Nominacje Probierza, czyli między dygotem a pewnością siebie

Piłka nożna
Nominacje Probierza, czyli między dygotem a pewnością siebie
fot. Cyfrasport
Michał Probierz i Robert Lewandowski.

Michał Probierz wysłał powołania na mecze barażowe o awans na mistrzostwa Europy. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu nominacjami selekcjonera do piłkarskiej kadry żyła cała Polska. Dziś jest inaczej. Raczej nie rozmawia się o tym w tramwajach, na przerwach w szkole czy pracy. Obrazuje to skalę zniszczeń, jakie dokonały się w ostatnim czasie w kwestii drużyny narodowej.

Fakt, że nie byliśmy w stanie awansować na Euro bezpośrednio i zblamowaliśmy się ulegają Mołdawii, Czechom czy Albanii sprawił, że jedno z nielicznych dóbr, które naprawdę łączy Polaków, zobojętniało. Mało tego - nasi piłkarze stali się przyczynkiem do drwin, postaciami „memicznymi”. W jakimś sensie nawet synonimem obciachu. Nie tylko piłkarze, ale także działacze, trenerzy. Z takim wydawałoby się asem, jak mistrz Europy słynny Fernando Santos na czele.

 

ZOBACZ TAKŻE: Boniek uderza w powołania Probierza! "Ten ruch ma spore konsekwencje!”

 

Oczywiście nie tylko wyniki o tym decydowały. To jest sport - zawsze można coś przegrać, gdzieś się pogubić. W tym przypadku ogromną rolę odegrała jednak cała otoczka. Począwszy od niesmacznych kłótni o pieniądze, zawirowań w PZPN, zmian trenerów, komicznych wypowiedzi graczy (vide: w drugiej połowie meczu z Mołdawią byliśmy już myślami na wakacjach), po wywiad kapitana, który zrzucał odpowiedzialność na młodszych kolegów. Czy kilka lat temu ktoś w ogóle miał prawo przypuszczać, że mozolnie budowany latami nieskazitelny wizerunek Roberta Lewandowskiego może być porysowany?

 

To dopiero teraz miałby rację bytu nakręcony jeszcze za czasów Jerzego Brzęczka film pod tytułem „Niekochani”. Wtedy tytuł wydawał się pretensjonalny, naznaczony jakąś przesadną wrażliwością, wpisujący się w budowaną wewnątrz drużyny teorię oblężonej twierdzy. Dziś takie określenie naszych asów jest właściwie strzałem w dziesiątkę.

 

Patrząc na postawę drużyny w tych eliminacjach trudno było darzyć ją jakimiś głębszymi uczuciami. Tu nie było solidarności, poczucia wspólnoty celu, ognia, który pozwalałby wierzyć w ducha tej ekipy bez względu na osiągany w danym momencie wynik. Czegoś takiego, co od lat widzimy w drużynach bałkańskich, skandynawskich czy tych z Wysp Brytyjskich. Mimo zmieniającego się świata, kosmopolityzmu, profesjonalizmu nakazującego dbać bardziej o miejsce pracy niż kadrę, kiedy oni grają dla swoich ojczyzn, to się po prostu pali pod nogami. Za reprezentację daliby się pokroić.

 

Czy możemy to samo powiedzieć o naszych asach?

 

To być może brutalne stwierdzenie i pewnie niemogące odnosić się do wszystkich, ale generalnie zapewnienia zawodników, jak ważna jest dla nich kwestia gry w narodowych barwach, honoru, hymnu czy noszeniu orzełka na piersi, to jedynie oklepane formułki. Wypada tak mówić i tyle. Na boisku tego poczucia wyjątkowości, w związku z udziałem w tej drużynie, kompletnie nie widać.

 

Nie mam zamiaru nikomu czegokolwiek odbierać i absolutnie nie twierdzę, że ta grupa ludzi, którzy naprawdę prezentują bardzo wysoki poziom sportowy w swoich miejscach pracy, nie jest zdolna do rzeczy wielkich. Przeciwnie: reprezentacja Polski jest jedną z nielicznych drużyn w Europie, które grają znacznie poniżej swoich możliwości i nie wykorzystują potencjału.

 

Wybór mamy tak duży, że powinniśmy bez trudu systematyczne ogrywać słabeuszy, w większości przypadków średniaków, a raz na jakiś czas zrobić niespodziankę i pokonać kogoś z pierwszej dziesiątki rankingu FIFA.

 

Taki stan, jak mniej więcej za czasów Adama Nawałki, kiedy w turnieju byliśmy w stanie dotrzeć do ćwierćfinału, jest absolutnie w dalszym ciągu w zasięgu. Trzeba jednak tych dorosłych ludzi, świetnie sytuowanych i mimo w większości młodego wieku bardzo już doświadczonych, dobrze dobrać, ułożyć i natchnąć. Potrzebna jest iskra, która wznieci ogień.

 

Nie krzyku, źle pojmowanej charyzmy, niezwykłego CV czy przynależności do lepszego piłkarskiego świata. Tu trzeba przede wszystkim popracować nad głowami naszych graczy, zwrócenia uwagi na ich mentalność. Może dobrania kilku graczy niekoniecznie najlepszych, ale takich, którzy dodadzą charakteru. Może rezygnacji z kogoś, kto wydawała się oczywisty, może jakiegoś wstrząsu, który pokazałby, że nie ma świętych krów i gwarantowanej obecności w kadrze na mocy zasiedzenia.

 

Patrzę na nominacje Michała Probierza i wydaje się, że idzie w tym kierunku. Zdiagnozował problem i teraz pytanie, czy da radę to wdrożyć. Ideałem byłoby, gdyby pograł w tych barażach odważnie, nie szedł na łatwiznę i już testował drużynę, którą będzie chciał wystawiać na mistrzostwach Europy. A przy okazji się do nich dostał.

 

Z drugiej strony musi pamiętać, jak bardzo pokpił sprawę eksperymentując w meczu z Mołdawią w Warszawie (1:1).

 

Czy w kadrze kogoś ewidentnie brakuje? Może powinien dostać szansę niezwykle waleczny i będący w dobrej formie Szymon Żurkowski z Empoli, może Michał Skóraś, który zaczyna błyszczeć w Brugge, może rewelacyjny w Los Angeles Mateusz Bogusz, Bartłomiej Wdowik z Jagiellonii czy jednak Arkadiusz Milik z Juventusu? Generalnie jednak trudno się przyczepić do powołań.

 

Mamy tu naprawdę imponujący przegląd ciekawych piłkarzy w różnym wieku z całego świata. Świetnie, że selekcjoner zna naszą Ekstraklasę i sięga po graczy takich jak Dominik Marczuk, Taras Romanczuk czy Kamil Grosicki. Mamy trzech bramkarzy w znakomitej formie: Wojciech Szczęsny, Marcin Bułka, Łukasz Skorupski. Wreszcie grają w swoich klubach właściwie wszyscy obrońcy. Jakub Kiwior właśnie awansował w ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Arsenalem. Paweł Dawidowicz jest kapitanem w Hellas Werona w lidze włoskiej, Sebastian Walukiewicz zbiera wysokie noty w Empoli, Jan Bednarek w Southampton, a Paweł Bochniewicz w Heerenveen.

 

Gwiazda ligi tureckiej Sebastian Szymański strzelił w tym sezonie dziewięć goli, ma osiem asyst i zapewne przejdzie latem do czołowego klubu ligi angielskiej. Adam Buksa zdobył dla Antalyaspor dwanaście bramek, Krzysztof Piątek dla Istambul BB trzynaście, a Robert Lewandowski dla Barcelony dwanaście. Piotr Zieliński, mimo deklaracji odejścia z Napoli do Interu Mediolan, jednak gra w lidze włoskiej. Bartosz Slisz pograł już w Atlancie United w obecności 73 tysięcy widzów. Nicola Zalewski wrócił do pierwszego składu Romy na mecz w Lidze Europy, a Jakub Moder po powrocie do Brighton po dwóch latach znajdzie się znowu w kadrze Polski…

 

Co nazwisko z listy Probierza, to zawodnik na poziomie, z ciekawą najnowszą historią. Naprawdę grzechem jest twierdzenie, że bieda aż piszczy, wybór jest niewielki i nie ma komu grać. Na kpinę raczej zakrawał fakt, że z takimi zawodnikami wyglądaliśmy aż tak marnie. Że reprezentacja od wielu miesięcy była w permanentnym dygocie, lęku przed rywalami nawet z najniższej półki.

 

Jeśli się tego rozdygotania pozbędziemy (rola trenera), to nie ma takiej możliwości, aby wybrańcy Probierza nie poradzili sobie z Estonią, Walią czy Finlandią.

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie