Bartosz Mrozek o braku liderów w Lechu Poznań: „Zespół bez liderów jest na pozycji lidera, tak?"
Bartosz Mrozek to bramkarz, który w ostatnich miesiącach zdobył serca kibiców Lecha Poznań. Jego droga do pierwszego składu Kolejorza, a później także do reprezentacji, była pełna wyzwań, ale również ciężkiej pracy i determinacji. W rozmowie z Polsatem Sport opowiada, dlaczego pozycja bramkarza w Lechu jest specyficzna, jak radzi sobie z krytyką kibiców oraz czy Lech faktycznie ma problem z mentalnością.

Dominik Kamiński: Czy Bartosz Mrozek ma jakiś negatywny PR? Przygotowując się do tego wywiadu, naprawdę trudno było znaleźć cokolwiek negatywnego na Twój temat.
Bartosz Mrozek: Nie wiem, musiałbyś zapytać innych. Trudno jest mi się do tego odnieść. Nie korzystam zbyt aktywnie z mediów społecznościowych, więc nie trafiam na wiele informacji na swój temat. Może po prostu czytam nieodpowiednie strony (śmiech). Czasem coś podeślą mi znajomi, ale nie zagłębiam się w to. Staram się po prostu być sobą.
Spodziewałeś się, że wszystko potoczy się tak szybko? Pierwszy skład Lecha, powołanie do reprezentacji, nominacja do tytułu bramkarza sezonu, a do tego mistrzostwo Polski na wyciągnięcie ręki. Jak zachować spokój i nie dać się zwariować w takim momencie kariery?
Czy ja wiem, czy to wszystko działo się szybko? Życie naprawdę ucieka bardzo prędko. Jeszcze niedawno miałem 20 lat i grałem w drugoligowym GKS-ie Katowice, wcześniej w Elanie Toruń. Na pewno wtedy nie powiedziałbym, że będę miał okazję grać tutaj. Marzyłem o tym, ale szczerze mówiąc, nie sądziłem, że wydarzy się to w takim tempie. Po prostu żyję i cieszę się, że mogę grać na takim poziomie.
Co powiedziałeś Joelowi Pereirze po tej spektakularnej interwencji w meczu z Legią, kiedy wybił piłkę praktycznie z linii bramkowej? Mi natychmiast przypomniała się interwencja Macieja Gostomskiego w Gdańsku w 2015 roku, która do dziś jest wspominana w kontekście mistrzowskiego sezonu Lecha.
„What a save!” – tyle mu powiedziałem, bo chłopaki później śmiali się ze mnie w szatni. Ale to są takie emocje, że tego po prostu nie kontrolujesz. Cieszysz się i reagujesz spontanicznie.
Jak różnią się Twoje przygotowania do kluczowej części sezonu? Robisz coś inaczej w tym okresie?
Różnią się jedynie przygotowaniem fizycznym. Trochę zmieniłem plan, ale nie dlatego, że to koniec sezonu, tylko ze względu na moje odczucia wewnętrzne. Można się z tego śmiać, ale na przykład wpływ na to ma także pogoda. Organizm inaczej reaguje na pewne warunki, więc staram się do tego dostosować. Zauważyłem, że moje ciało funkcjonuje inaczej, gdy temperatura jest ujemna.
Po spotkaniu na Łazienkowskiej, w drodze na wywiad, rozdawałeś autografy kibicom warszawskiego klubu. Czy to dla Ciebie szczególna forma docenienia, kiedy fani rywala chcą twój podpis?
Tak, jest to bardzo miłe. Nie jest to pierwszy stadion rywala, na którym mi się to zdarzyło. Było tak w Mielcu, ale to prawdopodobnie efekt tego, że tam grałem, i chyba podczas meczu z Pogonią w Szczecinie. Myślę, że spory wpływ na to ma reprezentacja. Wcześniej raczej tego nie było. Teraz moja rozpoznawalność jest większa.
Jak dużo SMS-ów dostałeś po meczu na Łazienkowskiej? Niektórzy już wręczają wam tytuł. Chyba dobrze, że macie na ławce trenerskiej kogoś takiego jak Niels Frederiksen, który nie pozwoli wam odlecieć.
Świętowaliśmy tak samo, jak na przykład zwycięstwo z Motorem w Lublinie. To było coś podobnego. Nie będę jednak oszukiwał, że był to zwykły mecz. Spotkania Legii z Lechem są nazywane przez wielu ludzi derbami Polski, to bardzo prestiżowy pojedynek. Jednak najważniejsze pozostaje, że na tak trudnym terenie wygraliśmy.
W jednym z wcześniejszych wywiadów powiedziałeś, że zgadzasz się z teorią trenera Palczewskiego, że bramkarzy mogą oceniać tylko bramkarze. To zapytam Cię w takim razie: jak Bartosz Mrozek ocenia ten sezon w swoim wykonaniu?
Odpowiem Ci po dwóch najbliższych meczach (śmiech).
A jest jakaś interwencja w tym sezonie, której najbardziej żałujesz?
Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to mecz z Radomiakiem Radom i ta bramka na 2:2. Tam mogłem zachować się lepiej.
Gdybyś miał wskazać jeden element gry, który najbardziej poprawiłeś w tym sezonie, co by to było?
Pewność siebie.
To twoja zasługa?
Myślę, że głównie moja. Dużo dało mi powołanie do kadry i doświadczenie, które cały czas zdobywam. Kiedy trafiasz do reprezentacji, dostajesz się do elitarnego grona. Myślisz sobie wtedy, że tu już są najlepsi piłkarze na świecie i idziesz do góry.
Jak myślisz, jaką cechę najbardziej ceni w tobie selekcjoner Michał Probierz, że w ostatnich miesiącach regularnie powołuje Cię do reprezentacji?
Musiałbyś zapytać samego trenera. Cieszę się, że tam jestem. Nie będę rozżalony, jeśli nie zadebiutuję w reprezentacji w tym roku. Jestem ambitny, ale równocześnie znam swoje miejsce w szeregu.
Jedną z Twoich cech, która bardzo rzuca się w oczy, jest spokój. Wygląda na to, że trudno wyprowadzić Cię z równowagi.
Spokój jest bardzo istotny. Zespół inaczej reaguje, gdy ja jestem spokojny, a inaczej, gdy tego spokoju nie ma. To już nie są czasy, w których bramkarz musi być szalony, chociaż czasami jest to wskazane. Dla mnie spokój na boisku jest kluczowy, ale przychodzi z czasem. Gdybym w wieku 18 lat był tak opanowany, jak jestem teraz, grałbym w Ekstraklasie, a nie w II lidze. Jak mam być szczery, bardzo dużo się zmieniło od czasu, kiedy grałem w Elanie Toruń.
Jakie indywidualne cele sobie stawiasz? Liczysz czyste konta? W tych rozgrywkach, na dwie kolejki przed końcem, masz ich 13. To satysfakcjonujący wynik dla Ciebie?
Zawsze wychodzę z założenia, żeby mieć ich więcej niż w poprzednim sezonie. Już przekroczyłem tę liczbę i chcę mieć ich jak najwięcej. Ale jeśli bym tego nie zrobił, a mielibyśmy zdobyć mistrzostwo, to nie będę miał z tym żadnego problemu.
Czy określiłbyś siebie jako jednego z liderów Lecha Poznań? Czysto sportowo jesteś dziś w ścisłej czołówce drużyny.
Myślę, że z perspektywy boiska mogę się tak określać.
Za chwilę minie rok Waszej współpracy z trenerem Nielsem Frederiksenem. Czy duński szkoleniowiec zmienił coś w Tobie?
Raczej nie. Nie było takiej sytuacji, że trener powiedział mi coś, czego wcześniej nie wiedziałem. Jednak na pewno pozwolił mi na odważniejszą grę niż wcześniejsi trenerzy, ze względu na swój styl pracy. Zaczął ode mnie wymagać więcej gry na przedpolu, co poprawiło moje umiejętności. Na początku nie było łatwo. Wiedziałem, jakie są oczekiwania wobec mnie, ale w praktyce potrzebowałem nieco czasu, żeby wszystko zaczęło funkcjonować jak należy.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze w karierze?
Moment, kiedy nie grałem w Elanie Toruń, był dla mnie najtrudniejszy. Myślałem, że przyjdę z Centralnej Ligi Juniorów Lecha i będę grał w beniaminku II ligi, a tak się nie stało. Zagrałem kilka meczów, ale głównie siedziałem na ławce i do końca mojego pobytu tam właśnie tak to wyglądało. To był najtrudniejszy moment.
Słuchając Cię i wiedząc, skąd pochodzisz, dostrzegam w tobie śląski charakter. Zgodzisz się z tym?
Uważam, że trochę tak. Mam wpojone podejście do ciężkiej pracy od dziecka. Wiem, że nic nie przychodzi za darmo. Rodzice od początku mnie tego uczyli. Zazwyczaj lubię też zostać po treningu i dodać coś od siebie.
Wspominałeś, że numer 41 masz ze względu na tatę – czwórka jest od niego, jedynka od Ciebie. Jak wygląda Wasza relacja? Oglądacie razem mecze? Analizujecie je?
Tata jest dla mnie bardzo ważną osobą. Zdarza się, że oglądamy razem moje mecze. Może nie analizujemy ich jakoś szczególnie, ale rozmawiamy o niektórych sytuacjach.
Bywa wobec Ciebie krytyczny?
Jest najgorszy (śmiech). Czasami zagram dobry mecz, a on i tak zawsze znajdzie coś, co mogłoby być lepiej. Wtedy mówię do niego: „Daj mi chwilę się pocieszyć”. Chociaż teraz to bardziej moja narzeczona Ola przejęła jego rolę. Czasami wracam do domu, a ona mówi: „Czemu nie złapałeś tej piłki?”. Ale żeby nie było, potrafi mnie też pochwalić. W naszym związku pełni wiele różnych ról. Jest psychologiem, trenerem bramkarzy i moją przyjaciółką. Cenię sobie także wsparcie mojego przyjaciela, Kuby, z którym dużo rozmawiamy na temat sytuacji boiskowych oraz życiowych.
Z tego, co czytałem i słyszałem, nigdy nie byłeś typem zawodnika, który poświęca dużo czasu na oglądanie meczów. Czy coś się w tej kwestii zmieniło? A może któryś z bramkarzy szczególnie przykuł ostatnio twoją uwagę?
Kiedyś, jako dziecko, oczywiście miałem swoich idoli, teraz już niekoniecznie. Nie oglądam zbyt dużo piłki. Jeśli już, to skróty. Jestem na bieżąco, wiem, jakie były wyniki i jak wygląda tabela, ale w wolnym czasie wolę obejrzeć serial. Ostatnio oglądałem „Witamy we Wrexham” i „Sunderland aż po grób”. Jeśli już zdarza mi się obejrzeć jakiś mecz, to głównie ze względu na moich znajomych. Chłopaki czasem się ze mnie śmieją, że mam wyjątkowo dobre rozeznanie w niższych klasach rozgrywkowych i znam tam większość zawodników.
Co takiego trudnego jest w roli bramkarza Lecha, że zanim nastała twoja era, Kolejorz miał często problem na tej pozycji?
W większości klubów, jeśli masz dobre interwencje, to się ciebie chwali. A tutaj – nawet jak wygrasz mecz i zagrasz dobrze – mało kto to zauważa. Wszyscy skupiają się na strzelcach goli. Natomiast gdy przegramy 0:1, niewiele mówi się o tym, że ofensywa nie strzeliła bramki – wszyscy patrzą na tę jedną, straconą. Spójrz na ostatni mecz z Puszczą Niepołomice. Mieli 9 celnych strzałów, a po meczu mało kto wspominał o moich interwencjach – wszyscy mówili o 8 zdobytych golach. Grając w Stali Mielec, było odwrotnie – nawet gdy przegrywaliśmy, a miałem dobre interwencje, to byłem doceniany. Podsumowując – pochwał jest niewiele, a krytyka bywa dotkliwsza.
Dużo mówiło się o tym, że mentalnie nie jesteście najmocniejszym zespołem w lidze. Tymczasem statystyki z ostatnich sześciu kolejek, czyli kluczowego momentu sezonu, temu przeczą. Zdobyliście 16 punktów na 18 możliwych, podczas gdy Raków tylko 10. Masz wrażenie, że coś w tej kwestii się zmieniło? Czy raczej od początku był to mit?
Myślę, że to bardziej mit. Gdzieś czytałem, że nie mamy liderów. Czyli zespół bez liderów jest na pozycji lidera, tak?
Kolejnym dowodem są Wasze mecze z czołówką. A jak wytłumaczysz fakt, że właśnie w nich wyglądacie lepiej niż w spotkaniach z zespołami walczącymi o utrzymanie?
Moim zdaniem trudniej gra się z zespołami niżej notowanymi, ponieważ one nie zawsze chcą grać w piłkę. Często skupiają się na wybijaniu nas z rytmu i przerywaniu gry. Łatwiej nam rywalizować, gdy przeciwnik też chce grać w piłkę i skupia się na futbolu.
Czy dzisiaj rozmawiam z najlepszym bramkarzem Ekstraklasy i przyszłym mistrzem Polski?
Chciałbym, ale przekonamy się o tym za niecały tydzień.
A brak mistrzostwa teraz to będzie kompromitacja?
Jesteśmy liderem na dwie kolejki przed końcem sezonu i w Poznaniu i klubie wszyscy oczekujemy mistrzostwa. Trzeba pamiętać, że ostatni mecz kończyliśmy pięcioma wychowankami. Trudno znaleźć inny zespół walczący o tak wysokie cele, który tak mocno stawia na swoich. Nie zmienia to faktu, że jeśli nie zdobędziemy tytułu, będzie to dla nas ogromny zawód.
Jak oceniasz obecnie nastrój wokół klubu?
W Poznaniu panują często nastroje od ściany do ściany. Jak wygrywasz mecz, to jesteś mistrzem Polski, a jak przegrywasz, to spadasz z ligi. Nie jestem fanem takiego falowania – że jak wygrywam, to jestem noszony na rękach, a jak przegrywam, to zaraz miałbym spaść z ligi. Wielu ludzi mówi, co im się podoba, ale następnie nie muszą brać odpowiedzialności za swoje słowa, dlatego nie przywiązuję do różnych wypowiedzi zbyt wielkiej wagi. Bardzo jednak doceniam naszych kibiców, którzy w kraju są absolutnie ścisłą czołówką. Patrząc przez pryzmat całego kraju, to absolutnie ścisła czołówka. To oni tworzą tę fantastyczną atmosferę na trybunach. Uwielbiam moment, kiedy jedziemy autobusem na nasz stadion, a całe miasto zmierza na Bułgarską. To dodaje mi dodatkowej motywacji. Podobnie mam z wyzwiskami na obcych stadionach. One też mnie dodatkowo nakręcają.
Potwierdziła to także sytuacja z biletami na ostatni mecz z Piastem Gliwice. Cały stadion został wyprzedany jeszcze przed spotkaniem z Legią Warszawa, czyli zanim było wiadomo, że będziecie na pozycji lidera.
Tak, to najlepszy dowód na to, że cały region mocno żyje tym klubem. Będąc na mieście, też tego doświadczam. Nie ma wyjścia, żeby ktoś mnie nie zaczepił. Już teraz słyszę pytania, czy pomogę załatwić bilety na to spotkanie. Odpowiem tu zbiorczo – nie załatwię (śmiech).
Przejdź na Polsatsport.pl