Siatkarski mistrz Polski nr 23. Zaczyna się już w środę

Po raz pierwszy w historii Lublin lub Zawiercie założy siatkarską koronę PlusLigi. W sezonie, jakiego Polska jeszcze nie widziała, w sezonie, w którym emocjami sześciu półfinałowych spotkań można by obdzielić kilka finałów. Fluktuacja, z jaką mamy do czynienia na mistrzowskim tronie, to bez wątpienia konsekwencja rozwoju ligi. Ale są i powody do niepokoju.

Siatkarski mistrz Polski nr 23. Zaczyna się już w środę

Tekst ten będzie miał nieco osobisty ton, mijają właśnie trzy dekady, odkąd przyglądam się zmaganiom walczących o medale siatkarzom. Ponieważ PlusLiga w zorganizowanej i profesjonalnej formule otworzyła swoje podwoje równo ćwierć wieku temu, przyjmijmy to wydarzenie za cezurę zmian, które pchnęły polską siatkówkę w niewyobrażalny wręcz wymiar. Oczywiście należy opisać kryteria, w jakich ten postęp mierzymy, ale przyjmując właściwie każde z nich, dostrzeżemy zjawisko w innych obszarach polskiego sportu raczej obce. Łatwo jest lidze permanentnych medalistów mistrzostw Europy, dwukrotnych z rzędu triumfatorów mundialu, a teraz i wicemistrzów olimpijskich wystawiać panegiryki, ale nie sam poziom, na który siatkówka weszła, ale jego utrzymanie i konsekwentny rozwój są tutaj sprawą godną podziwu.

 

Szybko przyzwyczajamy się do dobrego, wysoka jakość, która staje się normą, przestaje zachwycać, jednak właśnie w obecnym sezonie doznań płynących z siatkarskiego zjawiska mamy jak nigdy wcześniej. Pamiętam swój uśmiech politowania, kiedy były prezes PZPS Mirosław Przedpełski lata temu mówił pieszczotliwie o polskiej siatkówce „cacuszko”. Było to dość pretensjonalne, w końcu rolą dziennikarzy nie było przytakiwać komuś, kto na czele chwalonej przez siebie organizacji stoi, ale poniewczasie należy Przedpełskiemu przyznać rację. Nie on sam ligową siatkówkę na ten galaktyczny poziom wyniósł, stało za tym wielu ludzi, ale w tym miejscu warto powtórzyć; nie samo zorganizowanie tego wehikułu było majstersztykiem, ale utrzymywanie go przez lata na coraz wyższym poziomie.

 

Nie sam otworzyłem na nowo oczy na polską siatkówkę, pomógł mi w tym zagraniczny kolega, który spędzał w Polsce weekend przy okazji jednego z wydarzeń piłkarskich. Zupełnie przypadkiem natknęliśmy się na transmisję telewizyjną turnieju finałowego o Puchar Polski w Krakowie. Proszę mi wierzyć, nie bujam nawet odrobinę - ogólny plan kamery, jeszcze nim realizator pokazał detale drugiego z sobotnich półfinałów, spowodował, że ów znajomy wyjął telefon i zaczął przeglądać aplikację NBA sądząc, że właśnie z wydarzeniem tego kalibru ma do czynienia w transmisji. Kiedy mówiłem mu, że chodzi o siatkówkę, a on tego sportu akurat w ogóle nie rozumie, nie mógł wyjść ze zdziwienia, że nie są to ani mistrzostwa świata, ani mistrzostwa Europy, nawet nie reprezentacyjna potyczka, tylko jeden z corocznych finałów drugich pod względem ważności rozgrywek klubowych. Zaraz potem dostaliśmy w tych samych parach ligowe półfinały PlusLigi i o ile wcześniej mogliśmy podnosić przede wszystkim wartość artystyczną oprawy, tak tutaj dostaliśmy siatkarskie arcydzieła. Gryzę się w palce pisząc te słowa, nie raz, nie dwa zdarzało mi się szukać dziury w całym, poza tym nadmierna egzaltacja w sporcie z reguły budzi śmieszność, ale to przecież samo środowisko zgodnie przyznało, że takich widowisk, tak niebotycznego ich poziomu dotąd nie było i aż trudno sobie wyobrazić, że mecze o medale mogą ten poziom utrzymać lub jeszcze go wywindować.

 

Na tronie PlusLigi zasiądzie mistrz Polski nr 23, jeśli liczyć całą historię rozgrywek, lub dopiero piąty triumfator od momentu powołania PlusLigi. Dla Aluronu Warty Zawiercie nie będzie to premierowe podium, dla Bogdanki LUK Lublin to debiut w medalowej elicie. Prowadzony przez Wilfredo Leona zespół będzie dziesiątym medalistą PlusLigi w historii, fluktuacja na tronie, wyjście poza dominujący przez lata kwartet bełchatowsko-kędzierzyńsko-jastrzębsko-rzeszowski, stanie się zapewne inspiracją dla innych, że warto mierzyć w wysokie cele, może nawet ryzykować, jak zrobił to LUK sprowadzając jednego z najwybitniejszych siatkarzy w historii dyscypliny. I choćby dla samego Leona, dla całej armii wybitnych gwiazd tego sportu warto było ślęczeć godzinami przed telewizorem lub w halach. Zresztą widzowie doceniają to na każdym kroku, właściwie każde badanie telemetryczne pokazuje, że ligowej siatkówce trudno znaleźć w Polsce konkurencję, nawet jeśli na piłkarskie stadiony przychodzi po 30 tys. kibiców.

 

Dość tego patosu, ktoś powie, że nie ma świata idealnego, więc i w klubowej siatkówce w Polsce zdarzyło się wiele wypadków charakterystycznych dla świata biznesu, żeby wspomnieć tylko perypetie klubów z Częstochowy, Warszawy czy Bełchatowa. Ale to i tak incydenty, które nijak mają się do upadających klubów w innych rozgrywkach czy niejasnego stylu zarządzania innymi organizacjami sportowymi. Możemy również przenieść te porównania na niwę stricte sportową, szybko dostrzeżemy, że przerwana wreszcie ćwierćfinałowa klątwa olimpijska czy totalnie nieudany mundial 2010 to ledwie potknięcie przy permanentnej degrengoladzie reprezentacyjnej w wielu innych sportach.

 

Żeby nie było do końca zbyt słodko, zanim zasiądziemy do wielkich batalii o medale, warto zwrócić uwagę na jedną niepokojącą rzecz, która zakrawa na charakterystyczny dla wielkiego sportu paradoks. Im wyższy poziom rozgrywek, a co do tego nie ma sporu, im więcej nadciągających nad Wisłę gwiazd, im dłuższa siatkarska żywotność zawodników, tym mniej miejsca dla młodych, którzy zaraz po skończeniu wieku juniora lub nawet wcześniej mogliby się na tę karuzelę załapać. Cieszmy się PlusLigą, zachwycajmy się jej poziomem, być może najwyższym na całej planecie, ale pilnujmy, żeby nie wylać dziecka z kąpielą.

 

Transmisja pierwszego meczu finałowego PlusLigi Aluron CMC Warta Zawiercie - Bogdanka LUK Lublin w środę 30 kwietnia o godzinie 17.50 w Polsacie Sport 1 oraz na Polsat Box Go.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie