Afera goni aferę w Formule 1! Prezydent FIA ingerował w wyniki wyścigu?

Moto
Afera goni aferę w Formule 1! Prezydent FIA ingerował w wyniki wyścigu?
Fot. PAP
Mohammed Ben Sulayem jest podejrzewany o ingerowanie w wyniki wyscigu o Grand Prix Arabii Saudyjskiej w 2023 roku.

Ostatnie dni i tygodnie w Formule 1 są wyjątkowo gorące i nie chodzi tutaj o rywalizację na torze. Ciągle nie milkną echa skandalu wokół Christiana Hornera i konfliktu wewnątrz Red Bull Racing. Tymczasem światło dzienne ujrzały kolejne szokujące doniesienia. W tym przypadku dotyczą one prezydenta FIA Mohammeda Ben Sulayema. Szef światowej federacji motorsportu miał ingerować w wyniki ubiegłorocznego wyścigu o Grand Prix Arabii Saudyjskiej.

Informacje na ten temat przekazało BBC. Przeciwko działaczowi prowadzone jest śledztwo dotyczące przekroczenia uprawnień. W trakcie wyścigu Fernando Alonso otrzymał karę pięciu sekund za niewłaściwe ustawienie bolidu na polu startowym. Hiszpan zjechał do alei serwisowej, gdzie musiał odczekać pięć sekund, po czym mechanicy przystąpili do zmiany opon w jego samochodzie. Powtórki pokazały, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że mechanicy zabrali się do pracy nieznacznie wcześniej, przez co kierowca Astona Martina nie odcierpiał pełnej kary. Po analizie nagrań sędziowie zdecydowali się nałożyć na 42-latka kolejną karę - tym razem 10-sekundową. 

 

ZOBACZ TAKŻE: Robert Kubica zadebiutował w Ferrari! Co powiedział po pierwszym starcie?

 

Według doniesień angielskich mediów jeszcze w trakcie rywalizacji Ben Sulayem miał rozmawiać przez telefon z szejkiem Abdullahem bin Hamadem bin Islą Al Khalifą, czyli wiceprezydentem FIA ds. sportów motorowych na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. 63-latek miał nalegać, aby kara dla Alonso została anulowana. 

 

Finalnie tak właśnie się stało. W ostatecznym rozrachunku Hiszpan nie został ukarany, dzięki czemu zajął trzecie miejsce w wyścigu i stanął na podium. Gdyby do jego czasu doliczono wspomniane 10 sekund kary, wtedy spadłby na czwartą pozycję. Zmagania na torze w Dżuddzie wygrał Sergio Perez, a na drugiej lokacie uplasował się Max Verstappen. Jak informuje BBC, Ben Sulayem odmówił komentarza w tej sprawie. Na razie nie wiadomo, jakie potencjalne konsekwencji go czekają, jeżeli zarzuty się potwierdzą. 

 

Do tej pory 2024 rok w F1 przyniósł wiele głośnych spraw. Na początku stycznia po niemal 10 latach z funkcją szefa zespołu Haas pożegnał się Gunther Steiner. Niespełna miesiąc później, ku niezadowoleniu kibiców, Formuła 1 odrzuciła kandydaturę Andretti Global do przystąpienia do stawki.  Niedługo potem świat sportu obiegły plotki o przejściu Lewisa Hamiltona z Mercedesa do Ferrari. Sensacja stała się faktem i od przyszłego roku siedmiokrotny mistrz świata będzie się ścigał w barwach włoskiej ekipy. 

 

Od kilku tygodni świat F1 żyje jednak skandalem, jaki wybuchł wokół Christiana Hornera. Szef Red Bulla został oskarżony o "niewłaściwe zachowanie" wobec jednej z pracownic. Austriacki zespół przeprowadził niezależne śledztwo w tej sprawie. Kilka dni przed rozpoczęciem sezonu 2024 Brytyjczyk został oczyszczony z zarzutów. Dzień później z anonimowego konta na skrzynki mailowe przedstawicieli mediów, F1 i FIA wysłane zostały zrzuty ekranów rozmów z Whatsappa, które miały potwierdzać winę Hornera. 

 

Wiele wskazuje na to, że jest element walki o władzę w Red Bullu pomiędzy Hornerem a obozem Maxa Verstappena - kierowcy zespołu i trzykrotnego mistrza świata. Sprawa nabrała takich rozmiarów, że coraz więcej mówi się o tym, że Holender po sezonie przejdzie do Mercedesa. Zamieszanie w tej kwestii trwa nadal i najprawdopodobniej w najbliższych dniach będziemy świadkami jego ciągu dalszego. Podobnie powinno być w kontekście Ben Sulayema i jego ewentualnej ingerencji w wyniki wyścigu. 

Mateusz Tudek/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie