Zbigniew Boniek przekazał brutalną prawdę. "W ogóle nie istniejemy!"
- Gdy dzisiaj zaczniesz szukać w mediach społecznościowych hasła "Igrzyska Olimpijskie Warszawa 2040", to niewiele znajdziesz. A inne kandydatury, na wcześniejsze edycje igrzysk już się wyraźnie promują. Tymczasem my z Warszawą w ogóle nie istniejemy! Natomiast zawsze można to zmienić. Dlatego jeśli chcemy zorganizować igrzyska, to róbmy to, ale z głową! – powiedział nam Zbigniew Boniek.
Michał Białoński, Polsat Sport: Jak pan zapatruje się na ideę organizacji letnich igrzysk olimpijskich w Polsce w 2040 r.? Uważa pan, że możemy uzyskać kolejny skok cywilizacyjny kraju, jak przy okazji Euro 2012, a jednocześnie poprawić zdrowotność społeczeństwa i sprawność fizyczną młodzieży, jak udało się to w Anglii, czy wobec zagrożeń takich jak wojna na Ukrainie, powinniśmy przekierować środki np. na obronność?
Zbigniew Boniek: Ja nie widzę żadnego wpływu pomiędzy tym, żeby nasze dzieci i nasza młodzież uprawiały kulturę fizyczną a organizacją igrzysk olimpijskich. To po pierwsze. Ogólnie jednak organizację igrzysk oceniam pozytywnie. I to pod wieloma względami. Niepokoi mnie jednak co innego.
ZOBACZ TAKŻE: Robert Korzeniowski: Igrzyska olimpijskie Warszawa 2040 dla postępu całej Polski
Co takiego?
Brakuje mi argumentów i nie wiem, czy igrzyska w Polsce to jest nasz, polski wymysł, czy są poparte jakimiś badaniami, przemyślanym lobbingiem, czy innymi decydującymi czynnikami. Bo to, że my chcemy zorganizować igrzyska, jest lotnym hasłem, dobrze się sprzedaje. Natomiast podstawowe pytanie brzmi: czy mamy realne szanse na to, aby MKOl nam je przyznał.
Natomiast ja nie wiem, jak wyglądają kulisy tych starań, jak wygląda rzeczywistość, ale sama idea mi się podoba. Oczywiście, tak samo by mi się podobał pomysł organizacji piłkarskich MŚ w naszym kraju, które moglibyśmy przeprowadzić w krajach Grupy Wyszehradzkiej, albo razem z Niemcami. Każda organizacja tak wielkiej imprezy powoduje, że pozostają po niej benefity dla kraju organizatora, jeżeli całą strategię przemyśli się bardzo dobrze.
Jednocześnie trzeba mieć świadomość, że zorganizowanie igrzysk nie jest rzeczą łatwą. Z prostej przyczyny: ja się dzisiaj zastanawiam, zupełnie na chłodno, w jakiej dyscyplinie sportu jesteśmy dziś w stanie przeprowadzić rywalizację olimpijską, wykorzystując obecną infrastrukturę? Tylko i wyłącznie piłkę nożną.
Siatkówkę i lekkoatletykę również zdołalibyśmy przeprowadzić. Stadion Śląski jest przecież gospodarzem lekkoatletycznej Diamentowej Ligi.
Ale mówi pan o igrzyskach w całej Polsce, a nie tylko w Warszawie. Natomiast w Warszawie nie mamy stadionu, na którym można by zorganizować ceremonię otwarcia i zakończenia igrzysk.
Stadion Narodowy wydaje się panu na to za mały?
Na upartego można zrobić ją nawet przed hotelem Victoria, ale mi chodzi o efektowne ceremonie, jakie pamiętamy z poprzednich igrzysk, które odbywały się na nowoczesnych, olbrzymich stadionach. Organizując igrzyska, trzeba myśleć w trochę inny sposób. Tymczasem na dzisiaj nie mamy nawet wielkiej pływalni z trybunami na kilkanaście tysięcy widzów, a taka jest potrzebna nie tylko do zawodów pływackich, ale także tych związanych ze skokami do wody, czy pływaniem synchronicznym. Tych braków mamy znacznie więcej, łącznie z dużym torem kolarskim. Nadrobienie ich to duże wydatki. Ale jeżeli nas na nie stać i przygotujemy poważny projekt, to ja jestem pierwszym, któremu się to podoba!
Czyli jeden z większych problemów to lobbing, znalezienie kogoś, kto zastąpi Grigorija Surkisa, który delegatów UEFA przekonał do tego, by Euro 2012 zawitało do Polski i na Ukrainę?
Igrzyska olimpijskie nie polegają na tym, że wymyśli je sobie Boniek z Białońskim i już jest sprawa załatwiona. Igrzyska muszą ci przyznać, a przecież twoimi kontrkandydatami mogą być Indie, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, czy równie bogaty Katar. Nie zapominajmy, że niektóre kraje wydały ponad 20 miliardów dolarów na organizację IO, a Francja wydała prawie siedem miliardów euro na ubiegłoroczne igrzyska w Paryżu. Na dodatek miała też wsparcie z sektora prywatnego, co u nas, na dzień dzisiejszy, jest prawie niemożliwe.
Ale trzeba przyznać, że Ministerstwo Sportu i Turystyki podeszło do sprawy bardzo kompleksowo, gdyż starania o igrzyska w 2040 r. są zwieńczeniem ośmioletniej Strategii Rozwoju Sportu, którą wprowadzą wszystkie związki sportowe. Nie przekonuje to pana?
Ja tych szczegółów nie znałem. Patrzę na ideę igrzysk w Polsce z boku. Gdybym był w gremium zajmującym się igrzyskami, to bym się tym bardziej interesował. Ale podkreślam, na pewno sami sobie nie przyznamy organizacji igrzysk. Jestem ciekawy i na ten temat nie słyszałem żadnej analizy, kto się zajmie lobbingiem. Poza tym, na dzisiaj jak zaczniesz szukać w internecie, w mediach społecznościowych hasła "Igrzyska Olimpijskie Warszawa 2040", to niewiele znajdziesz. A inne kandydatury, na wcześniejsze edycje igrzysk już się wyraźnie promują. Tymczasem my z Warszawą w ogóle nie istniejemy! Natomiast zawsze można to zmienić. Dlatego podkreślam, jeśli chcemy zorganizować igrzyska, to róbmy to, ale z głową!
Jak pan reaguje na to, że prezes PKOl-u Radosław Piesiewicz ma pretensje do wiceprezesów Adama Korola, Tomasza Chamery i Mariana Kmity, o to, że dali się zaprosić Ministerstwu Sportu i Turystyki na Kongresie Sportu Powszechnego, na którym omawiano strategię dla naszego sportu, ale również kwestię organizacji IO w 2040 r.?
Trudno mi się na ten temat wypowiedzieć, bo nie znam szczegółów tej sytuacji. Pewne jest jedno: gdybym ja był prezesem PZPN-u i gdyby mi trzech wiceprezesów zaprosili do jakiejś organizacji, do jakiegoś gremium, to przede wszystkim najpierw by się mnie o to zapytali. Natomiast dlaczego się nie pytali prezesa Piesiewicza, to już jest inna para kaloszy.
Przejdź na Polsatsport.pl


