Stary numer Probierza. Lewandowski nie wytrzymał ciśnienia
Michał Probierz miał pełne prawo zmienić kapitana, ale okoliczności są tak samo koślawe jak te, w których Adam Nawałka ze Zbigniewem Bońkiem powierzyli opaskę Robertowi Lewandowskiemu. RL9 w całej sytuacji zachował się z gracją słonia w składzie porcelany. Ale praprzyczyną największego kryzysu wizerunkowego polskiej piłki, od czasów afery premiowej, jest samo postawienie na Probierza. Nikt inny niż Cezary Kulesza wskazałby na niego, mając do wyboru Marka Papszuna, czy Jana Urbana.


Tomasz Hajto: Nie ma piłkarza ważniejszego niż drużyna narodowa

Lewandowski stracił opaskę i... zrezygnował z kadry. "Wszyscy w tej sytuacji zawiedli"

Bożydar Iwanow: Decyzja Roberta Lewandowskiego jest dla mnie absurdalna

Paweł Gołaszewski: W tej sytuacji nie ma żadnego zwycięzcy
Robert Lewandowski poległ komunikacyjnie, zasłaniając zmęczeniem swą odmowę przyjazdu na czerwcowe zgrupowanie reprezentacji Polski. 25 maja rozegrał 89 minut w starciu z Athletikiem Bilbao, strzelił dwie bramki i był w stanie pokonać zmęczenie, choć mecz ten miał znamiona towarzyskiego. Barcelona już przed nim miała zapewnione mistrzostwo Hiszpanii, a Robert nie miał szans dogonić najlepszego strzelca ligi – Kyliana Mbappe.
Doradcy Lewandowskiego zawiedli. Dwa samobóje w krótkim czasie
Gdy wywiązała się burza, kapitan dostał po głowie, zwłaszcza od króla strzelców MŚ 1974 r. Grzegorza Laty, Lewandowski strzelił sobie drugiego samobója PR-owego. W ostatniej chwili przyjechał do Chorzowa na pożegnanie Kamila Grosickiego, udzielił kuriozalnego wywiadu dla TVP Sport: „Nie każdy musi mnie lubić, każdemu zdarzają się błędy. Jestem zmęczony mentalnie i dzięki opuszczeniu tego zgrupowania moja kariera reprezentacyjna będzie dłuższa”.
Te gęste tłumaczenia przed kamerami na pewno znacząco pomogły w odpoczynku mentalnym. Do tego stopnia, że kilka minut po komunikacie PZPN-u o zmianie kapitana na korzyść Piotra Zielińskiego, Lewandowski ogłosił zawieszenie występów w kadrze, dopóki selekcjonerem będzie Michał Probierz. 2-0 dla Probierza? Tylko teoretycznie. Teoretycznie, bo musimy wziąć pod lupę chaos i myśli nieuczesane selekcjonera podczas całej jego kadencji, której wkrótce stukną dwa lata. Brak jakiejkolwiek stabilizacji kadrowej, tylko w raz, podczas barażów o Euro 2024, skład nie został zmieniony z meczu na mecz. Poza tym rządzi chaos. Najpierw budujemy obronę wokół Patryka Pedy, którego później nie powołujemy w ogóle. Stawiamy na Maksiego Oyedele, który później znika na pół roku. Odkryciem środka drugiej linii robimy Kacpra Urbańskiego, i słusznie, by za chwilę uznać go za największe rozczarowanie. Tomasz Kędziora jest jednym z najsolidniejszych naszych obrońców. Filarem PAOK-u Saloniki, z ligi, od której trener Probierz odbił się bardzo. Tylko selekcjoner wie, dlaczego Kędziory nie ma w kadrze od 1-1 z Mołdawią z października 2023 r.
Nie tylko w reprezentacji Polski Probierz nie radził sobie z liderami szatni
Do tej anarchii w składzie dochodzą zupełnie nielicujące z posadą selekcjonera zachowania, jak ogłaszanie kadry na ME na polu golfowym, bez poszanowania dla federacji, jej sponsorów, dziennikarzy i kibiców. By zaakcentować własne widzimisię. Wszystko to skutkowało spadkiem z Dywizji A Ligi Narodów.
Probierzowi z Lewandowskim od początku było nie po drodze. Robert w kilku pomeczowych wywiadach zwrócił uwagę na brak schematów rozegrania piłki, a to kamyczek do ogródka trenera. Natomiast tydzień temu Michał Probierz podpisał się pod nieobecnością kapitana na zgrupowaniu, wymieniając rzeczy, o których musimy pamiętać.
- Trzeba pamiętać, że w najlepszym ich okresie Ronaldo i Ibrahimovic, po rozmowie z trenerem, dostawali możliwość odpoczęcia. Trzeba pamiętać, że Robert rozegrał prawie cztery tysiące minut w tym sezonie, ma swoje lata, więc to normalna kolej rzeczy (że jest zmęczony). Trzeba go szanować. Dla mnie jako trenera jest to zrozumiałe, że trzeba patrzyć na dobro zawodnika i tak samo na dobro reprezentacji. Na dzień dzisiejszy będziemy grali bez Roberta - tłumaczył Probierz na konferencji otwierającej zgrupowanie.
Przez kolejnych sześć dni Lewandowski nie zaliczył żadnej kolejnej wpadki, a jednak Probierz zmienił diametralnie zdanie na jego temat i zabrał mu opaskę. A jeszcze w ubiegły piątek, na Stadionie Śląskim, obściskiwali się po odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego.
Obserwuję od samego początku karierę trenerską Michała Probierza i w ogóle nie jestem zaskoczony. Zawsze miał problem z liderami, charyzmatycznymi piłkarzami. Z Wisły Kraków salwował się ucieczką po siedmiu miesiącach, a ówczesny jej kapitan Radosław Sobolewski bardzo długo nie chciał mu podawać ręki.
Podczas krótkiej przygody z Arisem Saloniki, niemal natychmiast, Probierz pozbył się największej ikony klubu – Athonosisa Prittasa, uczestnika MŚ 2010 r. Prittas podniósł larum w greckich mediach, że Probierzowi wystarczył jeden dzień w klubie, by uznał, że Prittas jest zbędnym elementem.
- Miałem 36 osób w kadrze i było jasne, że każdy z tych niegrających będzie niezadowolony. Prittas jest dobrym piłkarzem, ale nie pasuje do mojej koncepcji – tłumaczył trener w „Przeglądzie Sportowym”.
Nie dziwmy się zatem, że teraz próbuje się pozbyć Roberta Lewandowskiego. Najlepszego polskiego piłkarza XXI wieku i jednego z najlepszych w historii.
Wojna polsko-polska przeniosła się na grunt piłkarski
Polska piłka, w przeddzień rywalizacji z Finlandią, musi wypić piwo które naważył PZPN. Żaden inny szef niż Cezary Kulesza nie postawiłby znaku „>” (jest większy) przy Probierzu, mając do wyboru Marka Papszuna, nie wspominając już o Janie Urbanie, czy o wykiwanym po Paulo Sousie Adamie Nawałce. Prezes, nominując na selekcjonera brata łaty, nie chciał wyjść ze strefy komfortu. Teraz musi to uczynić cała polska piłka. Na wojnie Probierza z Lewandowskim reprezentacja już ponosi straty wizerunkowe. Wszak to największy kryzys od afery premiowej podczas mundialu w Katarze. Afery, która zmiotła z powierzchni kadry selekcjonera Czesława Michniewicza.
To jest konflikt, który będzie miał samych przegranych: Probierza, Lewandowskiego, PZPN, a razem z nimi reprezentację Polski. Dodajmy, że polska piłka regionalna i zawodowa uznała, że Cezary Kulesza jest wręcz idealnym kandydatem na drugą kadencję. Odkąd panują w federacji demokratyczne wybory sternika, nie zdarzyła się jeszcze taka sytuacja, że urzędujący prezes nie ma ani jednego kontrkandydata. Na kandydatach na kandydatów się skończyło. Nieśmiało swe oferty wysuwali: Andrzej Padewski, Paweł Wojtala i Wojciech Cygan, ale żaden z nich nie stanął w dyplomatyczne i wyborcze szranki z Kuleszą.
Najgorsze jest to, że nie uczymy się na błędach. Gdy Jerzy Brzęczek i Czesław Michniewicz osiągali cele sportowe, pół Polski wybrzydzało na defensywny styl gry. „Wolę przegrywać, ale nie bać się grać w piłkę” – pojawiały się głosy.
Gdyby Jerzy Brzęczek miał hiszpański paszport i nazywał się Javier Zumbador, pewnie nie obserwowalibyśmy dziewięciu sekund milczenia Roberta Lewandowskiego, selekcjoner byłby bardziej szanowany i pojechałby z drużyną na Euro 2020, na które wywalczył awans, jako jeden z pierwszych na Starym Kontynencie. Pan Jerzy jest jednak Polakiem, więc przykleiliśmy mu łatkę „Wuja” i nakręcili machinę hejtu przeciw niemu. Brzęczka nie ma już od ponad czterech lat. Mamy chwiejącego się na swym stołku Probierza i marny spektakl siłowania się na rękę z Robertem Lewandowskim.
Przy okazji waśni politycznych, przytaczany jest często rysunek Michała Tomaszewskiego, jaki powstał na 600-lecie Bitwy pod Grunwaldem. Polskie wojsko toczy na nim bitwę między sobą, a zdezorientowani Krzyżacy komentują: „Chyba zaczęli bez nas…”.
Po raz pierwszy ten obraz pasuje jak ulał do rzeczywistości polskiej piłki.
Tym razem lejemy wodę na młyn Finów. Sportowo jesteśmy z pewnością lepsi, ale w takich bitwach o wyjazd na MŚ, liczy się także morale. My zrobiliśmy wszystko, aby nasze miało poziom zdemoralizowanej armii najemników.
Przejdź na Polsatsport.pl