Kazimierz Moskal szczery aż do bólu. "Kiedyś robiło to na mnie wrażenie"

Piłka nożna
Kazimierz Moskal szczery aż do bólu. "Kiedyś robiło to na mnie wrażenie"
fot. Cyfrasport
Kazimierz Moskal

- Przeciekami i spekulacjami nie zawracam sobie głowy. Jak zaczynałem samodzielną pracę, to takie pierwsze doniesienia i dywagacje, czy nawet teksty w stylu, że rozgrywam mecz o życie, robiły na mnie wrażenie. Ktoś jednak powiedział mi, że aby być prawdziwym trenerem, to muszą cię zwolnić. Musisz zmienić klub - mówi Kazimierz Moskal w pierwszej rozmowie z Polsat Sport po awansie ŁKS Łódź do PKO BP Ekstraklasy.

Dariusz Ostafiński: Co różni ten ŁKS, z którym pan wywalczył awans teraz, od tamtego, z którym awansował pan cztery lata temu?


Kazimierz Moskal: Na pewno teraz mamy mocniejszą kadrę niż wtedy. Z drugiej strony liga była teraz dużo mocniejsza niż cztery lata temu. Są w niej lepsze zespoły, uznane firmy. Dlatego dobrze się stało, że rywalizowaliśmy z tymi drużynami ,mając zawodników z doświadczeniem. Poprzednim razem tego nam brakowało.


Wtedy miał pan drużynę, która pięła się po kolejnych szczeblach w górę i dopiero co wygrała awans do Fortuna 1 Ligi.


Dlatego w zespole byli ci, którzy szli z nim w górę.

 

Dużo trzeba będzie zrobić zmian po awansie?


Nie chciałbym rzucać liczbami i mówić ilu zawodników przyjdzie. To jest jednak naturalne, że będą zmiany. Każdy zespół o nich myśli. Trzeba się wzmocnić. I to pomimo tego, że mamy drużynę mocniejszą niż wtedy, gdy poprzednio wchodziliśmy do Ekstraklasy. Wymagania w elicie są większe, umiejętności piłkarz są na wyższym poziomie. Błędy, które w pierwszej lidze uchodziły nam płazem, w Ekstraklasie mogą nas wiele kosztować. Dlatego myślimy o wzmocnieniach, o dopływie świeżej krwi, bo to zawsze zmienia zespół, podnosi poziom rywalizacji.


Jest taka charakterystyka, że w pierwszej lidze potrzeba walczaków, a w Ekstraklasie wirtuozów.

 

I ja się z tym w pewnym sensie zgadzam. W Ekstraklasie jest wyższy poziom piłkarski i choć piłka opiera się na bieganiu, to aby w tej Ekstraklasie coś osiągnąć potrzeba nam większej jakości. Trzeba mieć takich zawodników, co popracują fizycznie, ale i też mają jakiś zasób umiejętności.


U was jak te proporcje między walczakami i wirtuozami wyglądają?

 

Idziemy w taką stronę, by te proporcje wyważyć. Szukamy takich, co nie boją się grać i coś potrafią. Szukamy takich, co popracują w defensywie, ale potrafią też zrobić coś z piłką, gdy gra przesunie się do przodu. Nie chcemy takich, co dobrze bronią, a potem wybijają piłkę na oślep.

 

Trochę pofantazjuję i zapytam, czy ten skład, który pan ma, bez żadnych zmian, utrzymałby się w Ekstraklasie?

 

Trudno prorokować. To zależy od wielu czynników. Tu nie ma mądrych. Często jest tak, że jak jest ta sama kadra i ci sami ludzie, to zespół popada w stagnację. Dlatego zmiany i podniesienie poziomu rywalizacji są oczywistym ruchem po awansie.

 

Ma pan za sobą już jeden nieudany sezon po awansie z ŁKS-em. Czy to służy panu teraz za platformę do wyciągnięcia wniosków. Czy wie pan, czego trzeba uniknąć, żeby tym razem nie spaść?

 

Mógłbym się powtórzyć i powiedzieć, że to zależy od wielu czynników, od wielu małych rzeczy. Staram się myśleć o tym co było, bo to zawsze pomaga. Na razie trzeba powiedzieć, że osiągnęliśmy wielki sukces, wygrywając ligę i awansując. W Ekstraklasie będziemy chcieli zająć jak najwyższą lokatę. A czy będzie lepiej niż za pierwszym razem? Zobaczymy. Gwarancji nie dam. Wisła Płock też nie myślała, że spadnie. Dlatego nie ma się co rozwodzić. Trzeba się dobrze przygotować, wzmocnić, podnieść poziom sportowy, ale i organizacyjny i grać.

 

Jeszcze o tym nie mówiliśmy, ale zapytam, bo w mediach sporo o tym, że ten ŁKS od tamtego sprzed czterech lat różni osoba dyrektora. Ponoć dla pana też miało to znaczenie. Z obecnym się pan dogaduje, a z poprzednim było różnie.

 

Nie szedłbym w tę stronę. Pewne rzeczy się wtedy nie układały, ale to nie jest tak, że osoba dyrektora zdecydowała o moim odejściu. Po prostu doszedłem do wniosku, że w tamtej sytuacji jedyną małą szansą dla klubu na to, żeby się utrzymać, jest trenerska roszada. O innych przyczynach nie chcę rozmawiać. Czasem tak jest, że jak jest dobrze, to wszystko się samo układa, a jak zaczynają się problemy, to potem okazuje się, że człowiekowi brakuje wsparcia.

 

Po krótkiej przerwie pan jednak wrócił.

 

Z wielką radością. Jak przychodziłem pierwszy raz, to znałem dwóch zawodników. ŁKS wtedy to było dla mnie nowe środowisko. Dla mnie takie rzeczy zawsze są trudne, bo ja potrzebuję czasu, żeby się zaaklimatyzować. Powrót był jednak inny. Wiedziałem, gdzie idę i kogo spotkam.

 

A mówią, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi.

 

Rzeka jest ta sama, ale woda inna.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie