Szymon Marciniak wyrzucił Barcelonę z finału Ligi Mistrzów?! Zbigniew Boniek ostro punktuje!

Czy zmierzający do końca pierwszy sezon, zreformowanych rozgrywek ligowych UEFA: Ligi Mistrzów, Ligi Europy, Ligi Konferencji był udany? Czy Szymon Marciniak faktycznie skrzywdził Barcelonę w rewanżu z Interem Mediolan? O tym wszystkim Polsatowi Sport opowiada Zbigniew Boniek.

Szymon Marciniak wyrzucił Barcelonę z finału Ligi Mistrzów?! Zbigniew Boniek ostro punktuje!
AFP/Polsat Sport
Pedri nie mógł zrozumieć decyzji Szymona Marciniaka. Pracę naszego arbitra ocenił także Zbigniew Boniek (z lewej)

Michał Białoński, Polsat Sport: Trzy czwartkowe półfinały Ligi Europy i Ligi Konferencji nie miały większej historii. Jedynie Fiorentina sprawiła kłopoty Betisowi, doprowadzając do dogrywki. Czy z polskiego punktu widzenia Chelsea – Betis we Wrocławiu to finał marzeń? Duże marki, obie mierzyły się z naszymi zespołami, Betis uczynił to nawet dwukrotnie, gdyż na początku sezonu, w fazie ligowej Ligi Konferencji przegrał w Warszawie z Legią.

 

Zbigniew Boniek: Faktycznie, w finale Conference League zagrają drużyny, które pokonały polskie ekipy w ćwierćfinale. Zatem widać, że spadliśmy z wysokiego konia, uzyskując ciekawe wyniki w dwumeczu. Zapowiada się na ciekawy, bardzo dobry finał. Oglądałem półfinał Fiorentina – Betis. Mógł się potoczyć również z korzyścią dla włoskiego zespołu, natomiast finał Chelsea – Betis zapowiada się bardzo atrakcyjnie. Widziałem szaloną radość piłkarzy Betisu, to świadczy o prestiżu tych rozgrywek.

 

ZOBACZ TAKŻE: Finał dla United, brawa dla Bilbao

 

W Hiszpanii nikomu nie wpadnie do głowy, aby nazwać Ligę Konferencji Pucharem Biedronki.

 

Oczywiście, nawet dla takich drużyn jak Betis i Chelsea nawet te rozgrywki stanowią wielkie wyzwanie i wielkie przeżycie. Ich radość po awansie była wielka i autentyczna. Wstawić do klubowej gabloty puchar, nawet ten za wygranie Ligi Konferencji, nie jest rzeczą łatwą. Pamiętajmy, że to będą pierwsze finały, myślę także o tych Ligi Mistrzów i Ligi Europy, kończące nową, ligową edycję tych rozgrywek.

 

Uważa pan, że pomysł z reformą rozgrywek klubowych UEFA wypalił?

 

Na pewno tak. Już teraz kilka wniosków można wyciągnąć. Pierwszy, zwłaszcza jeśli chodzi o Champions League, jest taki, że nie wystarczy grać dobrze, utrzymywać się przy piłce, by zdobyć Puchar Ligi Mistrzów. Zarówno Arsenal w dwumeczu z PSG, jak i totalnie Barcelona, w starciach z Interem, były stronami dominującymi. Barca miała niesamowitą przewagę w posiadaniu piłki, prawie 71 procent, mimo to przegrała. Tak samo Arsenal dominował w posiadaniu piłki nad PSG. To dowodzi, że w piłce liczy się też cwaniactwo, mądrość, przebiegłość.

Gdy się zastanawiam nad sposobem, w jaki odpadła z Champions League Barcelona, to trudno mi nad tym przejść do porządku dziennego, choć nie jestem kibicem tego klubu. Wydaje mi się, że Katalończycy zrobili kilka nieprawdopodobnych błędów.

 

Jakie na przykład?

 

Przede wszystkim, za dużo bramek stracili i to jest pierwsza rzecz. Nie rozumiem też zmian, jakie wprowadził trener Flick przy prowadzeniu jego zespołu 3:2.

 

W doliczonym czasie, za Torresa, wszedł Robert Lewandowski.

 

Widząc, że Inter jest już na wykończeniu fizycznym, trener wpuszcza Roberta na kilka minut. Ja tego zupełnie nie rozumiem. Lepiej było wówczas wpuścić środkowego pomocnika, by zagęścić drugą linię, ewentualnie dodatkowego obrońcę. Przecież bramkę na 3:3 strzelił środkowy obrońca Interu, który w polu karnym był kryty na zasadzie "jeden na jednego", bez żadnej asekuracji.

 

Barcelona pokpiła sprawę. Tak dobrze gra w piłkę, a przez proste błędy zabraknie jej w finale. Dobra gra to nie wszystko. Podkreślam – trzeba być jeszcze mądrym, przebiegłym i wyrachowanym. Młodzieńczy polot nie wystarczy.

 

Hiszpańskie i katalońskie media, zresztą Hansi Flick także, jako powód odpadnięcia wskazują też Szymona Marciniaka, który odwołał rzut karny po faulu na Yamalu. Paradoksalnie, nasz najsłynniejszy arbiter, dostał rykoszetem za to, jak siedząc w wozie VAR, namącił w głowie Markowi Lasykowi. Teraz do zmiany słusznej decyzji Marciniaka nakłonił sędzia VAR z Holandii.

 

Ja uważam, że Marciniak nie popełnił błędu. On przecież odgwizdał karnego, który, według mnie, się należał, a fakt, że faul zaczynał się 10 cm przed polem karnym, jest także faktem. VAR mu powiedział, że nie powinno być karnego, bo faul się zaczął przed "szesnastką", więc to nie jest błąd Marciniaka, tylko VAR-u. Natomiast w ogóle nie rozumiem pretensji piłkarzy Barcelony za bramkę na 3:3. Wówczas doszło do totalnie przypadkowego kontaktu między zawodnikami, piłkarz Barcelony się wywrócił, a sędzia nie zareagował i słusznie, bo tam nie było przewinienia.

 

Natomiast wówczas był wielki błąd taktyczny drużyny Barcelony, gdyż dała sobie strzelić trzecią bramkę w momencie, w którym Inter nie miał prawie żadnych argumentów, żeby tę bramkę strzelić. Dopiero po wyrównującym trafieniu w mediolańczyków wstąpiła nowa siła, doszło do dogrywki, w której Barcelona nie zdziałała już nic wielkiego.

 

Muszę jednak powiedzieć, że na pewno był to półfinał, o którym będziemy mówili przez wiele lat.

 

Nie uważa pan jednak, że sędzia Marciniak powinien podejść do monitora, bo to on jest głównym odpowiedzialnym za decyzję? Tym bardziej, że to nie była czarno-biała sytuacja, jak w wypadku spalonego czy oceny czy piłka przekroczyła linię bramkową. Gdyby podszedł, być może przekonałby się, że faul zakończył się już w szesnastce?

 

Podejście do monitora byłoby bezcelowe. Przecież nie chodziło o ocenę czy faul nastąpił czy go nie było, bo to jest bezsporne. Chodziło tylko o ocenę faktu, czy nieczyste zagranie się zaczęło przed polem karnym i sędzia VAR doszedł do wnioski, że tak w istocie było.

 

Wszyscy są równi: jak wygrywają, to wynoszą na piedestał swoich piłkarzy, a jak przegrywają, to zawsze jest wina sędziego. Ja uważam, że Marciniak poradził sobie w tym meczu bardzo dobrze. W zeszłym roku, gdy anulował bramkę Bayernowi, to popełnił błąd, ale tym razem nie widziałem poważnego potknięcia. Owszem, słyszę interpretacje, że mógł wcześniej pokazać żółtą kartkę, ale to są normalne rzeczy. Natomiast dwie akcje najważniejsze ocenił prawidłowo. VAR mu pomógł przy rzucie karnym dla Interu, który był ewidentny.

 

Słyszałem wypowiedź prezydenta Barcelony Laporty, że we wszystkich spornych kwestiach VAR pomagał Interowi. To nie było tak! Karny dla Interu był ewidentny. A co do karnego dla Barcelony, to oczywiście, gdyby Marciniak utrzymał swoją pierwszą decyzję, to nikt by nie płakał. Sędzia VAR uznał jednak, że zdarzenie zaczęło się przed polem karnym. Poza tym, pamiętajmy, że karnego trzeba jeszcze umieć strzelić.

 

PSG, bodaj po raz pierwszy, był drużyną, która pilnowała szczelności obrony, a nie odpalania fajerwerków w ataku. I to się opłaciło. Ekipa Luisa Enrique zagra w finale! Po raz pierwszy od 2020 r.

 

Analiza PSG jest jedna: można mieć gwiazdy, a nie mieć drużyny i można sprzedać gwiazdy, a mieć drużynę. Luis Enrique, z paryskiej składanki gwiazd, ulepił mocny zespół, w którym każdy wie, jaką pełni rolę. Wszyscy zawodnicy biorą udział w każdej akcji ofensywnej i defensywnej. I o to w piłce chodzi!

 

Wejście do finału to wielki sukces trenera i drużyny.

 

Kto wygra w finale: Inter czy PSG?

 

Trudno mi przewidzieć. Z prostej przyczyny: ani PSG, ani Inter nie prezentują filozofii piłki, której hołdują Barcelona czy Arsenal. Grają bardziej pragmatycznie, pionowo, chcą szybko przenosić grę z obrony do ataku. Finał będzie ciekawy, gdyż będzie walka pod obiema bramkami. Nie będzie tiki-taki, ty do mnie, a ja do ciebie, czym charakteryzuje się Barcelona.

 

Już dzisiaj można powiedzieć, że reforma Ligi Mistrzów jest znakomita, dobra. Niektóre drużyny fazę ligową zlekceważyły, dlatego później miały bardzo ciężką, kolczastą, uciążliwą drogę, jak choćby Real i Manchester City, które nie weszły do pierwszej "ósemki" po fazie ligowej. Mamy za to i tak wspaniały skład finału. Brak drużyn angielskich w nim, ale za to dwie zagrają w finale Ligi Europy, a jedna w finale Ligi Konferencji. To pokazuje, że Anglia jest ciągle mocna. Już teraz wiadomo, że o Superpuchar Europy zagra jeden jej przedstawiciel.

 

To prawda, finał LE jest wewnętrzną rozgrywką Premier League: Manchester United – Tottenham. Na dodatek od nowego sezonu po raz pierwszy sześć klubów z jednego kraju, właśnie z Anglii, zagra w Lidze Mistrzów. Czy to się nie robi nudne? UEFA wprowadziła Financial Fair Play kilka lat temu, a i tak najbogatsi biorą górę.

 

Angielskie kluby są naprawdę mocne, mogą kupić prawie każdego piłkarza, ale w tym roku w finale LM ich nie ma. A że w przyszłorocznej edycji tych rozgrywek będą mieli aż sześciu przedstawicieli? Zasłużyli sobie na to na boisku. 

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie