Frustracja i niedosyt. Mieszane uczucia w Legii po triumfie w Europie
Legia wygrała pierwszy, wyjazdowy mecz z Hibernian w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Konferencji 2:1. Wygrana cieszy Legionistów, którzy jednocześnie czują, że mogli wycisnąć z tego spotkania zdecydowanie więcej. Frustracja i niedosyt - takie słowa bardzo często przewijają się w pomeczowych rozmowach.


Kacper Tobiasz: Jestem mocno sfrustrowany ostatnią sytuacją

Bartosz Kapustka: Jest spory niedosyt, bo mogliśmy wygrać większą liczbą bramek

Artur Jędrzejczyk: Musimy dobrze podejść do meczu u siebie, bo ze Szkocji wywozimy niezłą zaliczkę
Trudno się z tymi komentarzami nie zgodzić, bo szczególnie w drugiej połowie Legia miała kilka świetnych szans, by już ostatecznie dobić gospodarzy, prowadząc po dwóch bramkach z pierwszej części. Najlepszą okazję miał Wahan Biczachczjan, który z kilku metrów posłał piłkę "Panu Bogu w okno". Goście z Warszawy strzelili nawet gola na 3:0 za sprawą Bartosza Kapustki, ale minimalny spalony Pawła Wszołka sprawił, że bramkę odwołano. Kapustka na gorąco po meczu ocenił: - Na pewno jest spory niedosyt po tym meczu. Mogliśmy go wygrać większą liczbą bramek - powiedział pomocnik warszawskiej drużyny.
ZOBACZ TAKŻE: Artur Jędrzejczyk w swoim stylu. "Miał ze starym trochę pojedynków"
- Były takie fragmenty, w których czuliśmy, że gospodarze osłabli. W pierwszej połowie mieliśmy momenty, w których utrzymywaliśmy się częściej przy piłce. W drugiej części również, ale nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Powinniśmy szybciej zmieniać stronę, a kontaktów z piłką było w pewnych momentach za dużo - dodał "Kapi".
Zamiast trafienia na 3:0, był gol na 2:1 strzelony przez Josha Mulligana. Stracona bramka szczególnie zdenerwowała Kacpra Tobiasza, który w spotkaniu z Hibs miał sporo pracy i wcześniej kilka razy ratował Legię. - Oczywiście, jestem mocno sfrustrowany ostatnią sytuacją, w której straciliśmy bramkę i czyste konto w ostatnich minutach. Zamiast dwubramkowej przewagi, wracamy do Warszawy z tylko jednym golem więcej. To nie jest w pełni komfortowy wynik, choć wydaje mi się, że w Europie żaden rezultat nie jest pewny - ocenił bramkarz stołecznej ekipy.
Frustracji nie ukrywał też trener Edward Iordanescu: - Jestem zadowolony, ale jednocześnie odczuwam też pewną frustrację. Prowadziliśmy 2:0 i mieliśmy okazje na trzecią bramkę. Zamiast tego skończyło się 2:1. Podobało mi się jednak, że po pierwszym golu nie cofnęliśmy się, tylko staraliśmy się kontrolować grę i szukać kolejnych bramek. Takiej mentalności oczekuję - mówił szkoleniowiec z Rumunii.
Od początku swojej przygody z Legią, Iordanescu podkreśla, że woli wygrywać 1:0 niż efektownymi wynikami, ale bez czystego konta. Podobne słowa padły po triumfie w Edynburgu. - Moim największym wyzwaniem jest to, by nauczyć zespół wygrywać bez straty bramki - stwierdził.
Dla Legii dużym wyzwaniem w rewanżu będzie to, by dobrze wejść w mecz i uniknąć niepotrzebnych nerwów. W stolicy Szkocji Legioniści przeżywali trudne chwile od pierwszego gwizdka, kiedy rywale szybko ruszyli do agresywnego pressingu. Czym to było spowodowane? Odpowiedzi po meczu szukał Bartosz Kapustka.
- Rywale ruszyli na nas od pierwszych minut, ale to my byliśmy zbyt nerwowi i to kamyczek do naszego ogródka. Zaliczyliśmy słabe wejście w mecz - oddawaliśmy piłkę bez większej presji, popełnialiśmy proste błędy. Tego musimy się na pewno wystrzegać - mówił reprezentant Polski.
Rewanżowe spotkanie 28 sierpnia przy Łazienkowskiej 3 w Warszawie. Legia przystąpi do niego z dobrej pozycji, między innymi dzięki świetnej postawie Jeana-Pierre'a Nsame, który na Easter Road Stadium strzelił gola z karnego i zanotował asystę przy bramce Pawła Wszołka. Podopieczni Edwarda Iordanescu mają więc pewien margines błędu. Jeśli u siebie w domu wywalczą awans, nawet marnując większą liczbę okazji niż w Edynburgu, przekaz będzie zdecydowanie bardziej pozytywny. Liczy się wynik dwumeczu i to czy będziemy mogli oglądać ekipę z Warszawy w fazie ligowej Conference League.
Przejdź na Polsatsport.pl
