Tomasz Frankowski: Wisła była panem sytuacji, a stała się zakładnikiem

Piłka nożna
Tomasz Frankowski: Wisła była panem sytuacji, a stała się zakładnikiem
fot. PAP/Cyfrasport
Tomasz Frankowski skomentował sytuację Wisły Kraków

- Po porażce z Zagłębiem Sosnowiec sytuacja się na tyle skomplikowała, że będąc panem okoliczności, Wisła stała się zakładnikiem tego, co się wydarzy na innych boiskach. Być może Wisła trafi na Puszczę i nie tyle wyjazd, co przejazd do bliskich Niepołomic będzie konieczny. Tak czy inaczej ściskam za powrót Wisły i mam nadzieję, że do Ekstraklasy znów zawita trio ŁKS, Ruch i Wisła – powiedział w rozmowie z Polsatsport.pl legendarny napastnik Wisły Kraków Tomasz Frankowski.

Michał Białoński: Znajdujesz czas, by śledzić ciężkie boje Wisły o powrót do Ekstraklasy? Awans udał się już Kazimierzowi Moskalowi i jego ŁKS-owi. Wisła, po porażce Ruchu z GKS-em Katowice również mogła się do niego przybliżyć, ale niespodziewanie przegrała u siebie z Zagłębiem Sosnowiec 1-2. Sytuacja krakowian tak bardzo się zagmatwała, że grozi im przystąpienie do barażów z piątego miejsca, co będzie oznaczało konieczność rozgrywania ich na wyjazdach. Być może trafią na Puszczę, a boisko w Niepołomicach nie jest dla nich szczęśliwe.

 

Tomasz Frankowski, 22-krotny reprezentant Polski, czterokrotny król strzelców Ekstraklasy: - Przede wszystkim pragnę wyrazić słowa uznania dla Kazika Moskala, który dopiął swego i w końcu wywalczył awans . Próbował to zrobić już przecież kilka razy. Mam w pamięci dwie próby awansu z Bruk-Betem Termalicą, ale dopiero teraz dopiął swego. Z sukcesu Kazia cieszę się tym bardziej, że z Kaziem, przez blisko dwa lata, dzieliłem pokój w hotelach przy każdym meczu Wisły Kraków.

 

ZOBACZ TAKŻE: Fernando Santos poszedł po bandzie! Tomasz Frankowski nie zgadza się co do jednego

 

Natomiast jeśli chodzi o Wisłę, to faktycznie ostatnie półrocze pod wodzą trenerskiego duetu Sobolewski – Zając było dobre. Wydawało się, że po wpadce Ruchu w Katowicach wiślacy wychodzą na ostatnią prostą. Tymczasem sprawili swoim kibicom kubeł zimnej wody, nie powiem, że aż tak wielki, jak ten w wykonaniu Borussii Dortmund, która w ostatniej kolejce wypuściła z rąk mistrzostwo Niemiec. Kibice w Krakowie liczyli na wygraną nad Zagłębiem, szczególnie, że od trzeciej minuty Wisła prowadziła. Zanosiło się może nie na spacerek, ale na zwycięskie spotkanie, które przybliży Wisłę do bezpośredniego awansu. Miałem nawet możliwość oglądania długich fragmentów tego spotkania. Widać było, że Wisła grała, zupełnie niepotrzebnie, ze spętanymi czy sparaliżowanymi nogami. W efekcie nie podołała zadaniu i ostatecznie przegrała.

 

I faktycznie, w ten sposób sytuacja się na tyle skomplikowała, że będąc panem okoliczności, Wisła stała się zakładnikiem tego, co się wydarzy na innych boiskach. Być może Wisła trafi na Puszczę i nie tyle wyjazd, co przejazd do bliskich Niepołomic będzie konieczny. Tak czy inaczej ściskam za powrót Wisły i mam nadzieję, że do Ekstraklasy znów zawita trio ŁKS, Ruch i Wisła.

 

Dobrze znasz Radosława Sobolewskiego jako piłkarza. Czy jesteś zaskoczony, że poszedł w trenerkę i z tego, że o ile, prowadząc Wisłę Płock stawiał na futbol pragmatyczny, o tyle z Wisłą Kraków stara się grać także efektownie? Czy po prostu klubowi z taką kulturą i tradycją nie da się narzucać innego stylu?

 

Tylko i wyłącznie to ostatnie. Nie zapominajmy, że jest to zaplecze Ekstraklasy, więc nie wyobrażam sobie, żeby Wisła w miejscu, w którym jest grała zachowawczo. Natomiast w Płocku był w zespole, który miał jedno zadanie – utrzymać się przed spadkiem z Ekstraklasy i to wymusiło na nim zupełnie inny styl. Zresztą Wisła Płock nigdy nie słynęła z gry kombinacyjnej, choć na początku tego sezonu, w pierwszych 10 kolejkach pod wodzą Pavola Stano radziła sobie tak, że przecierałem oczy ze zdumienia. Wracając do trenera Sobolewskiego, dobrze się stało, że nawiązuje do krakowskiej szkoły gry. Wiem doskonale, jak Wisła pragnie ponownie pojawić się w elicie.

Tomasz Frankowski o Rakowie Częstochowa

Zaskoczyło cię, jak skromny klub Raków Częstochowa wciągnął Ekstraklasę jedną dziurką nosa? Mistrzostwo Polski wywalczone ze sporą przewagą, potęgi pozostawione w pobitym polu. Budżetu, tradycji, stadionów, liczby kibiców może tylko pozazdrościć Legii, Lechowi czy Pogoni.

 

O ile stadion Rakowa nie jest zbyt okazały, to z tego, co słyszę, to budżet klubu nie jest wcale taki mały i plasował klub w pierwszej trójce ligi. Nie tylko ten sezon pokazał wielkość Rakowa na tle krajowej konkurencji. Ostatnie pięć lat i ewolucja, jaką przeszedł Raków mnie zaskoczyła, pozytywnie oczywiście. Sposób, w jaki Raków wszedł do Ekstraklasy, jak trzykrotnie z rzędu zagrał w finale Pucharu Polski, sięgnął po wicemistrzostwo, a teraz po krajowy prymat, w pełni zasłużenie, bo Legia tylko momentami wydawała się właściwym i jedynym konkurentem Rakowa w tym sezonie.

Tomasz Frankowski o kryzysie napastników w Ekstraklasie

Straszny kryzys mamy z napastnikami w Ekstraklasie. Sam zdobywałeś tytuł króla strzelców, zdobywając 21 ,19 i 25 bramek. Tymczasem Marc Gual uczynił to z ledwie 16 trafieniami.

 

Dodatkowo ja grałem w sezonach liczących po 30 spotkań, a nie 34, jak obecnie, bo wówczas w Ekstraklasie było 16 zespołów. To drobna różnica. Trudno mi się wypowiadać za aktualnych piłkarzy, bo sam chciałbym być na ich miejscu. Natomiast faktycznie jest kłopot z polskimi napastnikami. Jak widzieliśmy, to w pierwszej trójce są Gual, Imaz, co mnie cieszy, bo obaj z Jagiellonii, pociągnęli ją do góry i się utrzymała, natomiast trzeci to Kamil Grosicki, który snajperem nigdy nie był i nie będzie, a strzelił 13 bramek. Za nim Josue z Legii. Dlatego pytam, gdzie ci napastnicy z krwi i kości? Np. Zwoliński.

 

Piąty wśród strzelców jest Jakub Łukowski z Korony Kielce, z 12 bramkami.

 

Słabo kojarzę to nazwisko ale faktycznie tu potencjał widać, choć on chyba nie jest typową „dziewiątką”.

 

Kolejni Polacy - Bartosz Nowak z Rakowa i Bartosz Pawłowski z Widzewa współdzielą siódme miejsce i mają po 10 trafień.

Zatem Polacy mało strzelają w Ekstraklasie. Przy 34 meczach 10 bramek to naprawdę nikły wynik.

Tomasz Frankowski o finale Ligi Mistrzów

Za osiem dni czeka nas finał Ligi Mistrzów. Kto go wygra, Manchester City czy Inter Mediolan?

 

Wszystkie wróble ćwierkają, że nie ma mocnych na City. Jego piłkarze fantastycznie rozprawiają się z kolejnymi przeciwnikami w tej edycji Ligi Mistrzów, ale nie tylko, bo w lidze angielskiej również zaimponowali. Mając bodaj 10 punktów straty do Arsenalu, skończyli z ośmioma przewagi, więc pokazali swoją siłę. Z Erlingiem Haalandem na czele jest to zespół genialny na ten moment. Pep Guardiola, mając niemal nieograniczony budżet, wykonuje tam kapitalną robotę. Oczywiście, Inter ma również swoje jednostki, piłkarzy, którzy w takim spotkaniu mogę odegrać również kluczową rolę.

 

Finał Ligi Mistrzów to tylko jeden mecz, a w nim może się wszystko wydarzyć: przypadkowa bramka, rzut karny dla Interu, czy czerwona kartka dla piłkarza City. Trzeba mieć nerwy ze stali. Trochę może nie doceniam Interu, zdarza się, że ten zespół obejmuje prowadzenie i właściwą obroną potrafi dowieźć wynik do końca. Wiemy, że Inter to włoska szkoła gry i tam piłkarze umieją bronić. Najważniejsze dla Interu, żeby jego piłkarze potrafili też strzelić, najlepiej szybciej od City.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie