Legenda przestrzega! "Hasło: 'Cała Polska na was patrzy!' paraliżuje. Nie spałem po nim całą noc"

Michał BiałońskiInne

- Dzięki Euro 2012 mamy sporą infrastrukturę, dlatego w tym zakresie nie będziemy mieli takiego skoku organizując igrzyska olimpijskie. Natomiast możemy go obserwować dzięki powstaniu specjalistycznych obiektów sportowych dla różnych dyscyplin. To zostanie na pokolenia – powiedział nam prezes Polskiego Związku Żeglarskiego Tomasz Holc, dwukrotny olimpijczyk.

Dwóch mężczyzn w czerwono-białych bluzach żeglarskich siedzi w niebieskiej łodzi żaglowej na wzburzonej wodzie, z białymi żaglami w tle.
PAP/EPA
Tomasz Holc i Mateusz Kusznierewicz na czele stawki w rywalizacji klasy "Star" podczas wyścigu regat 38. "Princesa Sofia" rozgrywanych w okolicach Palma de Mallorca, w kwietniu 2007 r.

Michał Białoński, Polsat Sport: Ministerstwo Sportu i Turystyki ogłosiło Strategię Rozwoju Sportu, a zarazem plany organizacji IO w 2040 r. Jak pan się zapatruje na szansę przeprowadzenia u nas najważniejszej imprezy światowego sportu? Czy my powinniśmy się szarpnąć na takich wydatek?

 

Tomasz Holc, dwukrotny olimpijczyk w żeglarstwie, prezes Polskiego Związku Żeglarskiego: Ze względu na skalę takiego wydarzenia jest to trudne pytanie i dość świeży temat. Echa tego pomysłu słyszeliśmy już jakiś czas temu. Natomiast po raz pierwszy on został skonkretyzowany. W związku z tym ożywiła się na ten temat dyskusja zarówno w związkach sportowych, jak i w społeczeństwie o zasadności takiego wydarzenia w Polsce.

 

ZOBACZ TAKŻE: Igrzyska olimpijskie 2040 w Polsce? Wiceprezes PKOl-u punktuje "za" i "przeciw"

 

Oczywiście, są różne dyscypliny, które z różnym zaangażowaniem będą podchodziły do idei igrzysk w Polsce. My, żeglarze, z jednej strony mamy pewną łatwość, bo nie potrzebujemy budowy stadionu, ale z drugiej strony, przy okazji idei igrzysk w Polsce pojawiają się różne pomysły, żeby zrobić infrastrukturę pod żeglarzy, na morzu, w okolicach Władysławowa.

 

Czy to jest realne i czy po igrzyskach może służyć dużej rzeszy żeglarzy? W tym zakresie mam pewne wątpliwości.

 

Dlaczego?

 

W porównaniu do choćby Trójmiasta jest to miejsce troszeczkę oddalone, w związku z tym to nie jest tak, że każdy będzie tam w stanie regularnie dojechać. Poza tym sam projekt infrastruktury w tym miejscu budzi moje wątpliwości, ale to dotyczy tylko i wyłącznie żeglarstwa. Natomiast jeżeli chodzi ogólnie o ideę igrzysk w Polsce, trzeba by zasięgnąć opinii szerokiej rzeszy społeczeństwa. Nam żeglarzom, czy wszystkim olimpijskim związkom sportowym, prawdopodobnie zależałoby na tym, aby tego typu impreza odbyła się pod polskim sztandarem. Natomiast nie wiem, jak by to było odbierane przez ludzi. Koszty organizacji są przecież bardzo duże. One mogą być różne. Słyszałem opinię Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, żeby robić igrzyska albo na istniejącej infrastrukturze, albo budować obiekty tymczasowe. Nie wiem czy do każdej dyscypliny jest możliwa taka budowa. Tak czy owak, przygotowanie całości pochłonęłoby i tak dość istotne koszty.

 

Jeśli zastanowić się nad tym, jaki jest ogólny bilans, to widać, że różne kraje w różny sposób podchodziły do tego. Różny miały też pożytek z igrzysk. Trudno mi powiedzieć, jaki byłby bilans IO w Polsce. Nie zajmowałem się nigdy stroną ekonomiczną takiego wydarzenia.

Tomasz Holc: Poprawa zdrowia społeczeństwa to wartość dodana igrzysk

Ubiegłoroczne igrzyska w Paryżu kosztowały prawie siedem miliardów dolarów, ale te w Rio de Janeiro – ponad 20 miliardów. Abstrahując od wydatków, które musiałoby ponieść całe społeczeństwo, ale czy zyski nie byłyby także olbrzymie? Francja i Wielka Brytania dowiodły, że przy okazji igrzysk można upowszechnić uprawianie sportu, uczynić to zjawisko masowym, a to przekłada się na poprawę zdrowotności społeczeństwa. W Wielkiej Brytanii okazało się, że ponad 19 procent łóżek w szpitalach jest niepotrzebnych, bo uprawianie sportu spowodowało spalenie tkanki tłuszczowej, poprawę kondycji społeczeństwa.

 

Niewątpliwie jest to wartość dodana igrzysk. Niemniej trudno mi ocenić, czy w naszym społeczeństwie, które jednak jest mniej nastawione na uprawianie sportu, takie zjawisko również miałoby miejsce. Statystyki mamy bardzo niedobre, na ostatnim kongresie Ministerstw Sportu przedstawiał je Robert Korzeniowski. Sprawność dzieci, uprawianie sportu przez nie są na niskim poziomie, a to przecież to pokolenie będzie ewentualnie startować w igrzyskach za 15 lat i z nich mielibyśmy mieć pożytek, być może nawet medalowy.

 

Poziom przygotowania dzieci do sportu jest w tej chwili bardzo słaby. Ale czy to by się poprawiło dzięki igrzyskom i czy mielibyśmy w szpitalach o 30 procent mniej chorych? Oby tak było, ale strasznie trudno jest przewidzieć zachowanie naszego społeczeństwa.

Tomasz Holc o swych startach na IO 1972 i IO 1980

Jak pan wspomina swoje igrzyska. Dwukrotnie zajmował pan dwunaste miejsce, na IO 1972 r. w Monachium i w 1980 r. w Moskwie.

 

To była zupełnie inna rzeczywistość. Zwłaszcza my byliśmy w zupełnie innej rzeczywistości. Nasze przygotowania i przede wszystkim nasze możliwości sprzętowe, trenowania, rywalizacji z innymi były w ogóle nieporównywalne do dzisiejszych czasów. W związku z tym, ja mój wyjazd na IO traktuję bardziej jako turystyczny niż czysto sportowy, jakkolwiek nasze podejście było bardzo profesjonalne i bardzo chcieliśmy wygrywać. Tyle że nasze możliwości były mocno ograniczone. Nie zmienia to faktu, że tamte olimpijskie przygody wspominam cały czas z łezką w oku.

 

Oprócz dwóch startów, jeszcze parokrotnie byłem na igrzyskach olimpijskich. Czy to w roli członka ekipy, czy sprawozdawcy telewizyjnego, więc różne mam doświadczenia i wspomnienia. Bardzo bym chciał, żebyśmy my jako Polska, jako społeczeństwo przeżywali emocje, jakich mi nie było dane przeżyć w trakcie wyjazdów na IO, w różnym charakterze.

Tomasz Hoc o organizacji żeglarskich MŚ 2027 w Polsce

Polski Związek Żeglarski ma ten zaszczyt, że będziecie organizować MŚ w 2027 r., czyli tuż przed IO w Los Angeles. Na dodatek będą one kwalifikacjami do igrzysk. Stoi przed wami duże wyzwania?

 

Tak, zdecydowanie, jesteśmy z tego dumni. Umowa w tej sprawie była przygotowywana jeszcze przez poprzednie władze PZŻ. Ale miałem przyjemność podpisać ją z Międzynarodowym Związkiem Żeglarskim – World Sailing. Jesteśmy już zatem nie tylko po dobrym słowie, ale i po podpisaniu dokumentów. Teraz czeka nas wytężona praca, żeby te mistrzostwa zrobić na odpowiednim poziomie. W żeglarstwie jest to impreza porównywalna do igrzysk, jest nawet troszeczkę bardziej rozbudowana. MŚ 2027 są podzielone pomiędzy Polską i Brazylię. My będziemy organizować rywalizację w łódkach wieloosobowych, a Brazylia – w jednoosobowych, czyli kitesurfing, windsurfing, klasa laser. Pozostałe klasy będą u nas, w Polsce.

 

Na igrzyskach w każdej klasie może być tylko jeden obywatel danego kraju, my na MŚ nie mamy tego typu ograniczenia, więc grono uczestników będzie szersze niż na IO.

 

Jak pan reaguje na małą wojnę podjazdową w PKOl-u. Prezes Radosław Piesiewicz ma pretensje do wiceprezesów Adama Korola, Tomasza Chamery i Mariana Kmity, o to, że dali się zaprosić Ministerstwu Sportu i Turystyki na Kongresie Sportu Powszechnego, na którym omawiano strategię dla naszego sportu, ale również kwestię organizacji IO w 2040 r. Czy nie jest to dziwne? Lepiej mieć swych ludzi w gremium, które rozmawia poważnie o idei igrzysk w Polsce, by nie działo się to wbrew zasadzie: "Nic o nas bez nas". Prezes Piesiewicz najwyraźniej czuje się urażony tym, że pominięto go.

 

Nie brałem w tym udziału, w związku z tym trudno mi to komentować, nie znając kulisów tej  konfrontacji w PKOl-u. Generalnie oczywiście współpraca, nawet kulawa, jest lepsza niż jej brak. Mam na myśli współpracę pomiędzy ministerstwem a PKOl-em. Natomiast główny ciężar przygotowań do organizacji igrzysk spoczywa rzeczywiści na ministrze sportu. Komitet olimpijski jest istotny w momencie przygotowywania i wysyłania ekipy na igrzyska. Ale wysiłek finansowy komitetu olimpijskiego jest nieporównywalny z tym, jakie w całym okresie przygotowań igrzysk ponosi ministerstwo.

 

Reprezentując nie tylko świat sportu, ale i biznesu, jak pan ocenia ewentualny wpływ organizacji igrzysk na naszą gospodarkę? Pamiętamy, jak nas cywilizacyjnie pchnęły do przodu piłkarskie ME Euro 2012. Czy dzięki organizacji igrzysk możemy liczyć na podobny efekt?

 

Zdecydowanie tego typu inwestycje na pewno odbiją się na przyszłych pokoleniach. Oczywiście, mówimy o zupełnie innych czasach, bo między 2012 r., 2025 a także 2040 r. jest bardzo duża różnica. Dzięki Euro 2012 mamy sporą infrastrukturę, która powstawała z myślą o tej imprezie. Dlatego w tym zakresie nie będziemy mieli takiego skoku. Natomiast możemy go obserwować dzięki postaniu specjalistycznych obiektów sportowych dla różnych dyscyplin. To zostanie na pokolenia, za wyjątkiem tych miejsc, które powstaną na chwilę, a po IO zostaną zdemontowane.

 

Czy w kontekście IO w Los Angeles możemy myśleć o szansach medalowych dla Polski w żeglarstwie?

 

Marzyć zawsze można i my to robimy. Czasem nam z nich wychodzą medale. Czy tym razem również się uda? Absolutnie mam taką nadzieję, graniczącą nawet z pewnością. W każdym sporcie nadmierna pewność co do medali jest co najmniej ryzykowna, jest być może nawet chełpieniem się. Ale takie mamy chciejstwo i działamy tak, żebyśmy jak najlepiej wypadli na najbliższych letnich igrzyskach, również pod kątem zdobytych medali.

 

Wymieni pan nazwiska głównych faworytów do medali czy nie chce pan nakładać na nich nadmiernej presji?

 

Nie, nie zamierzam ich obciążać. Przytoczę tu dykteryjkę z mojego pierwszego występu olimpijskiego, jaki miał miejsce w Kilonii, podczas IO w Monachium, w 1972 r. To były ostatnie igrzyska bez kontroli dostępu do wioski olimpijskiej. Jak pamiętamy, w Monachium doszło wówczas do zamachu terrorystycznego na sportowców z Izraela, przez co kolejne igrzyska były już pod dużo większą kontrolą i restrykcjami. Wtedy jednak wejście było otwarte, więc my mieliśmy ze sobą w Kilonii politruka, który nam towarzyszył. Codziennie nam organizował odprawy przed startami, przed wypłynięciem na wodę. Wielokrotnie powtarzał: "Wiecie, rozumiecie, cała Polska na was patrzy! Żebyście nas tylko nie zawiedli!". Po dwóch, trzech dniach takich odpraw nie byłem w stanie nawet spać, bo przez całą noc myślałem, jak ta Polska na mnie patrzy.

 

Zatem uspokojenie, a nie podgrzewanie emocji jest cholernie ważne. Szczególnie w takim okresie, gdy ów spokój jest potrzebny każdemu zawodnikowi. Dopingowanie w cyklu przygotowawczym jest jak najbardziej konieczne, wyrobienie odruchu: "Chcę tam jechać i zwyciężać, a nie tylko być na miejscu". W ten sposób do tego podchodzę.

 

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie