Iwanow: Hiszpańska technika. Białostocki charakter
Jeżeli w ciągu czterech dni wygrywasz dwa mecze dzięki bramkom strzelanym w doliczonym czasie gry, to musi budzić to uznanie. Jeżeli dzieje się to na gorącym nie tylko w cudzysłowie bałkańskim terenie, po wielogodzinnej, niełatwej pod wieloma względami podróży, a potem przeciw drużynie, która niedawno w sparingu zaaplikowała ci siedem goli, to tym bardziej zasługuje to na respekt.

Do tego mówimy o zespole w totalnej przebudowie, który wyjściowej jedenastce korzysta z pięciu, sześciu, a nawet z siedmiu nowych piłkarzy.
ZOBACZ TAKŻE: Gigantyczne osłabienie przed rewanżem w el. Ligi Europy! Jak zareaguje Legia Warszawa?
Nikt o zdrowych zmysłach nie może wymagać od Jagielloni, że już będzie imponować taką organizacją gry jak w mistrzowskim czy poprzednim zakończonym ćwierćfinałem Ligi Konferencji sezonie. Musi wyrywać wygrane czymś innym. A także kimś, kto w Białymstoku pięknie się starzeje.
Przy każdym z pięciu goli strzelonych przez "Jagę" w minionym tygodniu, najpierw w Novim Pazarze, a potem przeciw Widzewowi, bezpośredni udział miał Jesus Imaz. Jedyny z ofensywnych piłkarzy zespołu, który w ciągu dziewięciu dni w nogach ma trzy razy po ponad dziewięćdziesiąt minut na placu gry.
Zwycięskie bramki – po właśnie jego zagraniach, a w niedzielę także odbiorze – zaliczyła druga największa gwiazda drużyny, mieniąca się tytułem króla strzelców Conference League, która mogła przecież odczuwać żal, że zepchnięta została do roli rezerwowego. O Afimico Pululu mówiło się na początku sezonu dużo i niekoniecznie pozytywnie, sugerując, że chętnie pograłby w piłkę gdzieś indziej i za wyższą pensję. Angolczykowi być może nie do końca podobało się to, że przegrał rywalizację o plac z dwudziestoletnim Grekiem Dimitrisem Rallisem, ale wchodząc na boisko, nie dąsał się, tylko zrobił swoje. Dzięki współpracy z Imazem, bez której zarówno jego indywidualny wynik, jak i sukces drużyny byłby niemożliwy w ostatnich dwóch sezonach.
Czy idealnym rozwiązaniem dla każdego trenera nie byłaby sytuacja, że na każdą pozycję miałby po dwóch bardzo dobrych i jednocześnie równorzędnych piłkarzy i bez trudu oraz uszczerbku dla drużyny mógłby rotować nimi w zależności od potrzeb, kondycji fizycznej czy strategii związanej z zespołem rywala, aby każdy czuł się doceniony i potrzebny? To raczej nierealne i wizja bliska utopijności.
Imaz niesprawiedliwie bywa krytykowany, bo zdarza mu się znikać w trakcie meczu. Ale objawia się zawsze wtedy, gdy jest drużynie najbardziej potrzebny. Dlatego póki co gra zawsze i w pełnym wymiarze czasowym. Tak jak Taras Romanczuk czy nawet – na razie – w roli jokera Pululu – Jesus jest członkiem starej Jagielloni, który w tym nowym tworze w trudnych momentach wciąż daje drużynie sygnał. Nie tylko gwarantuje odpowiednią jakość popartą hiszpańską techniką wraz z temperamentem, ale i pokazuje też właściwy charakter. Białostocki charakter. Wykuty w umyśle piłkarza, który na Podlasiu na świat przecież nie przyszedł.

