Zawodnicy przychodzili i go wspierali. „Zabolało nie raz”. Rozpędzony GKS przed wielką szansą

Piłka nożna
Zawodnicy przychodzili i go wspierali. „Zabolało nie raz”. Rozpędzony GKS przed wielką szansą
fot. Cyfrasport
Zawodnicy przychodzili i go wspierali. „Zabolało nie raz”. Rozpędzony GKS przed wielką szansą

Lepszego zakończenia Fortuna 1. Ligi kibice nie mogli sobie wyobrazić. Lechia Gdańsk już dawno wszystkim odpłynęła, ale o tym, kto zajmie drugie, premiowane bezpośrednim awansem miejsce zdecyduje mecz Arki Gdynia z rozpędzonym GKS-em Katowice. Zwycięzca zgarnie całą pulę.

Arka Gdynia od pewnego czasu gra w kratkę, GKS Katowice jest na fali. Drużyna Rafała Góraka nie przegrała sześciu ostatnich spotkań. Cztery z nich wygrała. Dwa razy w sposób niezwykle efektowny. Zdeklasowała 8:0 Resovię i ograła 5:2 Wisłę Kraków. Te wyniki muszą robić wrażenie. W lepszej sytuacji wydaje się być jednak Arka, która w ostatniej kolejce zagra z GKS-em u siebie. Arka ma 3 punkty przewagi, więc wystarczy jej remis. GKS musi wygrać.

 

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Myśli pan sobie teraz: lepszego końca sezonu nie mogłem sobie wymarzyć?

 

Rafał Górak, trener GKS-u Katowice: Cieszę się, że w taki sposób możemy skończyć ten sezon, że może się okazać, że nasz licznik w bieżących rozgrywkach zatrzyma się na trzydziestu czterech meczach. Jesteśmy bardzo zadowoleni. Nic dodać, nic ująć.

 

A nie boli to, że cały sezon ciężko pracowaliście, a teraz ten jeden mecz określi, co się z wami stanie?

 

Nie, tak nie można podchodzić. Taki jest sport. W PKO Ekstraklasie też jeden mecz ma zdecydować o tytule. Mnie cieszy ten scenariusz i nie mam żalu, bo choć trzydzieści trzy mecze za nami, to wciąż możemy namieszać.

 

Pamiętam, jak rozmawialiśmy jesienią. Już wtedy mówił pan, że celem jest awans.

 

Ja raczej twardo stąpam po ziemi i nie jestem łasy na takie dyskusje. Wiem, jaka jest ta liga. Wiem, że wielu ma ochotę iść wyżej. Wtedy raczej chodziło mi o to, żeby po dwóch sezonach na okrzepnięcie w lidze po awansie zrobić trzeci krok. Gdyby finansowo spojrzeć na ligę, to nie byliśmy i nie jesteśmy faworytem. Pieniądze nie są jednak jedynym czynnikiem decydującym o awansie. Wierzyłem zresztą, że mam przewagę dzięki tej mojej pięcioletniej pracy w GKS-ie. To był pewien proces, pewna metodyka. To wymaga cierpliwości.

 

Właśnie miałem o to spytać i zauważyć, że wyniki GKS-u, który nie jest przecież zespołem złożonym z gwiazd, pokazują, iż można to dobrze robić, mając przez kilka lat jednego i tego samego trenera. Pokazują, że żonglowanie przeważnie jest bez sensu. Nie mówię, żeby nie zmieniać, ale u nas zmienia się za często i czasem zbyt pochopnie.

 

Tak to mniej więcej wygląda. Co tu dużo mówić, znam klub, co spada do niższej ligi, a w przedziale pięcioletnim wymieniał trenera wielokrotnie. Czasem jest potrzeba zmian, ale czasem nie.

 

Pan miał trudne momenty.

 

Były takie momenty. Zawód trenera nie jest usłany różami. Każdy tydzień cię weryfikuje. Jak przegrywasz, to zaczyna się wokół ciebie robić gęsto. Te trudne momenty często przeradzają się w hejt. Ja mam twardy charakter, nie wyciągam białej flagi. Wierzę w metodykę, w mrówczą pracę, która przenosi efekt. Nigdy nie stałem bezradny przed drużyną.

 

A dużo było tych gorących momentów u pana?

 

Na przestrzeni pięciu lat parokrotnie wpadaliśmy w turbulencje. Zawodnicy nawet przychodzili i mówili, żebym czegoś nie wymyślił, bo oni wierzą, że to, co robimy, ma sens, oni się pod tym podpisują. Choćby z racji tego, że drużyna jest dla mnie najważniejsza, nie mogłem niczego zrobić. A poza tym staram się być odpowiedzialnym człowiekiem. W pracy i w domu. Mam dwóch synów i nie chciałbym, żeby oni widzieli ojca, co rezygnuje tylko dlatego, bo tak ludzie po prostu mówią. Zawsze powtarzałem, że ja z tego wyjdę, bo ciężko pracuję i wierzę w to, co robię.

 

Teraz chyba byśmy musieli wystawić laurkę pańskim przełożonym, bo ten mecz z Arką to jest też taka zapłata za te pięć lat wytrwałości.

 

Zawsze jest tak, że na końcu jest ręka właściciela, ale szybciej prezesa, czasem doradcy. W klubie sportowym jest wiele emocji i niekiedy ktoś nie wytrzymuje. Ja zawsze ceniłem sobie rozmowę z przełożonymi w momentach trudnych. Starałem się słuchać. Cieszę się, że właściciel we mnie nie zwątpił.

 

Dzięki temu stał się pan kimś wyjątkowym.

 

Tomek Tułacz jest w Puszczy dłużej, niż ja w GKS-ie. Nie jestem wyjątkowy, ale to wiele dla mnie znaczy. Bo to przecież oczywiste, że właściciel miał wiele trudnych momentów. I choć niekiedy mi się wydawało, że mogliby mnie wspierać mocniej, to jednak uważam, że zawsze byli wobec mnie ok. Nigdy nie przyszli z emocjami.

 

A kibice na pewno śpiewali, żeby zwolnić trenera Góraka.

 

Nawet chóralnie. Nie oszukujmy się, że tak nie było. Kibic ma jednak prawo, ich muszę zrozumieć, chociaż na pewno zabolało nie raz.

 

Wróćmy do Arki. To, jaki jest plan? Myśli pan, że możecie to spotkanie wygrać?

 

Wszyscy, co mnie znają, wiedzą, że nie lubię gadać o planach. Koncentruję się na najbliższym meczu, staram się zrealizować cel, jaki jest przede mną, a to, co dalej chwilowo mnie nie interesuje.

 

GKS jest jednak rozpędzony. Chyba można tak powiedzieć?

 

Jak się przeanalizuje całą rundę, to ogólnie naszą dyspozycję można określić, jako dobrą. Jednak nie zawsze błyszczeliśmy. Jak chcemy być spokojni, jak nie chcemy myśleć, co dalej, to wiemy, co musimy zrobić. Tym razem wszystko jest banalnie proste.

 

No tak. Interesuje was tylko wygrana.

 

Tylko i aż. Wszystko jest jasne. Jedziemy do Gdyni bez Adriana Danka, ale on leczy kontuzję już od dwóch i pół miesiąca, więc na granie bez niego jesteśmy przygotowani. Reszta prezentuje się idealnie i mam nadzieję, że te ostatnie treningi już nam nie namieszają i niczego nie zmienią.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie