Prezes Tajner przeżył to na własnej skórze osiem razy! "Polacy dostrzegą masę korzyści”
- Wierzę w świadomość społeczeństwa, że dostrzeże w igrzyskach olimpijskich nie tylko wydatki, ale przede wszystkim masę korzyści, które zostaną z nami na lata. Sporą część infrastruktury już mamy, nie musimy zaczynać od zera. Igrzyska w Polsce nie będą tyle kosztowały, co w innych miejscach, a z pewnością odmienią nasz kraj na lepsze – zapewnia Apoloniusz Tajner, który uczestniczył w ośmiu IO.

Michał Białoński, Polsat Sport: Ma pan bogate doświadczenie nie tylko w skokach narciarskich, PZN-ie, którym kierował przez 17 lat, ale także w ruchu olimpijskim, będąc wiceprezesem PKOl-u w latach 2017-2023. Dwukrotnie staraliśmy się o organizację zimowych igrzysk, najpierw pod szyldem Zakopane 2006, a później Kraków 2022. Teraz Polska wyszła z inicjatywą organizacji znacznie większych, letnich igrzysk. Najpierw prezydent Andrzej Duda lansował datę 2036 r., ale obecny rząd przesunął ją w czasie na rok 2040, niemniej widać, że idea igrzysk jest ponad podziałami politycznymi. Jak pan ocenia ten pomysł? Jest realny czy porywamy się z motyką na słońce?
Apoloniusz Tajner, prezes honorowy PZN-u, poseł na Sejm RP, były wiceprezes PKOl-u: Nie, na pewno nie porywamy się z motyką na słońce. Idea igrzysk w Polsce w 2040 r. jak najbardziej ma sens. Jestem zgodny ze wszystkimi zwolennikami tego projektu. Temat igrzysk w Polsce już trochę mielimy. Mamy sporo czasu na ich przygotowanie. Od wystąpienia prezydenta Dudy z tą inicjatywą minęły już ponad dwa lata. Przesunięcie idei igrzysk w Polsce na 2040 rok ma bardzo dużo zalet, przede wszystkim zyskujemy czas.
ZOBACZ TAKŻE: Wielka szansa dla całej Polski! Legenda stawia warunek! "Wtedy ruszymy z kopyta!”
Apoloniusz Tajner widział z bliska, jak Chiny przygotowują IO Pekin 2008
Skoro nie udało się zorganizować igrzysk zimowych, to jakim cudem przeprowadzimy te znacznie większe letnie, na które przyjeżdża cały świat?
Z zimowymi igrzyskami nie udało się, gdyż nie mieliśmy obiektów. Staraliśmy się także o MŚ w narciarstwie klasycznym, ale nie przemawiała za nami infrastruktura. Mam na myśli tor saneczkowy, czy trasy biegowe. O zimowe igrzyska staraliśmy się dwukrotnie, w różnym okresie, ale nasza infrastruktura się nie poprawiała. Tamte starania były na chybcika, natomiast teraz, w sprawie igrzysk letnich w 2040 r., mamy sporo czasu.
Przemawia za nami fakt, że już nie ma konieczności organizowania rywalizacji olimpijskiej w jednym miejscu. W igrzyska możemy zaangażować większość dużych miast w Polsce.
Wizytowałem Chiny w 2007 roku. Troszkę pojeździłem przez miesiąc po Państwie Środka.
W finale przygotowań do igrzysk w Pekinie?
Dokładnie tak. Ile tam się budowało nowych rzeczy! Musieli zrobić wszystko niemal w jednym miejscu zrobić. I kto wie, czy mają teraz to użytkują, czy mają z tym kłopot. Zresztą było więcej takich i dużych imprez, gdzie w jednym miejscu się nabudowało dużo rzeczy, a potem był tylko problem z ich utrzymaniem.
W Chinach widziałem całe kolumny ciężarówek, które wiozły drzewa wykopane z korzeniami, by przewieźć je do Pekinu i tam posadzić. Ile sama akcja z drzewami musiała kosztować, a były ich tysiące. Igrzyska w Pekinie robiło się trochę sztucznie. Natomiast ostatnio MKOl zmienił podejście: igrzyska przyznaje się krajowi i można je rozlokować po całym obszarze, choć oczywiście wizytówką jest jedno miasto główne. I to ma sens.
Pamiętajmy, że my mamy już sporo obiektów. Oczywiście, część trzeba dobudować, jeszcze inne należy wyremontować czy zrekonstruować, ale w oparciu o to co już jest, więc koszty będą znacznie niższe. A i tak odbędzie się to z pożytkiem, bo co jakiś czas wszystkie obiekty wymagają remontu, bez tego one mogą poumierać, a my je wyremontujemy przy okazji igrzysk. Dlatego jak najbardziej widzę sens i możliwość zorganizowania letnich igrzysk w naszym kraju.
Byłem uczestnikiem ośmiu igrzysk olimpijskich i widziałem, jak powstają wioski, czy wioseczki olimpijskie. One są budowane często przez prywatnych deweloperów czy przez państwo, chociażby w ramach programu budowy tanich mieszkań. Można postawić małe osiedla w pobliżu miejsc, gdzie będą rozgrywane igrzyska, po których wioska olimpijska zamieni się w normalne mieszkania, które po wyjeździe sportowców zasiedlają ludzie. Ze znalezieniem wykonawców do wymyślonej w ten sposób wioski olimpijskiej nie byłoby problemów, bo mieszkań ciągle nam brakuje.
Ale jesteśmy w lesie, jeśli chodzi o wiele kluczowych obiektów. Nie mamy na przykład pełnowymiarowej pływalni olimpijskiej, z trybunami na kilkanaście tysięcy kibiców.
Oczywiście, wiele obiektów sportowych trzeba będzie wybudować, ale to będą pojedyncze rzeczy i o mniejszym zasięgu, bo nie wszystkie dyscypliny potrzebują potężnych aren. Jeżeli chodzi o infrastrukturę, projekt igrzyska ma wielki sens. Mam na myśli również sieć drogową, czy kolejową.
I Centralny Port Komunikacyjny, który może być hubem przesiadkowym dla naszej części Europy.
Oczywiście, tym bardziej, że CPK powstanie, niezależnie od tego, czy igrzyska zostaną nam przyznane. Natomiast sieć dróg i połączeń kolejowych, która powstanie z myślą o nim, będzie służyć podczas igrzysk. Zatem CPK jest jak najbardziej spójne z ideą igrzysk, a i tak musi być budowany.
Jakie będą korzyści z igrzysk w Polsce, poza tym, że zostanie nam wspaniała infrastruktura sportowa?
Igrzyska to gigantyczna promocja Polski na świecie. Ale ja liczę na jeszcze coś ważniejszego. Najbardziej cieszy mnie to, że przy okazji igrzysk będzie czas na to, żeby zacząć montować silny system sportu dzieci i młodzieży. Bo tutaj tkwi potem tajemnica w tym, skąd mamy mieć tych zawodników, którzy będą zdobywali medale.
Czyli strategia rozwoju wszystkich dyscyplin na najbliższe 14 lat?
To jest dla mnie cel numer „dwa”, po samej organizacji igrzysk. Budowa sportu dla dzieci i młodzieży oznacza też wzmocnienie klubów, budowanie drobnej infrastruktury sportowej, wyciąganie ludzi z domów na te obiekty.
Na to właśnie postawili Francuzi przy okazji igrzysk w Paryżu, doprowadzając do większej aktywności fizycznej społeczeństwo? To pomaga zwalczać otyłość i osteoporozę wśród seniorów.
Tak, aspekt zdrowotny jest niezwykle istotny. W dłuższej perspektywie wyższa aktywność fizyczna społeczeństwa doprowadzi do zmniejszenia zapotrzebowania na łóżka szpitalne.
Ale klucz jest wśród dzieci, bo jak te dzieci będą wyciągać rodziców, to ci rodzice, w naturalny sposób, się będą więcej ruszać. To wszystko jest jak lawina. Do tego dojdzie oczywiście jeszcze zwiększenie liczby lekcji wuefów w szkole, żeby to całkiem systemowo wprowadzać. Można przywrócić Szkolne Kluby Sportowe, które przez długie lata szkoliły nam talenty. Ktoś powie, że brakuje nam wykwalifikowanych nauczycieli wychowania fizycznego, ale przecież nikt nie zabrania tym, których mamy, żeby oni prowadzili dodatkowe zajęcia. Zresztą niektórzy tak już robią.
Na razie nie mamy rozwiązania systemowego, bo ono wymaga budżetu, na dodatek brakuje wykwalifikowanych nauczycieli. Natomiast świetnie system by domykała lekcja wychowania zdrowotnego. Na razie szczątkowo, ale myślę, że wkrótce większość rodziców przekona się do tych zajęć i ta lekcja stanie się w końcu obowiązkowa.
Zresztą lekcja wychowania zdrowotnego od samego początku uświadamia dzieciom potrzebę ruchu, zdrowego odżywiania. Ja nie wiem, czy ktoś z nimi systemowo o tym rozmawia. Nie sądzę.
Sporo zależy od tego, co dzieci słyszą od rodziców.
Podejrzewam, że przy tym pędzie życia, rodzicom brakuje czasu dla dzieci. Natomiast gdyby dziecko przynosiło takie wieści do domu, to by też troszkę rodziców uświadamiało. Przecież większość rodziców rodziła się w latach 90. W tym całym pędzie życia, nikt im po drodze nie zaszczepił roli sportu, ruchu, aktywności fizycznej. Dlatego trzeba postawić na rozwój klubów i klubików, na szkolenie trenerów i instruktorów. Być może także powrót do słynnych SKS-ów.
Jak się to wszystko rozwiąże systemowo i zabezpieczy finansowo, to musi nastąpić postęp! Im więcej młodzieży przyciągniemy na dół piramidy szkoleniowej, tym większa szansa na wyłowienie perełek, takich jak Michał Szubarczyk, który w wieku czternastu lat został mistrzem świata amatorów w snookerze. On tego nie mógł się nauczyć, za nim musi stać ogromny talent. A dopiero teraz będzie się rozwijał w tym sporcie, który jest sportem dość perfidnym, opartym na niuansach.
Rozwój sportu wśród dzieci i młodzieży to szalenie ważny aspekt starań o igrzyska. Ale co z lobbingiem? Rację ma Zbigniew Boniek, że sami sobie igrzysk nie przyznamy, a poza Mają Włoszczowską nie mamy nikogo w MKOl-u. Na dodatek jej kadencja kończy się w 2028 r. Euro 2012 załatwił nam Grigorij Surkis. Kto go zastąpi w staraniach o IO?
To pytanie najlepiej zadać Mai, ona ma najlepsze rozeznanie w MKOl-u. Wiem, jak lobbing wygląda w FIS-ie. Podejrzewam, że wygląda podobnie, jak w MKOl-u. Trzeba zapraszać działaczy na różne imprezy, informować ich o naszych zamiarach, brać udział w mniejszych i większych spotkaniach, które organizuje MKOl. Do tej dyplomacji sportowej trzeba zaangażować więcej osób, sama Maja nie wystarczy. Trzeba sobie zjednywać delegatów MKOl-u, bo to w końcu oni decydują.
Pamiętajmy też, że mamy swoje atuty. Polska ma mocna pozycję. Nasza gospodarka rozwija się dobrze i prężnie. Polska ma sympatię świata.
Po tym, jak rzuciliśmy wszystko na jedną szalę i pomogliśmy napadniętej przez Rosję Ukrainie?
Przygarnęliśmy pod swój dach tyle milionów ludzi uciekających przed wojną. To jest wszystko bardzo istotne. Pokazuje, że Polska zasługuje na szczególne spojrzenie i świat tak to też musi widzieć. Myślę, że tak właśnie to widzi.
Natomiast usprawnienie sportu dzieci i młodzieży przyniesie nam długotrwałe profity bez względu na to, czy otrzymamy organizację igrzysk. W tym zakresie zrobi się coś bardzo dobrego. Igrzyska to świetna okazja do tego, żeby zrobić coś pożytecznego. Coś, co z nami zostanie na długie lata.
Apoloniusz Tajner: Wierzę w świadomość społeczeństwa
Czy uda się zyskać szeroką akceptację społeczną do idei igrzysk w naszym kraju?
Absolutnie powinniśmy obrać taki sposób postępowania, żeby mieć przyzwolenie społeczne. Dużo o tym mówić, uświadamiać. Z pewnością będą prowadzone konsultacje. Teraz odbywają się konferencje związane ze strategią rozwoju sportu, ale to jest powiązane z igrzyskami i bardzo dobrze!
Oczywiście, należy przewidzieć sytuację, że prędzej czy później zrodzą się protesty, tak jak te, które obaliły ideę zimowych igrzysk w Krakowie. Dlatego poważnie trzeba myśleć o przyzwoleniu społecznym na ten szczytny cel, jakim niewątpliwie są igrzyska w Polsce w 2040 r.
Wierzę w świadomość społeczeństwa, że dostrzeże w igrzyskach nie tylko wydatki, ale przede wszystkim masę korzyści, które zostaną z nami na lata. Podkreślam, sporą część infrastruktury już mamy, nie musimy zaczynać od zera. Igrzyska w Polsce nie będą tyle kosztowały, co w innych miejscach, a z pewnością odmienią nasz kraj na lepsze.
Apoloniusz Tajner o konflikcie wewnątrz PKOl-u
Jak pan odbiera kolejne przepychanki w PKOl-u? Wiceprezesi Tomasz Chamera, Adam Korol i Marian Kmita zostali zaproszeni przez Ministerstwo Sportu na Kongres Sportu Powszechnego, co spotkało się z krytyką prezesa Radosława Piesiewicza, który najwyraźniej czuje się pominięty. Lepiej chyba mieć swych przedstawicieli w tak ważnym gronie, by PKOl nie dowiadywał się o wszystkim z mediów?
Oprócz wiceprezesów, których pan wymienił aktywny jest także kolejny z wiceprezesów PKOl-u Adam Konopka. Generalnie jest to efekt tego, że skoro się przez dwa lata podejmuje decyzję samemu i nie robi się tego w imieniu całego zarządu, nieraz nawet nie informując jego członków, to takie są później owoce. Ogólnie prezes Piesiewicz prowadzi niewątpliwie dziwną politykę PKOl-u. Już przed igrzyskami w Paryżu było widać, że to jest prowadzone w myśl zasady: „Ja, ja, ja, ja”. Mało było wywiadów z trenerami, szefami wyszkolenia, bo musiał brylować prezes.
Do tego lansował się jeszcze na plakatach przed igrzyskami, co wielu mu zarzucało.
Przepraszam, ale to już było tak śmieszne, że aż trudno było dać temu wiarę.
Panu nie przyszło na myśl, w okresie rządów w PZN-ie, żeby obok Adama Małysza i Kamila Stocha wystawić siebie na plakatach związku?
Wówczas takiego przykładu jeszcze nawet nie było, więc nikomu by to nawet nie przyszło do głowy! A nawet jakby wpadło, to by się człowiek klepnął w czoło i powiedział: „Głupolu, co ty kombinujesz?!” No rany! Przecież to jest ośmieszając rzecz!
Słysząc o rzeczach nie do końca czystych, jakie się w PKOl-u działy przy okazji igrzysk w Paryżu, które dziś nie mają może potwierdzenia, ale trochę wiem na ten temat, więc czuję niesmak. A co do pana Piesiewicza, zdanie mam już utrwalone, że jest to człowiek stojący na czele PKOl-u, który prezentuje wartości wątpliwe etycznie i moralnie. To można powiedzieć z pewnością. Od tego, czy tam naprawdę się coś działo nieprawidłowo, czy były rzeczy nieczyste, czy nie, są kontrole, na czele z tą NIK-u czy administracji skarbowej.
Chyba też nieprzypadkowo pan Piesiewicz nie został zaproszony do sztabu zajmującego się igrzyskami.
A może dlatego, że jest kojarzony z wicepremierem Sasinem, z poprzedniego rządu?
Uważam, że pominięcie pana Piesiewicza nie ma nic wspólnego z polityką. On sobie sam na to zapracował całokształtem swej działalności.
Przejdź na Polsatsport.pl



