Wzruszające sceny w szatni mistrzów świata. Zrobili to dla zabitego kolegi

Michał BiałońskiZimowe

Hokeiści USA, którzy w niedzielę w Sztokholmie wywalczyli mistrzostwo świata po raz pierwszy od 1933 r., dedykowali ten sukces zabitemu przez pijanego kierowcę koledze Johnny’emu Gaudreau. – Johnny k… oglądał to – wrzeszczał w szatni najmłodszy trener najmłodszego zespołu na turnieju Ryan Warsofsky.

Wzruszające sceny w szatni mistrzów świata. Zrobili to dla zabitego kolegi
Informacja prasowa/IIHF
Amerykanie dedykowali mistrzostwo świata zmarłemu tragicznie Johny’emu Gaudreau

Tage Thompson tłumaczył się z przegranego sezonu, a później zdobył gola na wagę mistrzostwa świata

W połowie kwietnia napastnik Tage Thompson tłumaczył się gęsto mediom, dlaczego jego drużyna Buffalo Sabres była jednym z największych przegranych sezonu NHL i do 14 wydłużyła koszmarną serię braku awansu do fazy play-off, czyli walki o Puchar Stanleya.

 

Na przełomie listopada i grudnia Buffalo Sabres miało serię 13 porażek z rzędu. Po takim dole trudno się wygrzebać na prostą.

 

ZOBACZ TAKŻE: USA mistrzem świata! Niesamowite emocje w finale

 

- Z każdej porażki staramy się wyciągać lekcję pokonywania przeciwności losu, nabieramy doświadczeń i w ten sposób rośniemy. Gdybyśmy nie wynosili nic z porażek, one by szły na marne, tracilibyśmy czas i szansę na poprawę – tłumaczył niemal dwumetrowy 27-latek z Phoenix.

 

Wyniesione z "Szabel" lekcje pokory pomogły. Zdobyta w dogrywce finału ze Szwajcarią piękna bramka Thompsona dała "Jankesom" wyczekiwane od 1960 r. mistrzostwo świata. 65 lat temu tytuł mistrzowski przyznano im przy zielonym stoliku, za to, że Bill z Bobem Clearym i spółką zdobyli złoty medal podczas IO w Squaw Valley. Na wywalczone na lodzie mistrzostwo świata Amerykanie czekali niemal sto lat, od 1933 r., gdy na turnieju w Pradze 10 wspaniałych trenera Waltera Browna pokonało m.in. 4-0 Polskę z legendarnym napastnikiem Cracovii Andrzejem Wołkowskim.

 

Tylko dwóch hokeistów ze składu USA zasmakowało gry w play-offie. Shane Pinto awansował do fazy play-off z Ottawa Senators, by szybko odpaść z Toronto Maple Leafs, podobnie jak obrońca Zeev Buium, którego Minnesota Wild 2 maja pożegnała się z Pucharem Stanleya, po trzech przegranych z rzędu z Vegas Golden Knights. Drużyny pozostałych Amerykanów z NHL nie awansowały do fazy pucharowej.

Pierwszy od 32 lat Żyd w NHL - Ryan Warsofsky znalazł klucz do zwycięstwa

Zaszczepiony niemal do szpiku kości sam wstręt porażek nie wystarczy. Wszak w zdecydowanej większości przypadków Team USA był oparty na MŚ na tych graczach, którym nie udał się sezon w najlepszej lidze świata.

 

Tym razem kluczem do sukcesu posłużył się najmłodszy trener na tegorocznych MŚ. 37-letni Ryan Warsofsky najpierw stał się powodem do dumy amerykańskiej diaspory żydowskiej. Gdy w 2024 r., po dwóch latach w roli asystenta, objął San Jose Sharks, został pierwszym od 32 lat Żydem prowadzącym zespół NHL, o czym z dumą donosił tygodnik "The Jewish News". Warsofsky, którego młodszy brat David, jako obrońca, przebił się do NHL, jednak w grudniu 2024 r. skończył karierę, również miał się za co rehabilitować. "Rekiny" miały fatalny sezon i tym razem to one zostały pożarte, będąc zdecydowanie najsłabszym zespołem w lidze, notując aż 62 porażki w 82 meczach.

Po 62 porażkach w sezonie Amerykanie powierzyli mu reprezentację. Nie pomylili się

Gdyby w Polsce ktoś wpadł na pomysł, by powierzyć reprezentację komuś z takim bilansem, odesłaliby go do psychiatry! Amerykanie wcielili w życie taką ideę.

 

- Ryan ma świetny kontakt z zawodnikami i znakomicie sprawdzi się w roli lidera naszej drużyny, gdy będziemy walczyć o złoty medal na MŚ – generalny menedżer USA Jeff Kealty brzmiał jak prorok 6 kwietnia, a więc na miesiąc przed MŚ elity.

 

"Jankesi" postawili na Ryana również dlatego, że podczas MŚ 2023 r. na Łotwie był asystentem Davida Quinna i młody zespół, ze średnią wieku 25 lat, szedł jak burza. Po raz pierwszy w historii Team USA odniósł osiem zwycięstw z rzędu, jako jedyny bez porażki, wygrał silną grupę ze Szwecją i Finlandią, by pechowo, po dogrywce, ulec w półfinale Niemcom.

 

Tym razem Warsofsky zabrał na MŚ jeszcze młodszą ekipę – o średniej 24 lata. Szybsza regeneracja młodych organizmów z pewnością nie była balastem w maratonie 10 meczów w 17 dni.

Ku pamięci Johny’ego Gaudreau. "Jankesi" mieli ekstra motywację 

"Jankesi" mieli też ekstra motywację, nawet silniejszą od chęci odegrania się po nieudanym sezonie w NHL. Walczyli dla tragicznie zmarłego kolegi Johny’ego Gaudreau, który razem z bratem Matthewem, podczas jazdy na rowerze, w sierpniu ubiegłego roku, został zabity przez pijanego kierowcę.

 

- Johnny k… oglądał to! – dowodził w szatni trener świeżo upieczonych mistrzów świata.

 

Koszulka Gaudreau, nomen omen z numerem 13, została nałożona na puchar za MŚ, zanim ten został uniesiony w górę.

 

- Amerykanie zasłużyli na ten sukces. Prezentowali najszybszy, najbardziej nowoczesny i najmilszy dla oka hokej, na miarę XXII wieku. Ich obrońcy nie zostawiali napastnikom przeciwnika ani milimetra miejsca swobody – analizował ekspert Polsatu Sport, legenda nie tylko polskiego hokeja Henryk Gruth, który wychował kilku reprezentantów Szwajcarii.

Henryk Gruth: Amerykanie pokazali hokej z XXII wieku

- Amerykanie wyłączyli z gry najgroźniejszych: Fialę, Andrighetto i Małgina, Podkręcili tempo. Szwajcarzy tego nie wytrzymali, a w dogrywce nie pomógł im nawet świetnie interweniujący Leonardo Genoni. Przegrali w dogrywce, mają więc dodatkową motywację, by za rok, u siebie, zaprezentować się jak najlepiej – dodał pierwszy Polak w Galerii Sław IIHF.

 

"Helweci" nie kryli łez po drugim z rzędu przegranym finale. Ale gdy opadł bitewny kurz, dotarło do nich, że po raz pierwszy w historii znaleźli się dwa razy z rzędu w finale. Ogólnie był to ich czwarty finał, na razie walki o złoto nie wygrali, ale już za rok zagrają u siebie.

Systemowe szkolenie na szeroką skalę - tak budują hokej w Szwajcarii i USA

Sukces USA i Szwajcarii to afirmacja systemowego szkolenia, narodowej szkoły hokeja. Amerykanie nie musieli naturalizować Kanadyjczyków, by sięgnąć po mistrzostwo świata. "Helweci" dali paszport tylko jednemu Amerykaninowi – Tylerowi Moyowi, który u nich w kraju występuje od sześciu lat. Resztę talentów wychowali i oszlifowali sami, ze sporym udziałem Henryka Grutha. To jedyna i najlepsza droga na trwałe sukcesy. Oczywiście, ona wymaga strategii, konsekwencji w jego realizacji, nakładów. Ścieżka na skróty, przez naturalizacje tylko w teorii będzie tańsza, a nigdy nie przyniesie zbliżonych efektów.

Słowenia i Węgrzy zadomowili się w elicie. Co z Polską?

Tegoroczni beniaminkowie Słowenia i Węgry w większości meczów pełnili rolę chłopców do bicia, ale zmobilizowali się na te najważniejsze, z Francją i Kazachstanem, dzięki których pokonaniu utrzymali się w elicie. W ostatnim okresie Polska radziła sobie całkiem nieźle w starciach ze Słoweńcami i "Bratankami". Znacznie gorzej nam szło w potyczkach z "Trójkolorowymi" i prezentującymi rosyjski hokej Kazachami. Za rok, od 2 maja, zmierzymy się z nimi na MŚ Dywizji IA w Sosnowcu.

 

- Prezes Minkina spełnił obietnicę. To świetna wiadomość, że zagramy u siebie. Trzeba zakasać rękawy, wziąć się do pracy, by wykorzystać tę szansę – powiedział nam selekcjoner Polaków Robert Kalaber.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie