Adam Małysz walnął pięścią w stół! "Jestem na to zły i rozczarowany!”
- Powiem tak: jestem na to nie tylko zły, ale też rozczarowany. Dlatego, że w wielu dyscyplinach, gdy pojawia się inna konkurencja, tak jak u nas superduety, to nie okrawa się przy tym składu na IO. Zabrano nam konkurs drużynowy, który cieszył się dużą popularnością i stąd też zaczęto okrawać składy na igrzyska – rozkłada ręce prezes PZN-u Adam Małysz w przedsezonowej rozmowie z Polsatem Sport.

Michał Białoński, Polsat Sport: Trener Maciej Maciusiak zapewnia, że forma naszych skoczków na rozpoczęcie sezonu olimpijskiego Pucharu Świata jest optymalne. Czy pan podziela ten optymizm, czy woli dmuchać na zimne? Wielokrotnie już się zdarzało, że na wewnętrznych treningach nasi reprezentanci prezentowali się znakomicie, ale później nie wytrzymywali starcia ze światową czołówką.
Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego: Dokładnie tak, w minionych sezonach różnie to bywało. Dlatego byłbym bardzo ostrożny i tym razem. Ostatnie tygodnie nasi skoczkowie spędzili na obozach w Wiśle i w Zakopanem, byli tylko we własnym gronie. Ich skoki wyglądały całkiem dobrze, więc jestem spokojny, ale poczekajmy do pierwszych konkursów w Lillehammer, gdy zobaczymy, jak nasi wypadną w stawce międzynarodowej. Sam jestem tego bardzo ciekaw, jak to będzie wyglądać.
ZOBACZ TAKŻE: Trener skoczków protestuje ws. Adama Małysza! "Ciężko przeholować"
Z pewnością sezon przygotowawczy został dobrze przepracowany, widać, że są wyświeżeni i że atmosfera jest bardzo dobra, w stosunku do tego, co było w poprzednim roku. Dlatego trzeba być nastawionym optymistycznie.
Tym bardziej, że letnie konkursy były naprawdę udane. Na czele z wrześniowym triumfem Kamila Stocha i Dawida Kubackiego w konkursie superduetów, na skoczni olimpijskiej w Predazzo. Były zwycięstwa w letnim Grand Prix Dawida Kubackiego, Macieja Kota i podium Stocha. Praca nowego sztabu, pod kierunkiem Macieja Maciusiaka, wywoływała u prezesa uśmiech na twarzy?
Oczywiście, że tak. Ale pamiętajmy, że letnia Grand Prix to zawody, na które nie przyjeżdżają wszyscy zawodnicy, czołówki z Pucharu Świata często na nich nie ma. Ale i tak letnie skoki pokazują, w jakiej dyspozycji w danym momencie są zawodnicy. Trzeba podkreślić też Kacpra Tomasiaka, który w letnim COC (Puchar Kontynentalny – przyp. red.) zrobił wynik życiowy, bo wygrał klasyfikację generalną, a później przystąpił do Pucharu Świata, do letniej Grand Prix w Klingenthal i tam zajął ósme miejsce, a później w duetach, z Kamilem, też sobie fajnie radził. To kolejny optymistyczny sygnał, że młodzież dociera do nas.
Reasumując, letnie Grand Prix było całkiem udane nie tylko dla kadry A, ale też B i juniorów. Teraz czekamy tylko i wyłącznie na zimę.
Kacper Tomasiak, podobnie jak we wcześniejszym okresie Juroszek i Habdas, zwiększają konkurencję o miejsce w składzie, ale co się stało z Maciejem Kotem. Miał świetne lato, wygrał Grand Prix w Wiśle, ale na ostatnich treningach w Zakopanem przegrał rywalizację o miejsce w składzie z Pawłem Wąskiem.
Trudno jednoznacznie powiedzieć. To jest tak, że na treningach bardzo często zawodnicy pewne rzeczy poprawiają. W wielu przypadkach ciągle skaczą w starych kombinezonach, a później przychodzą zawody, czy sprawdziany z pomiarem kontroli takim, jaki obowiązuje w Pucharze Świata i okazuje się, że w tych nowych kombinezonach trudniej jest odlecieć. Dostosowanie się do tego jest często bardzo trudne.
Tym bardziej, że w temacie kombinezonów w tym sezonie będziemy mieli dużą rewolucję. Mam na myśli żółte i czerwone kartki, oznaczające pauzowanie za nieregulaminowy sprzęt. Dlatego trzeba bardzo uważać, bo nie będzie to dotyczyło jednego zawodnika, ale w zasadzie całego teamu. Jeśli jedna osoba wypadnie po kartkach, to traci się pełną kwotę startową na te dni po jej wypadnięciu. Trzeba bardzo mocno się pilnować, żeby nie zostać zdyskwalifikowanym, jeśli kontrolerzy będą pilnować, tak jak robili to latem, to tym bardziej trzeba być uważnym.
Druga sprawa, to podczas lata forma zawodników jest często bardzo różna. Niektórzy wchodzą w lato wypoczęci, więc wydaje się, że ich dyspozycja jest na bardzo wysokim poziomie. A później, gdy dochodzi cięższy trening, z czasem zaczyna słabnąć. U niektórych jest wręcz na odwrót. Na początku są słabsi, bo muszą się rozpędzić, a gdy wejdą już w rytm treningowy i dostają podczas ćwiczeń w kość, to u nich technika się zdecydowanie poprawia. Gdy zaczyna się poluzowanie reżimu treningowego przed samym startem, to nabierają sił, optymalnej formy i widzimy, w jakiej jest kto dyspozycji i jak jest przygotowany do zimy.
Jak przystało na olimpijski, sezon będzie szalenie trudny. Początek to konkursy w Lillhammer, Falun i Ruce, między którymi nie będzie czasu na trening i regenerację, bo wszystko sprowadzi się do podróży i startów. Na dodatek do Falun wszyscy skoczkowie pojadą ponad sześć godzin autokarem, a skoki w tej szwedzkiej miejscowości rozpoczną się już o godz. 9 rano, z uwagi na brak sztucznego oświetlenia, więc pobudka będzie już o szóstej.
I skoki z marszu.
A później podróż do Ruki, do Kuusamo w Laponii, do siedziby św. Mikołaja, czyli miejsce, za którym wszyscy tęsknią, bo tam zima jest niemal zawsze. Jednocześnie trzeba zbudować szczyt formy na igrzyska, czyli na luty. To niełatwe zadanie. Jest pan spokojny o to, że nie będziemy musieli szukać dziury w całym po wyprawie do Norwegii, Szwecji i Finlandii, przed mikołajkowymi skokami w Wiśle? Od trzech lat, gdy w Wiśle wygrywał Dawid Kubacki, czekamy na dobry początek PŚ.
Nie powiem, że zbudowanie wysokiej formy na każdy okres sezonu jest proste. Zaplanowanie i samo wykonanie nie jest łatwe. Dlatego nic bym w tym momencie nie przesądzał, nie decydował czy to będzie sukces czy nie. Myślę, że konkursy w Lillehammer, Falun i Ruce dadzą nam odpowiedzi, w jakiej dyspozycji są zawodnicy. Oczywiście, do igrzysk jest jeszcze bardzo daleko, więc to się może jeszcze wszystko pozmieniać, wymieszać. W ogóle igrzyska są na tyle specyficzne, że wyskakują na nich zawodnicy, którzy w ogóle nie są brani pod uwagę jako faworyci.
Jak Simon Amman, który zdobył dwa złote medale w Salt Lake City niespełna miesiąc po wyjściu ze szpitala, w którym znalazł się w wyniku upadku na skoczni w Willingen.
Oczywiście, on także (śmiech). Ale myślę, że po najbliższych konkursach będzie wiadomo, kto się zalicza do grona faworytów do medali na igrzyskach. Owszem, pierwsze konkursy są trochę na przetarcie, ale od paru lat widzimy, że zawodnicy, którzy dobrze wchodzą w sezon, pomimo tego, że końcówki nie mają już tak wyśmienitej, nadrobią punktów na początku, a później utrzymują się na wysokim miejscu i wygrywają całą klasyfikację. Dlatego ten początek Pucharu Świata ma znaczenie. Jak długo najlepsi w tych najbliższych konkursach wytrzymają z wysoką formą, to ciężko mi w tym momencie powiedzieć, ale to już będą pierwsze wyraźne sygnały. Myślę, że Wisła, czyli czwarta miejscowość, która w tym sezonie podejmie Puchar Świata, to już będzie przełomowy moment sezonu.
Czy pana boli serce, gdy pan widzi, jak skoki są okrawane na igrzyskach, Jesteśmy przyzwyczajeni, że drużyny przyjeżdżały na IO w składach sześcioosobowych, a dopiero na miejscu trenerzy decydowali, która czwórka bierze udział w konkursie. Trener Maciusiak będzie mógł zabrać maksymalnie czterech zawodników, zatem wybór jest poważnie ograniczony.
Powiem tak: jestem na to nie tylko zły, ale też rozczarowany. Dlatego, że w wielu dyscyplinach, gdy pojawia się inna konkurencja, tak jak u nas superduety, to nie okrawa się przy tym składu reprezentacji na IO. Zabrano nam konkurs drużynowy, który cieszył się bardzo dużą popularnością i stąd też zaczęto okrawać składy olimpijskie w skokach. Na dzień dzisiejszy mamy możliwość zabrania do Włoch czterech, śledzimy cały czas kwoty startowe, ale to się wszystko może jeszcze zmienić do 18 stycznia, gdy definitywnie zostaną określone kwoty i kto pojedzie na igrzyska.
To utrudnia zadanie, bo chcąc zbudować szczyt formy na IO w Predazzo, można by odpuścić daleki wyjazd do Sapporo, ale w Japonii będą trwały jeszcze kwalifikacje olimpijskie.
Myślę, że jeśli ktoś będzie w dobrej dyspozycji, to Sapporo nie będzie dla niego utrudnieniem i pojedzie tam. Większym znakiem zapytania będą konkursy w Willingen, na przełomie stycznia i lutego, przed samymi igrzyskami. Wielu zawodników będzie się zastanawiało, czy jechać tam, czy odpuścić, by na spokojnie potrenować przed samymi igrzyskami. Ja sam miałem taką sytuację, że kiedyś miałem nie jechać do Willingen, a później poleciałem tam samolotem po to, żeby tylko wystartować w zawodach i szybko wróciłem z powrotem. Trzeba będzie reagować na bieżąco. Oby nie były konieczne drastyczne ruchy, tylko pozytywne reagowanie.



