Trener reprezentacji Polski skomentował sukces. "Nigdy nie trenowałem takiej drużyny"

Zimowe
Trener reprezentacji Polski skomentował sukces. "Nigdy nie trenowałem takiej drużyny"
fot. PAP/Zbigniew Meissner
Trener reprezentacji Polski skomentował sukces Biało-Czerwonych. "Nigdy nie trenowałem takiej drużyny"

Reprezentacja Polski w hokeju na lodzie sprawiła ogromną sensację awansując do Elity. Biało-Czerwoni na mistrzostwach świata Dywizji IA, które rozgrywane były w Nottingham byli beniaminkiem na tym szczeblu, a mimo to wspólnie zdołali zapewnić sobie kwalifikacje po dwudziestu jeden latach przerwy. - Ci chłopcy to osiągnęli dzięki swojej determinacji i ciężkiej pracy. Nigdy w życiu nie trenowałem takiej drużyny - mówi w rozmowie z Polsatsport.pl trener reprezentacji Polski, Robert Kalaber.

Grzegorz Michalewski, Polsat Sport: Zdążył już Pan ochłonąć i oswoić się z tym, co reprezentacja Polski osiągnęła w Nottingham?

 

Robert Kalaber, trener reprezentacji Polski: Tak. Dotarło to do mnie, choć cały czas są jeszcze we mnie te emocje. Może tego po mnie nie widać, ale radość jest ogromna. Ja cały czas podkreślam, że to nie jest mój sukces, ale osiągnęła go cała drużyna.

 

Warto też podkreślić, że w ostatnich trzydziestu latach graliśmy w Elicie tylko jeden raz i zresztą było to bardzo dawno temu, bo w 2002 roku. Sukces tym cenniejszy, że na tym turnieju byliśmy beniaminkiem, który rok wcześniej awansował z trzeciego poziomu.

 

Taki sam wynik uzyskała Wielka Brytania w 2018 roku, awansując rok po roku z Dywizji II B właśnie do Elity. Teraz grali jako spadkowicz i po roku przerwy razem z nami wywalczyli awans.

 

Przed turniejem zadeklarował Pan, że do Nottingham drużyna jedzie walczyć o awans. I choć nie były to obietnice bez pokrycia, to jednak czy nie uważa Pan, że była to zbyt odważna deklaracja?

 

Nie, bo była poparta ciężką pracą, którą zawodnicy włożyli nie tylko w czasie przygotowań do samego turnieju, ale już znacznie wcześniej. To nie jest efekt samego zgrupowania przed mistrzostwami, ale wynika z konsekwentnej realizacji systemu naszej gry, który wprowadzaliśmy od początku mojej pracy z reprezentacją. Ważnym czynnikiem był powrót po dłuższej czy krótszej przerwie kilku doświadczonych zawodników, którzy także dali nam dużą jakość na tym turnieju.

 

To była dla Pana na pewno ważna wiadomość, bo w poprzednich latach wielu zawodników zrezygnowało z gry w reprezentacji, gdy działacze nie wywiązywali się ze swoich deklaracji.

 

W momencie, gdy zostałem trenerem reprezentacji, razem z Leszkiem Laszkiewiczem nakreśliliśmy z prezesem oraz zarządem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie zasady naszej współpracy. Działacze mieli wypracować regulamin, na jakich zasadach będzie funkcjonowała kadra. Wiedziałem, że wcześniej zawodnicy nie chcieli przyjeżdżać na zgrupowania, bo nie mieli płaconych choćby kosztów za paliwo, czy ustalonych stawek za czas spędzony na zgrupowaniach. Dla kogoś to może nie są wielkie kwoty, ale w polskim hokeju nie ma dużych pieniędzy, więc zawodnicy mieli już dosyć kolejnych obietnic bez pokrycia. Hokejowy sezon jest długi i wyczerpujący, więc po jego zakończeniu trzeba też tym zawodnikom – choć w małym stopniu – zrekompensować kolejną rozłąkę ze swoimi rodzinami. Uporządkowaliśmy na samym początku te kwestie i mogliśmy zabrać się do pracy.

 

Rok temu awansowaliśmy na zaplecze hokejowej Elity po wygranym turnieju w Tychach. Wtedy za rywali mieliśmy Estonię, Serbię oraz Ukrainę i Japonię, które też aspirowały do gry w Dywizji IA. Teraz w Nottingham poprzeczka była zawieszona wyżej. Brytyjczycy i Włosi to spadkowicze z Elity, a Korea Południowa też miała być wymagającym rywalem, na pewno trudniejszym od Litwy i Rumunii. Skąd taki progres w naszej grze?

 

W kilka zdaniach ciężko to zdefiniować, bo tych czynników było naprawdę dużo i one wszystkie prawidłowo funkcjonowały. Nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie atmosfera, jaka jest w tym zespole. Bardzo ważne jest też to, że udało się umiejętnie połączyć doświadczenie z młodością. Z jednej strony mamy grupę doświadczonych zawodników, dla których to mogła być ostatnia szansa, aby zagrać z najlepszymi w Elicie. Byli zdeterminowani, żeby przed zakończeniem kariery poczuć jak smakuje rywalizacja na tym poziomie. Jest też w tej drużynie duża grupa młodych graczy, którzy są głodni sukcesów. Za rok mistrzostwa świata Elity odbędą się w Czechach. W Ostrawie, a więc zaledwie piętnaście kilometrów za polską granicą oraz trochę dalej w Pradze, choć to też nie jest wielka odległość. To będzie prawdziwe święto, bo wiemy czym dla Czechów jest hokej na lodzie. I my tam będziemy, bo Ci chłopcy to osiągnęli dzięki swojej determinacji i ciężkiej pracy. Nigdy w życiu nie trenowałem takiej drużyny. To jest dla mnie wielki zaszczyt.

 

Lepszej okazji do promocji w Polsce hokeja na lodzie może już nie być...

 

To prawda. Zdaję sobie sprawę, że od razu nie zmienimy całego szkolenia, ale trzeba maksymalnie wykorzystać to zainteresowanie jakie nam towarzyszy po tym awansie. Musimy hokejem zainteresować Polaków. Pokazać, że młodzi adepci mogą mieć swoich idoli także na polskich lodowiskach. Trzeba to umiejętnie pokazać, że to Kolusz, Dziubiński, Murray, Łyszczarczyk, Pasiut, Fraszko i inni zapewnili reprezentacji możliwość gry o punkty z ekipami pokroju Kanady, Stanów Zjednoczonych, Szwecji, Finlandii, Czech czy Słowacji. Ważne aby o tym mówić i budować klimat dla hokeja, ale też nie można zapominać o tych wszystkich problemach z którymi zmaga się ta dyscyplina. Trzeba szukać sposobów na ich rozwiązanie, w żadnym wypadku nie wolno tego zamiatać pod dywan i tylko mówić o sukcesie. Nie tędy droga. Drużyna zrobiła swoje i wywalczyła awans, teraz do pracy muszą się zabrać działacze i to nie tylko w związku, ale i w klubach. Nie można tego czasu zmarnować.

 

Wspomniał Pan o powrocie do gry w reprezentacji kilku doświadczonych zawodników…

 

To było dla nas bardzo ważne, bo udało się umiejętnie połączyć doświadczenie z młodością, a do tego konkurencja do gry w kadrze była dużo większa. Jedni wrócili po krótszej, a inni po dłuższej przerwie. Grzesiek Pasiut nie grał na poprzednich mistrzostwach, bo miał swoje sprawy rodzinne. Do tego po kilku latach wrócili Radek Galant oraz Paweł Dronia, który z niemieckim Ravensburgiem wygrał rywalizację w rozgrywkach DEL2. To byli ważni zawodnicy w tej ekipie.

 

W czasie turnieju znakomicie graliśmy w przewagach, co wcześniej nigdy nie było naszą mocną bronią. Skąd taka zmiana w Nottingham?

 

Dużo pracowaliśmy nad tym elementem, a do tego udało się stworzyć konkretne formacje, które pojawiały się na lodzie podczas gry w przewadze. To zadanie ułatwiły nam też powroty do gry w kadrze właśnie tych doświadczonych zawodników. Graliśmy przewagi na czterech napastników i jednego obrońcę. Byliśmy na to przygotowani, bo dużo czasu poświęciliśmy na to ćwiczenie. Stworzyliśmy takie dwie formacje – jedną doświadczoną, a drugą opartą na młodych zawodnikach - które odpowiadały za naszą grę w przewadze. W pierwszej z obrony był Kolusz, a dalej napastnicy Pasiut i Fraszko, którzy znają się na pamięć z gry w Katowicach. Do nich doszedł Wronka, który dwa lata wcześniej grał też z nimi w jednym ataku. Stawkę w tej piątce uzupełnił Dziubiński, który miał za zadanie "pracować" przed bramkarzem i efektem tego były cztery gole strzelone w przewadze właśnie przez "Dziubka". W drugiej formacji z obrońców wchodził Jaśkiewicz, a z napastników Zygmunt, Łyszczarczyk i Wałęga, a przed bramką grali wymiennie Paś lub Jeziorski. Mieliśmy to dokładnie przećwiczone i każdy wariant rozgrywania przewag rozłożony bardzo szczegółowo. Tutaj nie było przypadku, ale potrzebne było też szczęście i ono było z nami. Cieszę się, że udało nam się idealnie dopasować zawodników. Ale trzeba też dodać, że nie byłoby to możliwe gdyby Ci gracze nie mieli tego w swoich "rękach" i genach. Oni muszą się rozumieć na lodzie, bo bez tej chemii nie byłoby aż takich efektów.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie