Zbigniew Boniek usłyszy wyrok skazujący?! Odsłaniamy kulisy! "Nie starcza na to wyobraźni”
- Sprawa jest smutna dla pana Bońka, dla jego wizerunku, dla jego dóbr osobistych, dla wszystkich jego bliskich i sympatyków, z uwagi na to, że ze sprawy czystej, która nigdy nie powinna się skończyć zarzutami, a już na pewno nie aktem oskarżenia, zrobiono dodatkowo medialną hucpę – powiedział nam adwokat Zbigniewa Bońka Sebastian Duliniec, który odsłania kulisy głośnej sprawy, w której oskarżono nie tylko ówczesnego prezesa PZPN-u, ale też m.in. sekretarza generalnego Macieja Sawickiego.
Michał Białoński, Polsat Sport: Jak do tego doszło, że został pan obrońcą Zbigniewa Bońka w głośnej sprawie o zawarcie umowy sponsorskiej przez PZPN?
Sebastian Duliniec, adwokat Zbigniewa Bońka: O to powinien pan zapytać mojego mocodawcę. Jak pan wie, sprawa toczy się w Szczecinie. Jest to dosyć nietypowa sytuacja, bo PZPN i wszystkie osoby, które działały w tej sprawie pochodzą z Warszawy, albo z innych miast. Natomiast sprawa toczy się w Szczecinie, dokąd mam blisko, więc mam przyjemność reprezentować interesy Zbigniewa Bońka.
Sprawa jest smutna dla pana Bońka, dla jego wizerunku, dla jego dóbr osobistych, dla wszystkich jego bliskich i sympatyków, z uwagi na to, że ze sprawy czystej, która nigdy nie powinna się skończyć zarzutami, a już na pewno nie aktem oskarżenia, zrobiono dodatkowo medialną hucpę.
ZOBACZ TAKŻE: Zbigniew Boniek ocenił transfer Zalewskiego do Interu! "Mrzonka, którą sobie wymyśliliśmy”
Czy jednej z największych legend polskiej piłki, jaką jest bez wątpienia Zbigniew Boniek, grozi wyrok skazujący i więzienie? Prokuratura podkreśla mocno brzmiące zarzuty: "niedopełnienie obowiązków", "fikcyjne negocjacje" i "wyrządzenie szkody majątkowej wielkich rozmiarów", za co sankcja wynosi nawet do 10 lat pozbawienia wolności. To wszystko brzmi niezwykle poważnie.
Ogląda pan na pewno telewizję i wie, co się dzieje w wymiarze sprawiedliwości. Doszliśmy do takiego punktu, w którym wszystko, czego nie mogliśmy sobie wyobrazić okazuje się być możliwe. Szczerze mówiąc, nie starcza wyobraźni na to, że Zbigniew Boniek miałby być skazany, a już na pewno, żeby mu groziło więzienie. Abstrahując od tego, co jest windowane w komunikatach Prokuratury Krajowej, jaki z nich płynie przekaz, jest jeszcze materiał dowodowy, a przede wszystkim niezawisły Sąd. I jest jeszcze sprawiedliwość, którą będziemy chcieli w tym postępowaniu osiągnąć.
Wymienił pan znamiona, którymi epatuje prokuratura. My przygotowaliśmy obszerny, bo szesnastostronicowy dokument, stanowiący wniosek o umorzenie postępowania. Expresis verbis, merytorycznie wykazujemy w nim, że żadna z tych przesłanek po prostu nie zaistniała. Nie mamy w tej sprawie szkody wielkich rozmiarów, jest to naruszenie prawa materialnego. Nie powinno się łączyć różnych zdarzeń, które miały miejsce na przestrzeni wielu lat, po to tylko, żeby matematycznie zawyżyć kwotę szkody, żeby wyszło nieco ponad milion zł, by móc ofensywnie stawiać tego rodzaju zarzut. Nie ma tu krzty dowodu na to, że było jakiekolwiek działanie zamierzone, że ktoś swoją umyślnością doprowadził do zrobienia jakiegokolwiek czynu przestępnego. Prokurator nie wykazuje tego w akcie oskarżenia, unika odpowiedzi na te, jakże kluczowe dla tej sprawy, pytania.
Analogicznie ma się sprawa z rzekomo fikcyjnymi negocjacjami, jakie prowadził pośrednik ze sponsorem. Są dowody mówiące o tym i nawet prokurator, dosyć niechętnie, ale streszcza je w akcie oskarżenia. Przede wszystkim w świadomości Zbigniewa Bońka ta osoba, którą prokuratura ma na myśli, jako osobę pośrednika, która miała te fikcyjne negocjacje prowadzić, ona je rzeczywiście prowadziła, ona rzeczywiście przyprowadziła sponsora. Taką świadomość miał Zbigniew Boniek. Natomiast akt oskarżenia i jego tezy nie obalają tego.
Osobą, która przyprowadziła sponsora jest Jakub Tabisz. Przeanalizował pan akt oskarżenia. Do jakich wniosków pan doszedł po tej lekturze?
Akt oskarżenia liczy sobie 340 stron. Dokument tyleż obszerny, co mało merytoryczny. Przede wszystkim do tej sprawy dołączono osoby, które się nigdy w tej sprawie nie powinny znaleźć. Z dwóch spraw, nie mających ze sobą żadnego związku, zlepioną jedną. Jest to działanie, w którym sprawę z wielkimi znakami zapytania, jak ta Zbigniewa Bońka i innych osób z ówczesnego PZPN-u, wzmacnia się inną sprawą, która wydaje się bardziej oczywista. Ten zabieg spowodował, że mamy do czynienia z materiałem dowodowym o pojemności 12 tys. stron plus załączniki, sam akt oskarżenia jest bardzo obszerny, z czego merytoryki jest niewiele. Natomiast nie otrzymujemy odpowiedzi na pytania, czy można Zbigniewowi Bońkowi cokolwiek przypisać.
Całe postępowanie prowadzą od początku dwaj prokuratorzy. Wydali niebagatelne pieniądze w postępowaniu. Przypomnę, że wszystkie wojewódzkie związki piłki nożnej zostały przeczesane. Zabezpieczono w nich wszystkie materiały – nośniki danych, komputery. Łatwo sobie wyobrazić, jak wiele osób musiało nad tym pracować, poświęcono kilkaset godzin ich wysiłku, a tak naprawdę nie znaleziono nic. Sprawa dotyczy jednej umowy ze sponsorem PZPN-u i dwóch aneksów, czyli mamy trzy dokumenty. Kilka źródeł dowodowych, które powinniśmy analizować i to jest wszystko. Tymczasem akt dowodowy na ponad 12 tys. stron plus akt oskarżenia na 340 stron to zamysł prokuratorów, który polega na tym, żeby zaciemnić pewne rzeczy. Być może prokuratura liczy na to, że sąd nie poświęci tej sprawie tyle czasu, ile ona wymaga i uda się prokuratorom osiągnąć swój rezultat. Patrząc na akt oskarżenia, nadzieje te oceniał był jako płonne.
Nie uważa pan, że pana klient został złapany w pułapkę, bo jeżeli nie od strony prawnej, to moralnie było podejrzane to, że pan Jakub Tabisz, którego firmie wypłacono prowizję od umowy sponsorskiej ze sponsorem U., był jednocześnie członkiem zarządu PZPN-u? I może za to Zbigniew Boniek cierpi?
Przede wszystkim nie było tego rodzaju zakazu, który by uniemożliwiał wypłacenie prowizji członkowi zarządu. Niezależnie od tego, zarówno Zbigniew Boniek, jak i inne osoby, które wówczas współpracowały przy zawieraniu umowy sponsorskiej, liczyły na to, aby w krótkim czasie pozyskać jak najwięcej gotówki dla PZPN-u. Bardzo jest ważne, że PZPN łączyła umowa ze spółką, która niezależnie od tego, czy miała jakikolwiek udział w pozyskaniu sponsora, to należne jej było 20 procent prowizji.
Dokładnie, chodzi o firmę Sportfive.
Umowy z tą firmą nie ustalał Zbigniew Boniek, on ją w PZPN-ie zastał. W związku z tym, jeżeli osoba aktywna przyprowadziła sponsora i doprowadziła do skutecznej wypłaty bardzo dużych środków dla PZPN-u, a z drugiej strony mamy zastrzeżenie, że prowizja należna za przyprowadzenie tego sponsora ma obniżać prowizję podmiotowi, który niezależnie od tego, czy wykaże jakąkolwiek aktywność czy nie, i tak może sobie rościć skutecznie prawo do prowizji, to w tej sytuacji ciężko mówić o jakimkolwiek problemie. Zwłaszcza, że finalnie związek na tym zyskał. I współpraca z podmiotem, który przyprowadził tego sponsora trwała długo. I obie strony były z niej zadowolone.
21 grudnia pan Boniek wysłał list otwarty do prokuratora generalnego Adama Bodnara, w którym zwrócił uwagę na fakty: „dlaczego prokuratura o sprawie informuje w pierwszej kolejności środki masowego przekazu, dlaczego publicznie ocenia jego wyjaśnienia i przedstawia stan sprawy niezgodnie z jego przebiegiem”. Dodał, że został pouczony o tajemnicy śledztwa i że nie ma prawa ujawnienia treści swoich wyjaśnień publicznie, co chętnie by to uczynił. Pan Bodnar listem otwartym nie odpowiedział. Stanowisko zajął Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej, który na pytanie „Przeglądu Sportowego” o to, dlaczego tematem nie zajął się zespół prokuratorów do zbadania spraw pozostających w zainteresowaniu opinii publicznej ze względu na ich przedmiot oraz charakter, prowadzonych i zakończonych w latach 2016–2023, w powszechnych jednostkach organizacyjnych prokuratury, odpowiedział, że „przedmiotem badania zespołu były i będą sprawy prowadzone i zakończonych w latach 2016–2023. Natomiast sprawa Zbigniewa B. została zakończona w roku 2025. Nie spełnia więc tego kryterium.” Kierując się zdrowym rozsądkiem, czy to nie data sprawy, tylko merytoryczność powinna być kluczowa?
Zawsze powinna decydować merytoryka, a nie polityka. My zwróciliśmy się z listem otwartym, choć finalnie został przesłany tylko ministrowi sprawiedliwości i otrzymaliśmy jego odpowiedź.
Co ona zawierała?
Pan minister Bodnar wyraził ubolewanie, że najpierw prokuratura informuje media, a dopiero później podejrzanego lub jego obrońcę o określonych faktach i zdarzeniach, które miały miejsce w sprawie. Uznał, że jest to niedopuszczalne, nieprawidłowe i obiecał, że się to nie powtórzy. Ale, niestety, słowa nie dotrzymał, chociaż nie zakładam jego złej woli, bardziej złą wolę prokuratury. Chwilę po tym dostaliśmy informację medialną, że akt oskarżenia został skierowany do sądu, w osobnym komunikacie opisano szczegóły tego oskarżenia, a dopiero kilka dni później wysłano do nas list informujący nas o skierowaniu aktu oskarżenia do sądu. Niestety, tą sprawą rządzi polityka. Myślę, że wynika to z wielu aspektów. Będziemy to ujawniali na sprawie.
Co wybijecie?
Chociażby ponadnormatywne działanie CBA. To jest niespotykane, że w momencie, w którym nawet gdy prokurator regionalny dostaje informację, że określony senator dostał za darmo bilet na mecz, wszczyna takie postępowanie, w którym przeczesuje PZPN i wszystkie związki wojewódzkie, wydaje setki tysięcy złotych na to, żeby cokolwiek znaleźć. Okazuje się, że w tej materii nie znajduje nic. Okazuje się, że inne wątki, w jakich prokurator upatrywał nieprawidłowości kończą się umorzeniami. I to prawomocnymi. Trafia się jeden aspekt umowy i wokół tego robimy politykę.
Ja jestem zawiedziony tym, że pozwolono na skierowanie aktu oskarżenia, nie wykonując szeregu innych czynności, o które wnosiliśmy. W ten sposób przerzucono ciężar dowodowy na sąd. Większość podobnych postępowań toczy się przez długie lata, a skaza na wizerunku pana Bońka powstaje dzisiaj, natomiast mozolne wyjaśnianie takiej sprawy przez sąd może zająć bardzo długo i z tym będziemy musieli się teraz zmagać.
Znacie już datę pierwszej rozprawy? Wiadomo czy sąd przyjął sprawę wokandę?
Powiem szczerze, że nikt formalnie nie dostał aktu oskarżenia. My wykonaliśmy fotokopię akt postępowania w sądzie. Ale sąd jeszcze nie zbadał aktu oskarżenia. Nawet przedwcześnie mówić, czy on spełnia wymogi formalne. Mamy spore wątpliwości dotyczące prawidłowości tego aktu.
Czego one dotyczą?
Największe kontrowersje wzbudza połączenie naszej sprawy ze sprawą całkowicie obcych osób.
Z tzw. aferą melioracyjną?
Dokładnie, a nie ma tutaj żadnego punktu stycznego. Natomiast uczyniono to tylko po to, żeby zachować właściwość Sądu Okręgowego w Szczecinie i dodatkowo sprawę nieoczywistą wzmocnić sprawą oczywistą.
Jest też kwestia braków, jak chociażby nieprzesłuchanie kluczowych osób. Ja tylko przypomnę, że pan Boniek autorytatywnie o niczym w tej sprawie nie decydował. On był ostatnim ogniwem. Sprawa przechodziła od sekretarza generalnego, przez różne działy PZPN-u, poprzez wewnętrznych prawników i jeszcze przez zewnętrzną kancelarię adwokacką. I nikt nie miał żadnych uwag, żadnych wątpliwości. My chcieliśmy przesłuchać tych adwokatów, żeby wyjaśnili znaki zapytania, jakie widzi prokurator. Prawnicy uczestniczyli w spotkaniach na temat tej umowy, więc mogliby ujawnić, oczywiście po zwolnieniu ich z tajemnicy, jakie były intencje, co kto zamierzał zrobić i dlaczego oni uważali, że sprawa jest czysta i nadal tak uważają. Natomiast prokurator tego nie zrealizował. Jest to na pewno poważne uchybienie.
Prosiliśmy też o przesłuchanie kilku innych osób. Prokurator zezwolił na przesłuchanie jednej i uzupełniająco odebrał wyjaśnienia Zbigniewa Bońka, a w akcie oskarżenia podaje, że w związku z tym, iż dopuścił te dwa dowody, to obrona i oskarżony nie mają prawa uważać, że działa tendencyjnie, bo coś, w cudzysłowie, dla nas zrobił. Według mnie, przez ostatnie pół roku nie zrobiono nic. Akt oskarżenia być może był już wcześniej przygotowany, pod z góry przyjęte tezy. Okoliczności, które my naprowadzaliśmy nie pasowały do tego, więc przerwano postępowanie dowodowe. Prokuratorzy chcą, żeby martwił się tą sprawą sąd.
Nieoficjalnie wiadomo, że Zbigniewowi Bońkowi groziło przymusowe doprowadzenie do prokuratury, przez co przez jakiś czas nie przyjeżdżał do Polski, albo robił to po cichu, drogą kołową, przez Niemcy, by nie dać powodu do spektaklu medialnego. Pan doprowadził do tego, że stawiliście się w prokuraturze w umówionym terminie?
Prokuratorzy zaprzeczyli, że mieli tego rodzaju intencje wobec pana Bońka. Mając jednak na uwadze to, co się działo, czyli dowożenie ludzi z Warszawy do Szczecina przez pół Polski, żeby postawić im zarzut i wykonać wokół tego szopkę medialną, nie można wykluczyć, że tak by się stało, że Zbigniew Boniek również zostałby tak potraktowany. To konsternowało, bo nie tak to powinno w demokracji wyglądać.
Zbigniew Boniek, od samego początku, gdy pierwsze osoby były wożone z Warszawy do Szczecina, deklarował pełną gotowość wyjaśnienia tej sprawy. On przecież wiedział, że prędzej czy później musi dojść do jego przesłuchania. W związku z tym kierowaliśmy korespondencję do pana prokuratora. On na nią nie reagował. Poddawaliśmy pod rozwagę przesłuchanie zdalne, bo są takie możliwości, zwłaszcza, że prokurator działa autorytatywnie i on nie pozwoli na to, żeby ktoś mu coś narzucał, blokował postępowanie, więc chcieliśmy zagrać otwarcie i byliśmy dostępni w każdym czasie. Doszło do takiej sytuacji, że dzień przed przesłuchaniem my się dowiedzieliśmy o jego terminie, więc z przyczyn logistycznych nie było możliwe, żeby mój klient przyleciał. Natomiast umówiliśmy kolejny termin spotkania, na które przyjechaliśmy, wszystko wyjaśniliśmy.
Rzecznik Prokuratury Krajowej, według mnie nie w porządku, komentował przebieg przesłuchania Zbigniewa Bońka. Chcieliśmy maksymalnie obiektywizować tę czynność, żądaliśmy, żeby przesłuchanie było nagrywane, by sąd mógł poznać sposób, w jaki prokuratorzy zadają pytania, ich swoistą napastliwość. Chcieliśmy, żeby protokół w stu procentach odpowiadał temu, co zostanie przez Zbigniewa Bońka wysłowione, a nie, żeby prokurator, który jest osobą protokółującą, nadawał coś, zmieniając ton wypowiedzi mojego klienta. Do tego nagrania nie doszło, w związku z tym Zbigniew Boniek, po konsultacji ze mną, zdecydował, że nie będzie odpowiadał na pytania tych prokuratorów. Natomiast umożliwi mi zadanie pytań, spośród których większość to była kalka pytań, jakie prokuratorzy zadawali innym podejrzanym. W ten sposób Zbigniew Boniek wyjaśnił merytorycznie wszystko, odniósł się do zarzutów, a w komunikacie prokuratury usłyszeliśmy, że nie odniósł się do zarzutów, odpowiadał na pytania częściowo nie odnosząc się do istoty zarzutów i podkreślał swoje zasługi. Ani jedno, ani drugie nie miało miejsca.
Z uwagi na to 10 grudnia złożyliśmy wniosek o wyłączenie obu prokuratorów z rozpoznawania tej sprawie.
I co się stało?
Proszę sobie wyobrazić, że do prokuratora krajowego Korneluka wniosek ten wpłynął 16 grudnia, do Zamiejscowego Wydziału Prokuratury w Szczecinie dotarł 13 grudnia, a został rozpoznany w dniu 12 grudnia, czyli dzień przed jego wpłynięciem, bazując na mailu, który także wysłaliśmy do prokuratury. Tak oto wniosek został rozpoznany na podstawie maila, chwilę po tym, jak dotarł do prokuratury, w sytuacji, w której wniosek liczył 16 stron i zawierał masę zagadnień. To też pokazuje styl i tendencyjność autorów aktu oskarżenia i ich podejście, bezkompromisowe, chcące na siłę zamknąć tę sprawę, wyrzucić ją do sądu, żeby on się martwił, żebyśmy się my martwili, a oni żeby mieli z głowy postępowanie przygotowawcze. Szkoda, że do tego doszło. Istnieje podstawność do tego, żeby umorzyć postępowanie, ale sprawa trafiła do sądu, więc droga się nam wydłużyła. Skazani jesteśmy na długi proces.
