Selekcjoner "Biało-Czerwonych" bije na alarm! "Żaden Polak tego nie robi!"

Selekcjoner hokejowej reprezentacji Polski Rober Kalaber przygotowuje zespół do turnieju EIHC, jaki od czwartku do soboty zostanie rozegrany w Sosnowcu. Będzie to najpoważniejszy sprawdzian przed kwietniowo-majowymi MŚ Dywizji IA, na których powalczymy o powrót do światowej elity. W rozmowie z Polsatem Sport trener Kalaber opowiedział o tym, co spędza mu sen z powiek.
Michał Białoński, Polsat Sport: Od czwartku do soboty, w ramach turnieju Euro Ice Hockey Challenge, w Sosnowcu podejmiemy mocnych rywali – głównego konkurenta w walce o powrót do elity Włochów, a także znajdujących się już w niej Słoweńców i Węgrów. Jaki pan stawia cel przed drużyną?
Robert Kalaber, selekcjoner hokejowej reprezentacji Polski: Odkąd tylko w 2020 r. objąłem reprezentację, hołdujemy temu samemu systemowi pracy. Od samego początku wprowadzamy do kadry i szkolimy szersze grono zawodników. Na pierwszych zgrupowaniach jest mniej etatowych kadrowiczów, gdyż chcemy dać szansę nowym, zwłaszcza tym młodszym. Przy okazji poznają, jakie są wymagania w kadrze. Natomiast im bliżej MŚ, tym kadra jest mocniejsza. W tym roku jest to samo. Jedyna zmiana polega na tym, że do tej pory graliśmy z Estonią, a teraz mamy bardzo dobre dwa turnieje, na których mierzymy się z tymi samymi rywalami – Węgrami, Słowenią i Włochami, którzy szykują się na przyszłoroczne IO. W związku z tym będą bardzo mocną drużyną. Ich zawodnicy grają w dobrych, prestiżowych ligach Europy. To bardzo ciekawi rywale.
ZOBACZ TAKŻE: Prezes PKOl: Wypłaciliśmy nagrody dla medalistów olimpijskich
Czy wszyscy przyjechali zdrowi na zgrupowanie?
Pojawiły się kontuzje i urazy pomeczowe. Przez nie musieliśmy dokonać pięciu zmian w kadrze. Na miejsce niedysponowanych obrońców Ciury, Horzelskiego, napastników - Michalskiego, Smala i Jeziorskiego powołaliśmy do obrony Bryka i Górnego oraz napastników Krzemienia, Kamińskiego i Gościńskiego.
Nie wezwał pan tym razem kilku ważnych dla kadry napastników, a zwłaszcza grających w GKS-ie Katowice Patryka Wronki i Grzegorza Pasiuta. Czy to skutek ich obciążeń meczowych, związanych z występami w finale Pucharu Kontynentalnego, czy – w wypadku Pasiuta - chodzi także o zmianę warty?
Ich udział finale Pucharu Kontynentalnego to jedna sprawa, a druga, to nasz zamiar odmłodzenia kadry. Nie możemy mieć już tak leciwego składu jak rok temu na MŚ elity w Ostrawie. Nawet gdyby się udało wywalczyć kolejny awans z udziałem starych wyg, to za półtora roku, występ w elicie tak starym składem nie dawałby szans na powodzenie. Dlatego musimy odmłodzić zespół, ale jednocześnie nikogo nie skreślamy, ani Pasiuta, ani Wronki. Mam świadomość jednak, że finał PK kosztował ich sporo sił i emocji, choć zagrali tylko dwa, a nie trzy mecze.
Nie poczują się obrażeni?
Nie. Rozmawiałem z Wronką i Pasiutem. Umówiliśmy się na telefon po zakończeniu sezonu ligowego i zobaczymy, w jakim będą zdrowiu. Jeśli wszystko będzie OK, to weźmiemy ich pod uwagę przy budowie jak najmocniejszego składu na kwietniowe MŚ Dywizji IA w Rumunii. Kilka zagadek personalnych zostanie rozwiązanych także podczas najbliższego turnieju w Sosnowcu. Sam jestem ciekaw, jak się na nim zaprezentujemy. Co do Rumunii, to na sto procent nie będzie na MŚ tylu starych zawodników, ilu mieliśmy w Ostawie. To jest pewne. Ale z których rutyniarzy będziemy korzystać na MŚ, pokaże play off ligi i oczywiście ich zdrowie. Pamiętajmy, że będziemy mieli znacznie mniej czasu na przygotowania do MŚ niż rok temu. Starsze organizmy potrzebują więcej czasu na regenerację po fazie play off. Sezon jest długi i trudny, zobaczymy, kto ile meczów będzie miał na koncie.
Dopiero po play offach będziemy decydować o powołaniach na MŚ. Myślę, że Wronki ani Pasiuta nie potrzebujemy szkolić. Po prostu wiemy, czego się po nich należy spodziewać.
W kim pan pokłada największą nadzieję z młodszego pokolenia? Kamil Sadłocha, choć urodził się w Polsce i jego ojciec był naszym hokeistą, dopiero od tego sezonu może nas reprezentować, bo hokejowo szkolił się w USA. O rok młodszy od niego Kamil Wałęga dobrze sobie radzi w Wilkach Żylina na Słowacji, gdzie gra na środku pierwszego ataku. Nową twarzą, która nie grała na żadnym dużym turnieju, jest też Jakub Jaworski.
Ale Jaworski to nie jest już młode pokolenie, za dwa lata skończy "trzydziestkę". Przyjeżdża na zgrupowania już od kilku lat, ale na razie uciekają mu duże turnieje. Szkolimy na razie 22-latków Karola Biłasa z Bartoszem Florczakiem. Obaj są obrońcami, liczymy na nich. Są już z nami trzeci sezon. Ich poziom powinien iść w górę.
Wiadomo, Kamil Sadłocha i Mikołaj Syty to zawodnicy, którzy mogą już reprezentować Polskę. Myślę, że obaj nam pomogą. Zobaczymy na turnieju w Sosnowcu. Obaj na razie wyglądają bardzo dobrze. Oby tak dalej.
Wałęga w ubiegłym sezonie miał bardzo ciężko. Grał ledwie po trzy-cztery minuty na mecz w Ocelarzi Trzyniec, skąd był odsyłany do filialnego klubu we Frydku-Mistku. Każdy z tych klubów miał swój system gry, w żadnym z nich nie był w domu. Przez to ubiegły sezon miał bardzo słaby. W BPS-ie przed MŚ w Ostrawie pomogliśmy mu bardzo, żeby wspiął się na wyższy poziom. Wszedł na właściwe tory i w tym roku ma dużo lepszą formę. Sam jestem ciekawy, jak jego gra będzie wyglądać.
O ile z Włochami i Słowenią zagramy o godz. 18, o tyle ostatnie starcie z Węgrami nastąpi już o godz. 14:30. Mało będzie czasu na regenerację. To ma zahartować zespół przed MŚ?
O taki termin meczu z Węgrami zawnioskowała telewizja, bo tak jej to pasuje do ramówki. Ale faktycznie, będzie to dla nas także test tego, jak sobie poradzimy po 18 godzinach regeneracji. Na pewno to nam pomoże w przygotowaniach do MŚ. W Rumunii pierwszy mecz zagramy z gospodarzami o godz. 19:30, a już nazajutrz, niemal w porze obiadowej, o godz. 16, czekać nas będzie starcie z Japonią.
Nasza liga pod względem poziomu zwyżkuje, ale głównie dzięki Szwedom i Finom, na których nastała moda. Poza Katowicami, w czołowych klubach Polacy nie grają w pierwszych formacjach. Martwi to pana?
Poziom ligi to jest jedna sprawa, a reprezentacja to druga. Cały czas mnie martwi ta sytuacja. O ile z bramkarzem jakoś sobie poradziliśmy, dzięki naturalizacji Tomasza Fucika, który przez najbliższych kilka lat będzie nam mógł pomóc i nie musimy już się bać momentu, w którym John Murray skończy karierę, o tyle w innych formacjach nie jest tak różowo. Największą bolączką jest to, że w Polskiej Hokej Lidze nie mamy ani jednego polskiego obrońcy, który w swym klubie grałby przewagi liczebne.
Brzmi to faktycznie bardzo smutno. Pomyśleć, że pierwszym Polakiem w Galerii Sław światowej federacji IIHF jest właśnie obrońca Henryk Gruth.
Czasami w przewagach pojawiają się na lodzie tylko Maciej Kruczek i Marcin Kolusz, który ma już 40 lat. Na dobrą sprawę Kolusz jest ostatnim polskim obrońcą, który potrafi grać przewagi na odpowiednim poziomie. I jest to dla mnie bardzo duży problem. Jeżeli nasz obrońca nie gra na co dzień w klubie przewag, nie nauczy się tego w trakcie zgrupowania przed MŚ. Nie dziwmy się zatem później, że w kadrze mamy kłopoty z wykorzystywaniem przewag. Pamiętamy, co się działo na MŚ elity w Ostrawie. Mieliśmy tylko jednego obrońcę Kolusza, który potrafił grać przewagi. Skazani byliśmy na schemat z ustawianiem jednego obrońcy na niebieskiej linii, a rywale byli przecież bardzo wymagający.
Wiadomo, liga jest mocna i atrakcyjna, mecze dobrze się ogląda, ale trzeba by się zastanowić nad tym, co zrobić, aby polscy obrońcy również grali w przewagach. Bez tego nie zrobimy postępu.
Mecze Polaków na turnieju EIHC w Sosnowcu:
Czwartek, 6 lutego, godz. 18: Polska - Włochy
Piątek, 7 lutego, godz. 18: Polska - Słowenia
Sobota, 8 lutego, godz. 14:30: Polska - Węgry
Przejdź na Polsatsport.pl