporcie.

Oczywiście nasza siatkówka jest zjawiskiem wyjątkowym w skali całego świata. I to nie tylko ta reprezentacyjna, bo do tego już się mocno przyzwyczailiśmy, ale ta klubowa, w męskim wydaniu – również. Wszystko w niej jest poukładane jak trzeba - i to nie od lat, ale od całych dekad. Tak, tak - od dekad. Zaczęło się to gdzieś pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy w ówczesnym Mostostalu Kędzierzyn rządził prezes Kazimierz Pietrzyk, a w AZS Częstochowa zwanej wówczas – Galaxią, Andrzej Gołaszewski. Nie było jeszcze Polskiej Ligi Siatkówki, ale to oni wylewali fundamenty pod wzory nowoczesnego zarządzania klubem sportowym i pokazywali drogę innym. Potem nastały czasy Skry Bełchatów, znakomicie zarządzanej przez całe lata przez Konrada Piechockiego, który kolekcjonował kolejne tytuły Mistrza Polski w ramach istniejącej od 2002 roku PLS. Trudno też nie wspomnieć o zasługach Artura Popko, dla którego PLS była i jest oczkiem w głowie, a także najważniejszą instytucją oraz kołem zamachowym całej polskiej siatkówki.

 

ZOBACZ TAKŻE: Jastrzębski Węgiel blisko półfinału. Trefl znów bez szans


Dlatego dzisiaj możecie Panowie przyjmować gratulacje, bo robota, którą wykonaliście na tym piekielnie długim dystansie, z setkami innych, często anonimowych osób, przyniosła znakomite rezultaty.


Oczywiście są też w Polsce inne dyscypliny sportu, które mogą się pochwalić klubowymi sukcesami. Wszak pierwszym polskim klubem, który zdobył puchar Ligi Mistrzów, było kieleckie Vive w 2016 roku, a w zeszłym naprawdę niewiele brakowało, aby powtórzyli ten sukces. Jednak w odróżnieniu od siatkówki w piłce ręcznej nie miało to żadnego znaczenia na formę naszych reprezentantów, czego dowód mieliśmy m.in. w styczniowych mistrzostwach świata. Anwil Włocławek zagra niebawem w finale Pucharu Europy FIBA z Francuzami z Cholet Basket, ale to ledwie promyczek nadziei na lepsze czasy dla polskich drużyn w europejskich pucharach, bo droga do najbardziej prestiżowej Euroligi jeszcze bardzo daleka. Pasjonujemy się ćwierćfinałem Lecha Poznań z Fiorentiną w Lidze Konferencji UEFA, ale gdzie temu wydarzeniu do mocno odległych w czasie startów w pucharach Legii, Górnika, Widzewa, Ruchu, Śląska czy Wisły. Wszystko, z czego się cieszymy, dzieje się od przypadku do przypadku. Raz się uda, ale częściej – nie.


A w siatkówce wszystko naprawdę wygląda na bardzo mądry i konsekwentnie realizowany plan. Nic też dziwnego, że włoscy dziennikarze nazajutrz po meczu w Perugii komplementowali ZAKSĘ, jak tylko można było. Tytuł z „Corriere Dello Sport” wielce wymowny: - „Pada Perugia – upadek iluzji”. I dalej: - „Złudzeniom Perugii Polacy wymierzyli potworny policzek. ZAKSA, która zmierza po trzeci tytuł z rzędu, jest w tej chwili poza zasięgiem przeciwników.”


Cieszmy się zatem już na 20 maja i wielki, pierwszy w historii, polski finał siatkarskiej Ligi Mistrzów. I niech inni nam tego zazdroszczą, bo jest czego.

Marian Kmita/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie