Wicemistrz olimpijski z Pekinu: Jak w Paryżu będzie 11 medali, to będzie dobrze

Inne
Wicemistrz olimpijski z Pekinu: Jak w Paryżu będzie 11 medali, to będzie dobrze
fot. Cyfrasport
Paweł Rańda (pierwszy z lewej) wypowiedział się na temat nadchodzących igrzysk olimpijskich

Nieco ponad 100 dni pozostało do rozpoczęcia igrzysk olimpijskich w Paryżu. Czy dla sportowców to dużo, czy mało? Czy to najcięższy okres w przygotowaniach? Ile medali zdobędzie reprezentacja Polski w Paryżu? I czy polskie wiosła przeżywają kryzys? Na te pytania i nie tylko w rozmowie z portalem Polsatsport.pl odpowiada wicemistrz olimpijski w wioślarstwie – Paweł Rańda.  

Aleksandra Szutenberg: Cztery miesiące to dużo czy mało?  
 
Paweł Rańda: Dla sportowców to w zasadzie chwilka. Za moment wchodzą w okres BPS-u, czyli bezpośredniego przygotowania przed startem. Tu już pojawia się też ta nutka ekscytacji, bo jeśli mówimy o wioślarstwie, to chłopaki są w przeddzień pierwszych startów. To jest zawsze wyznacznik tego, gdzie jesteśmy, czy dobrze przetrenowaliśmy i czy jesteśmy "w stawce". A jak to my mówimy, jak jest równo, to wszyscy mają szansę na medal.  
 
Te cztery miesiące przed igrzyskami to jest jeszcze okres najcięższej pracy – "orki", czy już schodzenie z obciążeń?  
 
Nie, nie, orka jest do końca. W zasadzie tylko ten ostatni okres to jest sztuka wypoczynku. Do pierwszego startu mamy orkę. Po pierwszym starcie zaczynamy nieco luzować, żeby ten pik takiej świeżości i tego, co wypracowaliśmy przez ten cały okres, nastąpił na półfinał i finał, ale teraz jeszcze jest ciężko i w zasadzie monotonnie.  
 
Pekin 2008 to taki złoty czas polskiego wioślarstwa - złoto dominatorów, czyli czwórki podwójnej; srebro czwórki bez sternika wagi lekkiej, w której m.in. Pan zasiadał. Potem jeszcze lata sukcesów przede wszystkim osad kobiecych, ale wydaje mi się, że teraz jednak mamy lekki kryzys. Prawda czy fałsz?  
 
Prawda, prawda. Na ten moment zakwalifikowaną mamy tylko czwórkę podwójną mężczyzn – srebrnych medalistów mistrzostw świata, ale myślę, że bardzo duże szanse na kwalifikację mają kobiety w dwójce podwójnej wagi lekkiej. W mistrzostwach świata zajęły pierwsze niepremiowane awansem miejsce, a jest ich czwórka do dwójki, więc ta rywalizacja powoduje, że poziom sportowy dziewczyn cały czas będzie wysoki. Też liczę na tę kwalifikację z innego powodu. Ich trenerem jest mój kolega z Pekinu, czyli Łukasz Pawłowski, więc fajnie, by było, żeby Łukasz pojechał z nimi na igrzyska i też tam osiągnął sukces. Co do innych osad, to będzie bardzo ciężko, ale nikomu oczywiście nie można odbierać tego, że się zakwalifikuje. Będą regaty ostatniej szansy w Szeged podczas mistrzostw Europy dla małych typów i później ostatnia szansa w Lucernie dla większych osad. Jeśli ekipie byłych mistrzów świata, a więc czwórce bez sternika, jak to my mówimy po wioślarsku – "zaskoczy jazda", to oni mogą równie dobrze mieć medal na igrzyskach.  
 
Przed igrzyskami w Tokio oni już byli wymieniani w gronie faworytów do medalu… 
 
Ale niestety rok w wyczynowym sporcie, w sporcie profesjonalnym to jest dużo. Opóźnienie igrzysk sprawiło, że gdzieś ta forma, to czucie wody uciekło. W naszej dyscyplinie to jest klucz do zdobywania medali - czucie wody, czucie jazdy. Ale mistrzowie świata nie biorą się z przypadku, oni wiedzą do czego dążyć, ale trzeba to znaleźć. Jak się znajdzie i ta powtarzalność chwytów, tej jazdy jest 9 na 10, no to można mówić, że medal prawie mamy w ręce, tylko trzeba go wyszarpać, ale jeśli zdarza się 1 na 10 dobrej jazdy, no to trzeba dalej szukać i nie jest powiedziane, że to się znajdzie. Dokładnie tak było z nami w Londynie. My mieliśmy czasami dobrą jazdę, ale nie mogliśmy złapać tego, co w Pekinie. Wtedy łódka płynęła nam cały czas świetnie i czuliśmy, że jesteśmy w stanie zdobyć medal.  
 
Słyszałam, że to, czego Pan żałuje, to to, że nie udało się wsiąść do dwójki. Dlaczego? Ta dwójka jest bardziej prestiżowa od czwórki?  
 
Nie. Dlatego, że walczyłem o nią przez kilka lat. Robert z Tomkiem (Robert Sycz i Tomasz Kucharski przyp. red.) byli dwukrotnymi mistrzami olimpijskimi. Przede wszystkim chciałem sobie udowodnić, ale też innym, że też potrafię z Robertem pływać. Od Roberta się wiele nauczyłem i rytmów wiosłowania i rzeczy, które są ważne w torze, jak taktyka rozgrywania biegu, ale dlaczego żałuję? Może nie tyle, że żałuję, tylko zawsze chciałem. Lałem Tomka i Roberta na jedynce, więc gdzieś tam ta złość taka sportowa była. No ale oni byli dwukrotnymi mistrzami olimpijskimi i czapki z głów i koniec dyskusji. 
 
Na szczęście znalazłem swoją przystań w czwórce bez sternika wagi lekkiej i cieszę się z tego, że udało się znaleźć trzech facetów plus ja i zdobyliśmy medal, ten, którego najbardziej żeśmy pragnęli. Aczkolwiek srebrny, a drugi to pierwszy przegrany.  
 
Wróćmy jeszcze na moment do tego kryzysu w polskich wiosłach.  Z czego on wynika? Przez lata było tak dobrze: Robert Sycz i Tomasz Kucharski, potem dominatorzy, potem dziewczyny - Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj to przecież mistrzynie olimpijskie, po nich wielkie sukcesy i medale czwórki podwójnej kobiet, a teraz szukamy tych osad, które się w ogóle zakwalifikują…  
 
Przede wszystkim wielka szkoda, że Marcin Witkowski, który był autorem sukcesów kobiet odszedł do innej reprezentacji i zajmuje się dziewczynami na zachodzie, miał pomysł na to. To tak naprawdę jego determinacja, jego układanie kobiet, dopasowywanie spowodowało, że przez kilka lat te młode dziewczyny wychodząc z juniora, z młodzieżówki, jak Julia Michalska czy właśnie Natalia, czy Magda Fularczyk-Kozłowska, po kolei przechodziły te wszystkie kategorie wiekowe i później zdobywały sukcesy na igrzyskach olimpijskich. Gdzieś to zostało zaburzone. To się tak wydaje, że trener pracował, zostawił coś po sobie, przychodzi następny i wie, jak to robić. Jednak nie, jednak osoba jest bardzo ważna. I teraz budowanie od nowa wielu rzeczy powoduje, że jest to utrudnione i gdzieś mamy tę sinusoidę, która poszła na dół. 
 
Teraz musimy wyciągnąć ją do góry. Mamy zdolną młodzież, ale potrzeba, żeby ta młodzież uczyła się od najlepszych. Tylko z najlepszymi, takimi jak właśnie czwórka chłopaków, będą się uczyli rytmu i tego, co jest najważniejsze w wiosłach.  
 
Na razie zostawiamy inne dyscypliny. Czy czwórka podwójna mężczyzn sięgnie po medal? I czy te inne osady, jeżeli wywalczą kwalifikację, to też w gronie tych osad walczących o medal mogą się znaleźć? Czy pierwszy raz od lat nie będzie medalu polskich wiosł na Igrzyskach?  
 
Medal będzie. Medal będzie w czwórce podwójnej, choć też nie można powiedzieć na 100%. Ale chłopaki świetnie wiosłują i są piekielnie mocni. Czwórka dominatorów fizycznie była o klasę słabsza od tych chłopaków. Zadecyduje tylko wiosłowanie i dyspozycja dnia. Ten zdobywa złoty medal, kto popełni najmniej błędów. 
 
Przejdźmy jeszcze do tematu życia po zakończeniu kariery sportowej. Miałam okazję rozmawiać ostatnio z dziewczynami, które miały wiele sukcesów sportowych - medale olimpijskie na swoim koncie i zadawały sobie pytanie: co ja mam teraz ze sobą w życiu zrobić? Wielu sportowców, mistrzów, mistrzyń, tych ze światowego topu nie ma kompletnie pomysłu na to, co po sporcie. Jak wyglądała ta Pana droga po zakończeniu kariery sportowej?  
 
Powiem tak: doskonale wiedziałem, że nigdy nie będę trenerem. Mimo że bardzo to lubię i kocham dyscyplinę. To mogłoby być moje drugie zajęcie, z pasji. Dlaczego nie trenerem? Dlatego, że z jednej strony chciałem się rozwijać zawodowo, ale też wiedziałem – to bardzo prozaiczny powód, że finansowo trenerzy to są ubodzy ludzie. Mimo sukcesów na poziomie światowym, nie zarabiają adekwatnie tyle, ile powinni. To był główny powód, do tego dołożyła się sytuacja w moim klubie. W 2007 roku, czyli jeszcze przed igrzyskami w Pekinie założyłem działalność gospodarczą, w zasadzie po to, żeby poszukiwać sponsorów do rozwoju swojej kariery sportowej i tę działalność prowadziłem. W 2010 roku miałem już pomysł na życie po życiu. Wymyśliłem imprezę sportową we Wrocławiu i zacząłem ją rozwijać. 
 
Ja miałem pomysł, ale dzisiaj, i to jest taki mój, można powiedzieć, apel do ministra sportu: w wojsku się to nazywa rekonwersja i to jest tak jakby zajęcie się żołnierzem po tym, jak odchodzi na emeryturę. Ma ileś różnych możliwości zrobienia kursów itp., jest jakaś pula pieniędzy do wykorzystania na to. U nas ci najlepsi sportowcy też powinni mieć taką możliwość, takiej ścieżki, bo bardzo często ich się zostawia samych sobie. Robiłeś wyniki, super, kończysz robić wyniki, my ciebie już nie potrzebujemy.  
 
I zdarza się, że pojawia się depresja, do której przyznali się między innymi Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Marek Plawgo… 
 
Ja sam też miałem... Ciężko mi było się pożegnać z wiosłami i przejść do życia po życiu. Dzisiaj też jest wielu świetnych ludzi, którzy nie mają pomysłu, a czasami właśnie tak jak ja, nie chcieliby zostać trenerem. Trzeba im pomóc, trzeba im ten warsztat i ten rozpęd dać, ale musi to zrobić państwo, szczególnie w dyscyplinach niszowych, tych, które są na igrzyskach - jak ciężary, wioślarstwo, szermierka, kajaki. To są dyscypliny, które nie mają takich pieniędzy jak choćby piłka nożna i dlatego mówię o tej pomocy państwa dla najlepszych sportowców. Pomocy, która pchnie ich do tego, żeby robili karierę. Być może niekoniecznie będą sportowcami, ale świetnymi menedżerami. Czasami potrzebują miękkich umiejętności - takiej pomocy w doszkoleniu się. W czasie, w którym wykuwamy formę, nie każdy jest w stanie zarządzać tak czasem, żeby pogodzić i treningi, i naukę, czyli studiowanie i później przejść płynnie do życia zawodowego. 
 
Mam wrażenie, że to się u nas zaczyna dziać, rozkręcać. AZS ma program dwutorowej kariery studentów, PKOl wprowadził warsztaty dla byłych sportowców – olimpijczyków, ale wracając do Pana. Czym Pan się teraz zajmuje? 
 
Jestem wiceprezesem aquaparku we Wrocławiu i tam się sprawdzam właśnie w tej roli menadżera. Lubię to bardzo, mam super zespół. Robię to, co lubię, czyli współpracuję z ludźmi, a w momencie, kiedy coś tworzymy i widać z dnia na dzień, z chwili na chwilę, jak podejmowane decyzje, dają efekty w postaci czegoś nowego to sprawia mi to bardzo dużą radość, taką jak wiosłowanie kiedyś. Cieszę się, że jestem dzisiaj w tym miejscu, w którym jestem. To doświadczenie wyniesione ze sportu pomaga bardzo w karierze pozasportowej. Przede wszystkim umiejętność pracy z ludźmi w grupie.  Wioślarstwo to też tworzenie teamu. Cztery osoby plus piąty trener, każdy jest inny, z każdym trzeba inaczej rozmawiać, dogadywać się. 
 
My przebywaliśmy 280 dni w roku na obozach, mieszkaliśmy ze sobą, więc ta umiejętność kompromisów, a czasami postawienia też sprawy twardo była bardzo istotna. Podobnie jak teraz umiejętność radzenia sobie z porażkami, czy w stresie. Proszę mi uwierzyć, że stanie na starcie w półfinale na igrzyskach czy w finale, to naprawdę wielkie wyzwanie, żeby opanować emocje i nie popełnić błędu. Takie doświadczenie to teraz w trakcie negocjacji, czy rozmów duże ułatwienie. Sport nauczył mnie jeszcze jednej ważnej rzeczy. Wyciągania wniosków z porażek i wyciągania wniosków z sukcesu.  
 
Wychodziliśmy od czterech miesięcy do Igrzysk Olimpijskich w Paryżu i na tym zakończymy. Ile medali wywalczy w Paryżu cała polska reprezentacja?  
 
Myślę, że jeśli powtórzy sukces z igrzysk olimpijskich w Pekinie i zdobędzie 11 medali, to będzie dobrze.  

Całość rozmowy w załączonym materiale wideo.

 

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie