Był niczym Tomaszewski na Wembley, teraz chce przejąć stery! "Nie będę długopisem”
Na MŚ 2001 r. w Grenoble bronił jak w transie i również dzięki temu Polska, pod wodzą śp. Wiktora Pysza, awansowała do hokejowej elity. Teraz Tomasz Jaworski chce zostać prezesem PZHL-u. – Niektórzy mi zarzucają, że będę tylko długopisem, a z tylnego fotela dalej będzie rządził pan Minkina. Ci, co mnie dłużej znają, wiedzą, że już jako hokeista zawsze chciałem być numerem "jeden”. Nigdy nie chciałem zdobywać tytułów z ławki rezerwowych – powiedział nam 458-krotny reprezentant Polski.

Wybory nowych władz PZHL-u odbędą się już jutro (poniedziałek) w Zabrzu. Konkurentem dla Tomasza Jaworskiego jest znany z GKS-u Tychy Krzysztof Woźniak, z którym chce do zarządu wejść Mariusz Czerkawski.
Michał Białoński: Od czasów śp. Andrzeja Osiecimskiego-Czapskiego z AZS Warszawa, który kierował polskim hokejem tuż po wojnie, w latach 1945-1946 nie było hokeisty na stanowisku prezesa PZHL-u. Co pana nakłoniło do zmagań o ten fotel?
Tomasz Jaworski, były bramkarz Polonii Bytom, TKH Toruń, Unii Oświęcim, KTH Krynica, Zagłębia Sosnowiec, 458 meczów w reprezentacji Polski: Zacząłem o tym myśleć, patrząc na inne dyscypliny. Adam Małysz wziął swoje ręce narciarstwo, Sebastian Świderski – siatkówkę, a Sławomir Szmal – piłkę ręczną. To są zawodnicy, którzy przed laty stanowili o sile reprezentacji, a teraz dzielnie radzą sobie jako zarządcy związków. Myślę sobie, że w hokeju także potrzeba człowieka, który się wychował w środowisku, zna je od podszewki. Nie tylko jako zawodnik, ale także jako działacz i trener.
ZOBACZ TAKŻE: Ostre starcie w polskim związku, z gwiazdą na pokładzie. "Jeśli nie teraz, to już nigdy!"
Tomasz Jaworski: Musimy poprawić wizerunek polskiego hokeja
Co pan chce poprawić w polskim hokeju?
Musimy polepszyć wizerunek, poprzez choćby silniejsze social media. Musimy dotrzeć do większej liczby ludzi. Kibic musi być w naszym sercu. Nie tylko dlatego, żeby kupił bilet. Aby do tego doszło, podczas meczów musimy zrobić show, tak jak to się dzieje w innych dyscyplinach: siatkówce, piłce ręcznej. Mecz może być wielkim świętem, jak w NHL np. Winter Classic. Musimy zadbać o dobrą oprawę ligi i zwiększyć medialność całego związku. Uważam, że w tym jesteśmy bardzo słabi.
Oczywiście, to musi być skrojone na miarę naszych możliwości. Jest jedna grono ludzi, rozmawiam z wieloma, którzy są chętni do współpracy. Według mnie nie trzeba wielkich nakładów finansowych, by sprawić, aby hale były pełne. A jeśli tak się stanie, to takie mecze będą chciały pokazać także telewizje. Rolki w social mediach, skróty będą miały wzięcie, o ile ktoś je zrobi. Musimy wszyscy się zmobilizować, w końcu doprowadzić do zjednoczenia środowiska. Mamy mówić wszyscy jednym głosem dla dobra hokeja.
Ustępujący prezes Mirosław Minkina twierdzi, że po bankructwie PZHL-u hokej stopniowo wychodzi na prostą, ale druga strona barykady, na czele z kandydatem na prezesa Krzysztofem Woźniakiem i Mariuszem Czerkawskim uważa, że minione lata to zmarnowana szansa, że można było zrobić więcej. Jaka jest pańska opinia?
Uważam, że sytuacja PZHL-u jest coraz lepsza. Zostały odblokowane nasze konta bankowe, mamy większą możliwość pozyskiwania sponsorów. Trwający proces restrukturyzacji otwiera nam nowe szanse. Teraz jesteśmy w stanie wyjść na prostą. Długo musieliśmy spłacać długi zaciągnięte przez wcześniejsze zarządy przez to, że ktoś źle skroił garnitur wydatków. Ówczesny prezes myślał, że będzie pięknie, a na koniec okazało się, że nie mamy finansowania na te wydatki. Dzisiejsza sytuacja to pokłosie tego wszystkiego.
Będę kładł nacisk na zwiększenie medialności poprzez wzrost oglądalności meczów ligowych. Jeśli to się uda, to będziemy mieli twardy argument w rozmowach ze sponsorami. Z frekwencją na trybunach dzisiaj nie jest tak źle, ale nasza liga musi być znacznie lepszym produktem. Sponsorzy, do których się zwracamy oczekują większych liczb.
Tomasz Jaworski o stanie szkolenia w polskim hokeja
Prezes Minkina długo lansował tezę, że remedium na słabe szkolenie są szybkie naturalizacje, jak ta bramkarzy Johna Murraya, Tomasza Fucika, kilka lat temu Michaela Cichego, czy ostatnio Kamila Sadłochy, który od urodzenia jest Polakiem, ale hokeja uczył się w USA, więc musiał spędzić dwa lata w naszej lidze, by móc reprezentować „Biało-Czerwonych”. Ale czy nie warto ożywić pracę u podstaw? Na MŚ elity w Ostrawie byliśmy najstarszą drużyną, podobnie było zresztą ostatnio w Rumunii, dokąd nie pojechali najstarsi: Marcin Kolusz, Patryk Wajda, czy Grzegorz Pasiut. Czy szkolenie nie zarosło nam chwastami? Poza Krzysztofem Maciasiem, którego rodzice wychowywali w Czechach, później wyjechał za ocean, nie mamy dwudziestolatków, którzy nadawaliby się do reprezentacji.
Ja myślę, że z naszym szkoleniem wcale nie jest tak źle. Mamy młodych zawodników, tylko kluby na ogół nie potrafią im zaufać. Można by ich śmielej wprowadzać do pierwszej drużyny. To nie jest tak, że oni są nieprzygotowani, tylko po prostu nie dostają szans.
Ja w wieku 19 lat otrzymałem szansę w Polonii Bytom, która była wówczas na topie. Na początku też popełniałem błędy, ale nie ryzykuje ich tylko ten, kto nic nie robi. Ktoś powiedział: „Ok, jesteś młody, zrobisz błąd, ale w końcu się nauczysz”. Dlatego najwyższa pora, aby wpuszczać zawodników osiemnastoletnich, dwudziestoletnich do grania, a nie do uzupełniania składu. Mamy młodych, którym trzeba dawać szanse. Rozumowanie: „On nie ma doświadczenia” jest błędne. Gdzie ci młodzi mają nabierać tego doświadczenia? Spójrzmy na inne ligi. Finowie, czy Szwedzi promują młodych zawodników, by mieć przyszłość i korzyści. Oprócz tego patrzą na hokej biznesowo. Wiedzą, że wypromowany nastolatek może trafić do NHL-u.
Natomiast my w ogóle nie promujemy młodzieży. Młodym nazywamy 23-latka. Uważam, że górna granica dla młodego to jest 20 lat.
Być może ratunkiem byłoby stworzenie ligi akademickiej, ze stworzeniem drużyn przy uniwersytetach. Wówczas odzyskalibyśmy dla hokeja takie miasta jak Łódź, czy Poznań. W Opolu powstaje projekt oparty na Kanadyjczykach. To też jest dobra droga pod kątem pozyskania młodych zawodników do SMS-u.
Powtarzam, trafionym pomysłem byłyby drużyny uczelnianie. Uczelnie walczą o zawodników, dają mu szansę rozwoju pod względem fizycznym i intelektualnym. Po karierze może wykonywać zawód, jakiego nauczy się na niej. Projekt drużyn opartych o uczelnie zdjąłby ciężar finansowy z rodziców, bo ich pociechy w uczelnianym klubie mogłyby liczyć na stypendia.
Kolejna rzecz, kontrakty młodych zawodników wchodzących do ekstraklasy są za niskie, nie zachęcają ich do poświęcenia się hokejowi. A przecież musimy walczyć o młodych, z naciskiem na młodych bramkarzy. Gdy dwa lata temu na MŚ w Notthingham graliśmy o awans do elity kontuzji doznał bramkarz John Murray.
Tomasz Jaworski: Młodym Polakom trzeba powiesić marchewkę na kiju
Wszedł za niego Maciej Miarka.
Wszyscy zaczęli łapać się za głowę, pojawiła się gęsia skóra: "Wszystko pójdzie na marne". Maciek miał 22 lata i był rezerwowym bramkarzem GKS-u Katowice. I nie było tragedii, wybronił ten mecz. Ktoś powie: „To tylko Rumunia”. Ale spójrzmy na ostatnie MŚ w Rumunii. Ukraina miała awans do elity na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło jej wygrać z Japonią, a jednak nie uniosła tego ciężaru.
Nasi młodzi zawodnicy naprawdę są zdolni, ja wierzę w nich. Trzeba im dać marchewkę na kiju. Jeśli zobaczą, że jeden czy drugi kolega gra w ekstraklasie, czy reprezentacji, to dla reszty będzie to stanowiło dodatkową motywację, dobry przykład. Powiedzą sobie: "Ja też mogę grać, bo mój kolega dostał szansę, a nie tylko siedzi na ławie”. Na razie obserwujemy przypadki, że młody hokeista zdobywa trzy tytuły mistrza Polski, ale łącznie spędza na lodzie 30 minut przez trzy lata.
Ja bym chciał, żeby nasi zawodnicy stanowili o sile zespołów. To nie jest tak, że oni nie mają ambicji. Mają, ja z wieloma rozmawiam. Aż jest mi żal ich, że nie dostają kredytu zaufania. To jest na pewno do zmiany.
Reguła wymuszająca grę co najmniej ośmioma Polakami, a od przyszłego sezonu dziesięcioma, być może uratuje sytuację?
Uważam, że to jest naprawdę dobra droga. Tutaj zaczyna się rola klubów, żeby przygotować sobie kolejnych dwóch-trzech Polaków. Krew się we mnie gotuje, gdy przypominam sobie, ilu dobrych bramkarzy straciliśmy przez ostatnich kilka lat. Ocierających się nawet o reprezentację: Czernik, Kotuła, Lewartowski, Kieler. To byli naprawdę wartościowi zawodnicy. Tak samo jest z obrońcami czy napastnikami. Czy Mateusz Majkowski nie mógłby grać w ekstraklasie? Ma 18 lat, bardzo dobre warunki i dobre umiejętności. Wszystko ma.
Olaf Zachariasz również ma 18 lat, rozmawiałem w jego sprawie ostatnio. Gdyby wkomponować go do pierwszej, drugiej piątki, dać mu realną szansę gry, decydowania o losach meczu, to rósłby jak na drożdżach! Pewność siebie u zawodnika, który kreuje grę rośnie znacznie szybciej niż u tego, który uzupełnia skład.
W pana zarządzie ma zasiadać dotychczasowy prezes Mirosław Minkina, Danuta Piorun – szefowa Śląskiego Związku Hokeja na Lodzie, Marta Zawadzka. Widzi pan też miejsce dla Marka Kosteckiego i Zdzisława Zaręby, których przygody z prowadzeniem odpowiednio – Stoczniowca Gdańsk i Podhala Nowy Targ nie skończyły się dobrze.
Ja tym ludziom ufam. Oprócz wymienionych będzie w moim składzie Krzysztof Lehmann, który jest wicedyrektorem szkoły i pilnuje szkolenia na północy Polski. Jest też Tomek Cieślicki, który dobrze wykonuje swoją robotę w Krynicy. Pokazaliśmy dobry kierunek lokując finał Pucharu Polski właśnie w „Perle Wód”, grudniowa data także wypaliła. Za kilka lat możemy nieść taką radość dla ludzi, jak rozgrywany w Sylwestra Puchar Spenglera.
W mojej załodze jest też Adam Fras, którego cierpliwość w odbudowie pozycji Polonii Bytom była imponująca. Nie było żadnych działań „na hurra”, przygotowywali się przez wiele lat.
Bytom zbudował też nową halę.
Inni tylko obiecywali, a oni zbudowali. Oni w Polonii coś po sobie pozostawią. Wypada wszystkim życzyć takiego dorobku.
Ja wiem, że w naszej sytuacji, w jakiej jest cały hokej, nie można obiecywać gruszek na wierzbie. Tylko wariat może zadeklarować, że w rok stworzy coś trwałego, co będzie funkcjonowało. Ja sobie zdaję sprawę, że ten proces może trwać nawet 10 lat. Ale ja wolę mówić realnie. W sporcie, w hokeju tym bardziej nie da się nic trwałego zbudować na pstryknięcie palcem. Musimy czerpać wiedzę od najlepszych i rozwijać się powoli, stopniowo. Ja wiem, że jesteśmy narodem niecierpliwym i każdy chce „na tu i teraz”, ale tak się nie da.
Musimy cierpliwie budować, tak jak zawodnik buduje formę przez cały sezon, najważniejsze są dla niego play-offy, a później MŚ. Podobnie jest z budową całego hokeja. Nie da się przyjść, ubrać łyżwy i powiedzieć: „Jutro będę mistrzem świata”.
Tomasz Jaworski o selekcjonerze reprezentacji Polski
PZHL ogłosił trenerów wszystkich kadr, za wyjątkiem tej seniorskiej. Czyżby era trenera Kalabera dobiegła końca? Prezes Minkina zapowiadał, że gdyby mógł dalej kandydować, to Słowak nadal byłby naszym trenerem kadry narodowej. Jakie jest pańskie zdanie?
Rozmawiam ze środowiskiem. Mam bardzo dobry kontakt z wieloma reprezentantami. Zbieram opinie zawodników i działaczy. Nie chcę podejmować decyzji sam, tylko w oparciu o to, co usłyszę z jednej, drugiej i trzeciej strony. Jakiś plan w głowie mam, ale za wcześnie, by o nim mówić. Jeżeli zostanę prezesem PZHL-u, to do tygodnia po wyborach ogłoszę nazwisko trenera.
Gdyby wzorem kampanii prezydenckiej miał pan ostatnią minutę na rekomendację swojej kandydatury, to co by pan powiedział? Dlaczego polski hokej ma się bardziej rozwinąć dzięki Tomaszowi Jaworskiemu?
Ze mną za sterami uda się dlatego, że znam hokej od podszewki. Znam też pragnienia kibiców, znam działaczy i zawodników. W ostatnich miesiącach przemierzyłem całą Polskę, rozmawiałem o problemach, które nurtują środowisko, usłyszałem, w jaki sposób mogę pomóc klubom. Jeden uniwersalny plan nie wystarczy. Każdy oczekuje jakiejś pomocy. Kierowanie PZHL-em w dużej mierze powinno się opierać na dialogu i wspólnym podejmowaniu decyzji. Każdy ma mnóstwo pomysłów i jeśli zrobimy burzę mózgów, to na pewno wyjdziemy z kryzysu. Musimy wypracować produkt, który da nam realne szanse na zarobienie pieniędzy.
Kto w pana zarządzie będzie pukał do drzwi w poszukiwaniu sponsorów? Mirosław Minkina, który ma już wydeptane ścieżki?
Przychody mają wzrosnąć wraz ze wzrostem oglądalności meczów ligowych. Mam na to plan. Potrzebuję wszystkich rąk na pokładzie. Jeżeli poprawimy struktury telewizji Polski Hokej TV, to możemy na niej zacząć zarabiać. Dokładny plan przedstawię podczas wyborów.
Rozpocząłem też rozmowy z potencjalnymi sponsorami. Słyszę zarzuty, że rzekomo będę tylko długopisem, a z tylnego fotela dalej będzie rządził pan Minkina. Ci, co mnie dłużej znają, wiedzą, że już jako hokeista zawsze chciałem być numerem „jeden”. Nigdy nie chciałem zdobywać tytułów z ławki rezerwowych. I tak samo będzie teraz. To mogę zagwarantować. Jeżeli zostanę prezesem, to będę szefem w pełni decyzyjnym, co nie wyklucza współdziałania z zarządem i resztą środowiska. Jestem za tym, żebyśmy się spotykali nie tylko raz na cztery lata, ale niemal codziennie. Wiadomo, że nie z każdym z osobna uda się rozmawiać tak często, ale cały czas będę aktywny. Oto możecie być spokojni. Mam na to czas. Nie będę się spotykał online, tylko będę jeździł i będę pomagał rozwiązywać problemy całego środowiska.
Przejdź na Polsatsport.pl
