Finał dla United, brawa dla Bilbao

Wrócić po wielu latach na Old Trafford to dla mnie wyjątkowe i dość nostalgiczne przeżycie. Komentowałem tu swój pierwszy w życiu mecz za granicą i do dziś wiele momentów z tamtych dni wciąż dobrze pamiętam.

Finał dla United, brawa dla Bilbao
fot. PAP
Manchester United awansował do finału Ligi Europy kosztem Athleticu Bilbao

W szczególności to, jak mimo ówczesnego odpadnięcia Manchesteru United z Champions League z Monaco w rewanżu ćwierćfinału kibice podziękowali drużynie. Owacją na stojąco. Mimo niepowodzenia fani zdawali sobie sprawę z tego, że zespół zrobił absolutnie wszystko by awansować. Prawdopodobnie podobnie było przed laty na Anfield w pamiętnym spotkaniu Liverpoolu z Widzewem. "The Reds" wygrali wtedy drugie spotkanie 3:2, ale to było za mało, bo łodzianie odnieśli u siebie zwycięstwo 2:0. Pojawiła się wtedy teoria, że sympatycy gospodarzy - znający się na piłce - docenili wówczas polskich piłkarzy i to im oddali cześć rzęsistymi brawami. Wydaje mi się jednak, że nagrodzili swoich. Za wysiłek, za walkę, za zaangażowanie. Mimo niezadawalającego finalnie rozstrzygnięcia.

 

ZOBACZ TAKŻE: Angielska dominacja w Lidze Europy! Zobacz wszystkie półfinałowe gole (WIDEO)

 

W czwartek kibice Athletic Bilbao po ostatnim gwizdku sędziego Daniela Sieberta długo nie opuszczali trybun. Czerwono-biała "armia" zdzierała gardła, gdy na stadionie była w zasadzie już tylko ona. Fani United kierowali się do pubów czy w poszukiwaniu transportu do domu, co po meczach na tym stadionie wcale nie jest takim łatwym zadaniem. Baskowie nie tylko chcieli się "popisać" przed angielską publicznością. Oddawali hołd drużynie, którą przecież w marzeniach widzieli w finale. Tym bardziej że rozgrywany on będzie w ich domu, na magicznym San Mames. Ból więc był podwójny. Mimo to nikt pretensji nie miał.

 

Piłkarze United przez wiele minut obu meczów nie zachwycali, ale w rewanżu znów jakość okazała się decydująca. Doskonale wiemy, że restrykcje Athtleticu uniemożliwiają mu sięganie po piłkarzy, którzy z tą przepiękną krainą nie mają nic wspólnego. Jakby nawet było ich na to stać, nie mogliby sięgnąć po Bruno Fernandesa czy Rasmusa Hojlunda. Manchester United dwumecz wygrał wysoko, bo 7:1, ale jednak różnica nie była aż tak potężna. Na pewnym poziomie pewnych rzeczy jednak nie da się przeskoczysz. Przecież w ataku gości po raz kolejny biegał facet, który jeszcze jesienią biegał po trzecioligowych boiskach. Ale Bilbao to przykład, że przy dobrym szkoleniu i skautingu nawet opartym jedynie na swoim regionie, można zbudować potężną drużynę. Skoro da się tam, to czemu nie można u nas?

 

To jednak Manchester United dobił do końcowego portu, ale ten statek musi jeszcze się rozładować. W finale z Tottenhamem, który za niespełna dwa tygodnie też zagra "o wszystko", bo to również dla "Spurs" jedyna szansa na Europę i to Ligę Mistrzów, podopieczni Rubena Amorima będą faworytem.

 

Portugalczyk stara się odbudować zrujnowaną przez złe zarządzanie drużynę, ale idzie to, jak po grudzie. Zagraniczne gwiazdy nie zawsze stają na wysokości zadania. Miejscowa akademia pracuje tu jednak w ten sposób, że stara się głównie korzystać z chłopaków związanych z tak zwanym "wielkim Manchesterem", czyli społecznością z okolic i z tego miasta. Kiedy United byli najpiękniejsi? Gdy mieli Scholesa, Neviile'ów, Butta i Beckhama. "Becks" urodził się co prawda w Londynie, ale w wieku 15 lat był już w strukturach United. Taki życiorys pozwoliłby mu nawet przejść przez wymagania Athleticu. Dziś stworzyć taką ekipę, jak ta Fergusona z końcówki lat dziewięćdziesiątych, będzie trudno. Ale dlaczego nie próbować?

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie