Idziemy po baraże? Były selekcjoner zaskakuje. Przypomina słowa Górskiego
Polska wygrała pewnie z Litwą i uciekła na 3 punkty Finlandii, a do Holendrów traci trzy punkty. Zdaniem wielu ekspertów wszystko jest jasne – Holandia ma bezpośredni awans, a Polska zagra w barażach o awans do finałów mistrzostw świata. Były selekcjoner Jerzy Engel przekonuje nas jednak, że role mogą się odwrócić. Mówi tak, choć Polska potrzebowałaby cudu.

Holandia ma 16 punktów, a Polska - 13. Obie drużyny grają jeszcze po dwa mecze, w tym jeden między sobą. Polska zmierzy się z Holandią 14 listopada na PGE Narodowym. Poza tym Biało-Czerwoni zagrają na Malcie, a Holendrzy u siebie z Litwą. Dwie wygrane Polaków, to jest realny scenariusz, ale nawet to może nam nie dać bezpośredniego awansu. Chodzi o bilans bramkowy, który będzie się liczył przy równej liczbie punktów. Holandia ma 19 goli na plusie, a Polska tylko sześć.
ZOBACZ TAKŻE: To poza zasięgiem Lewandowskiego?! Zbigniew Boniek stawia warunek! "Od tego najwięcej zależy"
Polska musiałaby wygrać z Holandią, a potem jeszcze strzelić 10 lub więcej goli na Malcie. Kiedyś wygraliśmy 10:0 z San Marino, więc wszystko jest możliwe. Trzeba jednak od razu dodać, że to brzmi jak science-fiction.
Mówią, że idziemy po baraże, a przecież już Kazimierz Górski uczył, że dopóki piłka w grze, to wszystko jest możliwe. Dziś Holandia jest na dużym plusie, ale to jest dziś, bo jutro może się to zmienić – mówi nam były selekcjoner Jerzy Engel.
Wyobraża pan sobie, że wygrywamy 1 lub 2 do zera z Holandią, a potem strzelamy tuzin goli Malcie?
Ja niczego sobie nie wyobrażam. Po prostu chcę, żebyśmy walczyli do końca o jak najlepszy wynik i żebyśmy grali tak, jak w tych ostatnich meczach. 2:0 na Litwie, czyli pewnie i bez utraty gola, to coś, co nastraja mnie optymistycznie przed finiszem zmagań w grupie.
Może i pan rację, z tym że nie ma co kreślić scenariuszy. Najpierw trzeba w ogóle wygrać z Holandią. Czy to w ogóle możliwe? Czy pod wodzą trenera Urbana zaczęliśmy grać tak, że mamy prawo o tym marzyć?
Nasz sposób gry się nie zmienił. Bazujemy na tym, na co pozwoli nam przeciwnik, czyli gramy z kontry. Czasem dokładamy atak pozycyjny, ale uczciwie trzeba przyznać, że nie zawsze dajemy sobie z nim radę. Najważniejsze jednak, że jest w naszej kadrze stabilizacja, że już nie ma tych ciągłych zmian. To zawsze psuje.
Trener Urban wprowadził spokój od pierwszego meczu z Holendrami.
W grze zespołowej klimat jest bardzo ważny. Wzajemne zaufanie i szacunek, to się liczy najbardziej. To nie przypadek, że mówi się team, czyli zespół. Bo ten zespół to wspólnota zachowań i celów. Wynik robi właśnie team i jeśli uda się go stworzyć, bo można marzyć o wszystkim.
Jeśli jednak skończy się barażami, to tragedii nie będzie.
Nie ma i nie będzie, bo mamy już doświadczenie w barażach. Już dwa razy udało nam się awansować przez baraże.
Inne statystyki też za nami przemawiają. Trener Urban to najlepszy debiutant od czasów Janusza Wójcika, a to był 1997 rok.
To wszystko się liczy i trzeba się cieszyć z tego, że trener Urban wyprostował wszystkie krzywizny w tym zespole, że nie przegrał, że uwolnić potencjał tkwiący w tych zawodnikach. Bo przecież wszyscy mówiliśmy, że mamy niezły zespół, który gra poniżej swoich możliwości. Teraz ta drużyna gra tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Szkoda meczu z Finami, bo tam nie byliśmy zespołem, tam liczyły się inne sprawy.
Wygrana w tamtym meczu dałaby nam olbrzymi komfort. Nasze szanse na przeskoczenie Holendrów byłyby wtedy bardzo duże.
To była jednak sytuacja zastana. Najważniejsze, że zareagowano w odpowiedniej chwili, że przyszedł trener Urban, że drużyna wzięła się do roboty. Od wyjazdu z Holandią mamy inny, lepszy zespół. A jeśli wygramy z Holandią u siebie i zrównamy się z nią punktami, to potem będziemy się martwić, jak strzelić dziesięć lub więcej goli Malcie. A może Holandia się potknie?
Przejdź na Polsatsport.plCzy polscy piłkarze zagrają na MŚ 2026?

