Pracował z Beenhakkerem. "Kadra potrzebuje psychoterapeuty". Podaje dwa nazwiska
Jerzy Engel: Michał Probierz to w tej chwili jedyny wybór
Bożydar Iwanow: Od początku pracy Santosa nie mieliśmy przekonania, że kadra dostanie nowej energii
Łukasz Wachowski: Umowa z Fernando Santosem i jego sztabem została rozwiązana
Jerzy Engel: Santos nie spodziewał się, że kadrowicze są tak poróżnieni
Cezary Kowalski: Fernando Santos uwstecznił reprezentację Polski
- Santos przedstawiał sobą obraz człowieka cierpiącego. Jego mowa ciała nie mogła natchnąć piłkarzy. Kto teraz? Papszun? Dla mnie to taki doktor Judym polskiej piłki, choć może się mylę. Mnie chodzi inne nazwisko po głowie. Przede wszystkim kadra potrzebuje psychoterapeuty. Kogoś, kto spolaryzuje uczucia, wyrzuci dwóch, trzech zawodników, żeby wyczyścić sobie przedpole. Potrzebny ktoś, kto będzie umiał zarządzać kryzysem – mówi nam Bogusław Kaczmarek, który pracował u boku Leo Beenhakkera.
Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Czy decyzja o zwolnieniu Fernando Santosa jest słuszna?
ZOBACZ TAKŻE: Fernando Santos nie jest już selekcjonerem reprezentacji Polski!
Bogusław Kaczmarek, były asystent trenera kadry Leo Beenhakkera: Merytorycznie zasadna. Straciliśmy punkty z zespołami, gdzie wydawało się to niemożliwe. Nasza piłkarska wyobraźnia nie była w stanie tego ogarnąć. Ja się tylko dziwię, że w ogóle postawiono na Santosa. Ani to nie był pierwszy wybór, a jeszcze od początku były zgrzyty. Chciano dać mu polskich asystentów i mianować łącznika między PZPN i sztabem, ale odpuszczono, bo prezes Kulesza nie chciał zgrzytów. A swoją drogą Grzesiek Mielcarski, którego przemycono Santosowi to fajny chłopak i świetny ekspert, komentator, ale nigdy nie brał udziału w procesie zarządzania i prowadzenia drużyny.
Ja to czasami się zastanawiam, czy prezes Kulesza zna się na ludziach. I szybko dochodzę do wniosku, że się nie zna.
Po wyborze miałem mieszane uczucia. Wtedy jednak myślałem, że Santos mówi biegle po angielsku. Okazało się, że mówi, ale u niego to nie jest język komunikatywny. Beenhakker mówił perfekcyjnie, a przy tym stosował socjotechniki związane z motywacją. W swoich wystąpieniach posługiwał się idiomami, jakich nie powstydziliby się Byron i Szekspir. Po nocach siedzieliśmy z Darkiem Dziekanowskim, żeby to dobrze wytłumaczył chłopakom, którzy nie znali biegle obcego języka. Chcę powiedzieć, że ta bezpośrednia komunikacja z zespołem, chodzi o słowa i mowę ciała, jest bardzo ważna. Leo potrafił przekonać zawodników, że mogą góry przenosić. Santos przedstawia sobą obraz człowieka cierpiącego.
Po nominacji krążył taki mem z Santosem "męczy nas piłka" z jego twarzą w środku. Na wesołego nie wyglądał.
Kiedyś użyłem takiej metafory, że Santos stoi przy linii z miną zafrasowanego Chrystusa na jednej ze stacji drogi krzyżowej. Jego "body language" w żaden sposób nie mógł natchnąć drużyny. Zasadniczym problemem było jednak to, że on nie wiedział, w co się pakuje. Kadra wtedy i teraz także żyje wciąż sprawą premii od premiera i tematem jej podziału.
Też tak uważam. Ta premia to taki granat wrzucony do szatni, którego nikt nie odbezpieczył.
I teraz Lewandowski mówi o haniebnej czy niemoralnej propozycji. Dla mnie to zaskakujące, że to wciąż żyje, ale tak jednak jest. Inne sprawy, które mają wpływ na kadrę, to konflikt Kucharskiego z Lewandowskim i Krychowiaka z doktorem Jaroszewskim. To przecież trafiło do sądu. To nie pozostaje bez wpływu.
Opinia publiczna najbardziej żyje sprawą premii i tego co powiedział Skorupski, a potem Lewandowski. Któremu z nich pan wierzy?
Jakby Skorupski przyjechał na kadrę, to byśmy go wzięli na wariograf. Jedną elektrodę byśmy podłączyli mu, a drugą Lewandowskiemu. Skorupski, mówiąc o premii, stanął w obronie słabiej uposażonych. A co do wiary, to ja mam słabość do Ślązaków, a więc do Skorupskiego także. Ślązacy mają charakter i resztki moralności. Dlatego myślę, że Lewandowski chce się trochę wypucować. Mieliśmy jednak gadać o Santosie, więc powiedzmy, że on w to wszystko wszedł.
I nie wiedział, w co się pakuje.
No nie wiedział. Każdy dzień jego pracy to potwierdzał. Wiem, że nic nie wiem.
I tak Beenhakker pozostaje najlepszym zagranicznym trenerem pracującym z naszą kadrą.
Bo miał ważną zasadę. Jaką? Nie krytykuj mądrzejszych, bardziej doświadczonych, ale się nimi otaczaj, korzystaj z ich wiedzy. I wziął Dziekanowskiego, mnie i Nawałkę. Wtedy mieliśmy za granicą niewielu piłkarzy, więc od nas miał wiedzę na temat tych, co są. I my wtedy ograliśmy Portugalię, gdzie na ławce siedział taki kozak, jak Scolari. Wtedy, co reprezentacja, to inna trenerska sława. Choćby Javier Clemente u Serbów. Jestem przekonany, że nie dalibyśmy plamy na Euro 2008, jakby z różnych względów nie wypadło nam ośmiu kluczowych piłkarzy. Zastępcy nie dali rady, bo mieliśmy poważnych rywali, a nie drużynę, gdzie gra listonosz, fryzjer i hydraulik przy całej sympatii dla Wysp Owczych.
Teraz nie ma problemu z brakiem kluczowych piłkarzy.
Dlatego śmiać mi się chce, jak Lewandowski stawia tezę, że nie ma w tej kadrze osobowości. I to mówi człowiek, który na swoich plecach wprowadzał drużynę do ważnych imprez. Nieco ponad 50 procent to jego bramki i asysty, a ta kadra, to nie tylko Lewandowski. Osobowościami są też Wojciech Szczęsny czy Arkadiusz Milik.
Jednak Santos, jak rozumiem, polegał w walce z ludzkimi słabościami. Nie zdiagnozował problemu.
Trener musi wiedzieć, czy szatnią rządzi rozum, czy emocje. Ja wiem wiele o holenderskich trenerach, którzy w większości mają wyższe wykształcenie i olbrzymią wiedzę. Hidink pracował z upośledzoną młodzieżą i równocześnie szkolił. Takie doświadczenia pomagają w zarządzaniu ludźmi. Dają wiedzę, kogo zwolnić, a komu dać szansę. Pozwala to zastosować socjotechniki. Leo potrafił tak zmotywować Bronowickiego, że przekonał go, że nie tylko jest w stanie zatrzymać Ronaldo, ale jeszcze założyć mu siatkę.
Santos, jak powiedzieliśmy, cierpiał.
Znalazł się w sytuacji, gdzie w zespole była zaburzona równowaga. W to należało wejść i jakoś zarządzić emocjami. Santos jednak nie wiedział, że zawodnicy dalej się kłócili o to, kto ma dostać dwa, a kto cztery złote z tych pieniędzy od premiera. A żeby to opanować, nie wystarczy okrągły stół, który de facto jest kanciasty. Takich spraw nie załatwia się przy jedzeniu schabowego.
A jak?
Beenhakker zaczął od 0:2 z Danią. Oni dali nam w czapę, potem z Finlandią to samo, bo było 1:3, a tu trzeba było za trzy dni grać z dwa razy lepszą Serbią. W nocy doszło do ewolucji. Mirek Szymkowiak sam podziękował, pozostałych ponownie zweryfikowaliśmy. Do bramki wszedł Kowalewski, zrobiliśmy cztery, pięć zmian i ruszyło.
To takie proste?
Tak, ale trzeba mieć rozeznanie. A Santos go nie miał, o czym świadczy ustawienie Karbownika na lewej stronie. Czesi pięć razy poszli tę stronę i ustawili sobie mecz. Nikt nie powiedział Santosowi, że Karbownik na tę pozycję się nie nadaje. Nie wykorzystał Damiana Szymańskiego, który dużo wniósł w meczu z Anglią w eliminacjach do mundialu w Katarze. Nikt nie powiedział mu, że to typowa szóstka.
Niedociągnięcia pewnie można mnożyć, ale zostawmy to. Kto po Santosie? Oczywistym wyborem wydaje się Marek Papszun.
Przez siedem lat pokazał, że ma dużą bazę pedagogiczną. To jest jednak nauczyciel WF-u, więc nie ma się co dziwić. Wie pan jednak, dlaczego osiągnął sukces w Rakowie? Bo właściciel obdarzył go zaufaniem. Papszun wymieniał asystentów, dyrektorów, piłkarzy i Raków stawał się coraz lepszy. On ma pojęcie o selekcji. Brak mu jednak doświadczenia międzynarodowego. Dla mnie Papszun to taki doktor Judym polskiej piłki, choć może się mylę.
To kto?
Zanim odpowiem, to zwrócę uwagę, że w PZPN nie robi się nic, żeby była ciągłość. Na zachodzie przychodzi nowy trener i ma sztab zostawiony przez poprzednika, jest jakaś kontynuacja. A gdzie są Skorża, czy Magiera. Byli nie ma. Brak spoidła. A przecież Boniek mógł skorzystać z Nawałki, bo on się wiele nauczył u Beenhakkera.
To, kogo potrzebuje kadra?
Psychoterapeuty. Kogoś, kto spolaryzuje uczucia, wyrzuci dwóch, trzech zawodników, żeby wyczyścić sobie przedpole. Potrzebny ktoś, kto będzie umiał zarządzać kryzysem. Ja polecam książkę Jacka Welcha "Winning", gdzie on pisze o zarządzeniu wielką firmą, ale jest też coś o futbolu i krykiecie. On pisze, na czym polega scouting, head hounting i tak dalej.
Nazwisko proszę?
Nawałka chodzi mi po głowie. I jeszcze Jan Urban. A najlepiej obaj i jeszcze jakiś trzeci, młody, do pomocy. Są trzy mecze, a kadra, w której rządzą emocje, musi je wygrać. Na razie te dwa pierwsze, z Wyspami Owczymi i Mołdawią, bo wtedy będzie 6 punktów i inna motywacja przed Czechami. Morale wzrośnie. Może jeszcze uda się wyjść, a jak nie to będzie baraż.