Król Jonas II Andersson

Moto
Król Jonas II Andersson
fot. f1h2o
Król Jonas II Andersson

W sezonie 2023 nie było mocnych na pracowitego niczym mrówka Szweda Jonasa Anderssona. 49-letni kierowca rodem z Orebro przypieczętował w Szardży drugi tytuł mistrza świata w serii wyścigowej F1H2O. Bartek Marszałek kończy tegoroczne zmagania na wysokim szóstym miejscu.

Niedziela, 10 grudnia. Dochodzi godzina 13.00. Pod palmami w parku miejskim w Szardży gromada szkrabów biega za piłką. Rodzice przyglądają się harcom brzdąców ubranych w koszulkę z napisem Messi lub Benzema. Na przejściu dla pieszych staje rosły mężczyzna, który większość czasu spędza w głębokich kniejach nieopodal Orebro. To król sezonu 2023 w F1H2O – Jonas Andersson. Lubi uciąć sobie drzemkę w hotelu tuż przed wyścigiem o GP Szardży, który rozpocznie się o godzinie 15.00 czasu lokalnego. Kiedy Jonas zmierza spokojnym krokiem do luksusowego hotelu Corniche, jego druga małżonka, filigranowa Jane Persson uwija się jak w ukropie. W namiocie z napisem Team Sweden ustawia krzesła, przygotowuje lekki posiłek dla swojego mężczyzny, a jak trzeba to w przerwie pomiędzy zajęciami kuchennymi, obsztorcuje mechaników, którzy grzebią się jak muchy w smole.

 

Jonas ma skromną armię ludzi, którzy przygotowują jego bolid. Sam jest na tyle zaradny i mądry w wymiarze inżynieryjnym, że ogarnia tuning silników. Jedna jednostka napędowa kosztuje circa 50 000 dolarów amerykańskich, a Andersson nie ma wujka, który jest szejkiem, więc ogląda każdego dolara po trzykroć zanim go wyda. W hotelu Corniche, w którym stacjonuje Szwed, zarówno w dniu kwalifikacji jak i w dniu zawodów, serwowany jest lunch dla teamów. Włoscy promotorzy wiedzą, że bez solidnego posiłku nie ma mowy o przeżywaniu sportowych emocji. Przeto od 11.30 do 13.00 mechanicy, małżonki, radiomani, sponsorzy mogą się posilić zanim wstrzymają oddech przed dojazdem do pierwszej boi. W lagunie Khalid pętla wynosiła 2057 metrów, a dyrektor wyścigu, sympatyczny Portugalczyk Luis Ribeiro postanowił, że w pożegnalnym wyścigu sezonu 2023 kierowcy przemierzą w zawrotnym tempie aż 32 okrążenia. A zatem mięśnie szyi muszą być przygotowane na spory wysiłek.

 

Z tego względu kiedy arabskie brzdące uganiały się za piłką w parku tętniącym zielenią w temperaturze 29 stopni, Jonas smacznie drzemał. Szwed zapragnął wypracować ocean energii niezbędny do tego, aby zadręczyć rywali morderczym tempem. A że Jonas to ambitny sportowiec, to dodatkowo kręcił i motywował go fakt, aby pogrążyć i utrzeć nosa bogatej stacji Abu Dhabi, która w roli szefa zespołu zatrudnia 10-krotnego mistrza świata – Włocha Guido Cappelliniego. Na nic zdadzą się miliony dolarów, kiedy naprzeciwko sztabu inżynierów, mechaników i sponsorów z ZEA staje wojownik z Orebro, który zna Fredrika Lindgrena – wicemistrza świata na żużlu w sezonie 2023. Obaj czytali (tudzież czytano im w dzieciństwie) książki znakomitej szwedzkiej pisarki – Astrid Lindgren ("Karlsson z dachu" i "Dzieci z Bullerbynn"), więc nie dziwota, że zarówno Jonas jak i Fast Freddie lubią psocić i ucierać noska faworytom…

 

Sprint odziera ze złudzeń

 

Ktokolwiek wymyślił sobotni program dnia otrzymałby maksymalną notę z marketingu i najniższą z możliwych ocen za znajomość mechaniki oraz inżynierii. 9 grudnia o 9.30 kierowcy walczyli jak lwy o jak najszybsze okrążenie podczas czasówki. Tryptyk wyssał mnóstwo sił z kierowców. Bartek Marszałek, który słusznie uchodzi za wzór pracowitości, zjawił się w padoku już o 5 rano. Nie mógł spać wiedząc ile elektryki i ile silników przerzucili jego zdolni mechanicy z Polski, Serbii i Australii. A często bywa tak w materii wyścigowej, że diagnozowanie przyczyny awarii czy źródła problemu przypomina szukanie igły w stogu siana. I kiedy nagrodą za zrywanie się z łóżka o brzasku było ósme miejsce Polaka w kwalifikacjach (Bartek odpadł w drugiej części czasówki), spece od widowiskowego zarzynania silników wpadli na pomysł, aby o 15.00 i o 15.35 wypuścić na akwen dwa zestawy kierowców.

 

Po cóż taki manewr? Dla uciechy sponsorów i garstki widzów, która zasiadła na trybunach. Szkopuł w tym, że ów sprint race nadwątlił siły i silniki kierowców. Trzykrotny mistrz świata Shaun Torrente wylądował w szpitalu, spędził noc na obserwacji i choć jego boss Guido Cappellini przywrócił łódkę do stanu używalności, kierowca z Florydy nie był w stanie walczyć w GP Szardży. Podbite oko, opatrunki pod kolanami… Jak przystało na zawodowca, zjawił się na padoku, aby udzielić wywiadu, ale szybko zwiał po wypełnieniu obowiązków. W Olbii Shaun pauzował za żółtą kartkę, a w Szardży trafił na rozbrykanych kierowców Victory Team, którym adrenalina skoczyła na niebotyczny poziom. I tak Torrente, który zajął drugie miejsce w kwalifikacjach za Jonasem Anderssonem, zamiast regenerować się przed niedzielnym wyścigiem, opuszczał pomost na noszach.


Niewiarygodne, że kierowców nikt nie pyta o zdanie, tylko spece od marketingu każą im brać udział w sprincie, który nie daje żadnych punktów do klasyfikacji, a niszczy wyżyłowane silniki. Ot, taki eksperyment panów w białych koszulach…


Pal licho, gdyby można było używać w sprincie rezerwowej jednostki napędowej, oszczędzając w ten sposób najlepszy silnik na wyścig. Bartek Marszałek udowodnił w sprincie, że jest wojownikiem. Zajął trzecie miejsce za Jonasem Anderssonem (Szwecja) i Grantem Traskiem (Australia), a ponadto zaimponował ofensywnymi akcjami. Tyle tylko, że silnik tak dostał w kość, że w niedzielę zamiast szóstego miejsca, które Bartek zajmował po neutralizacji, jednostka napędowa wyzionęła ducha. Początkowo Marszałek podejrzewał, że sprawcą defektu był regulator ciśnienia paliwa, lecz po zwodowaniu bolidu okazało się, że pękł pierścień w tłoku. I tak zamiast 6 pozycji, Polak ukończył zawody na dziewiątym miejscu i otrzymał zaledwie 2 punkty do klasyfikacji.

 

Walijczyk Jonathan Jones, czterokrotny mistrz świata F1H2O, nie mógł nadziwić się osobliwemu pomysłowi, aby robić dwa sprinty w sobotnie popołudnie. Marnym pocieszeniem pozostaje fakt, że w przyszłym roku za sprint będą przyznawane punkty do generalnej klasyfikacji. Potrzebna była kraksa Shauna Torrente, Filipa Romsa i Ahmeda Al Fahima, aby ktoś poszedł po rozum do głowy… Torrente wyznał, że nie żywi grama pretensji do Ahmeda, bo to nieopierzony kierowca, który najzwyczajniej w świecie popełnił błąd, za co otrzymał żółtą kartkę wykluczającą udział przedstawiciela Victory Team w niedzielnym wyścigu. Sportowcy zawsze znajdą nić empatii i zrozumienia…

 

Perth na horyzoncie

 

Jonas Andersson wygrał po raz czternasty wyścig w swojej karierze. Co więcej, po raz pierwszy w historii F1H2O Team Sweden sięgnął po prymat w klasyfikacji zespołowej. Jonasowi pomógł w osiągnięciu celu Fin Kalle Viippo, który zanotował najlepszy występ w sezonie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich dorzucając 7 punktów. Podczas wieczornej kolacji pod niebem Szardży, Jonas Andersson paradował w przyłbicy Wikinga. To prawdziwy król tego sezonu. 83 punkty w dorobku Anderssona to imponujący wynik (wicemistrz świata Erik Stark uzbierał 50 oczek). 4 zwycięstwa w skali roku to wynik niespotykany od czasów włoskiego arcymistrza Guido Cappelliniego, który mógł pochwalić się taką statystyką 22 lata temu.


Tymczasem o ile kierowcy i mechanicy mogą chwilę poświętować, bo kontenery ze sprzętem wyruszą niebawem ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich do Indonezji, o tyle dla promotora wyścigów z Perth, nastał okres gorących negocjacji. Australijczycy są obecni w wyścigowym światku w zakresie inżynierów (Craig Bailey pracuje dla Marit Stromoy) tudzież mechaników (Paul Kirkby pracuje dla Bartka Marszałka), lecz nie ma w kalendarzu MŚ GP Australii. Ta sytuacja może niebawem ulec zmianie. W Szardży w hotelu Corniche sporo godzin na negocjacjach z Włochami spędził Glenn Swarbrick. Pochodzący z Perth przesympatyczny jegomość jest żywo zainteresowany organizacją rundy MŚ w lutym 2025 roku. Nie będzie to wyścig w winnicach w pobliżu Margaret River czy na pustyni w Kalgoorlie, jeno areną zmagań będzie centrum najbardziej odizolowanego miasta na świecie, czyli Perth. Intencją Glenna jest wypracowanie sobie takiej pozycji, aby zawody o GP Australii były pierwszą rundą w sezonie 2025, a więc chce zdystansować Indonezję. Wiadomo, że otwarcie sezonu to większy szum medialny niźli zawody w okolicach wulkanicznego jeziora, więc Glenn ma zacną taktykę. Pytanie tylko co na takie dictum Azjaci, którzy wysłali do Szardży delegacje. W padoku w Szardży aż roiło się od przedstawicieli Wietnamu, Chin i Indonezji.


Bartek Marszałek z utęsknieniem wyczekuje narodzin drugiego potomka (synek). Polak świetnie odnajduje się nie tylko za kierownicą bolidu, ale słynie z dużej zręczności przy zmienianiu pieluch. Kiedy już ochłonie po przyjściu na świat drugiego dziecka (pierwszym jest córeczka), rozpocznie przygotowania do GP Indonezji. Lake Toba otworzy przyszłoroczny serial w dniach 23-25 lutego. Z kolei 29-31 marca, a więc w wielkanocny weekend Wietnam ugości kierowców w prowincji Binh Dinh. W kwietniu planowany, acz nie potwierdzony jest wyścig o GP Chin. W lipcu Pogradec i jezioro Ohrydzkie będzie gospodarzem GP Albanii. W październiku Sardynia zaprosi do walki na akwenie najszybszych kierowców F1H2O. W grudniu Szardża tradycyjnie zakończy sezon, a na swoje miejsce w kalendarzu czeka Kair. Chodzą słuchy, że przedstawiciele Egiptu skutecznie negocjowali w Szardży, ale póki co włoscy promotorzy milczą na ten temat, więc przyjmijmy, że w sezonie 2024 z pewnością odbędzie się 5 rund rangi MŚ, a resztę niech dopisze święty Mikołaj składający prezenty pod choinką…

 

Tomasz Lorek/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie