Zbigniew Boniek reaguje zdecydowanie! "Glik wskoczyłby za Lewandowskim w ogień"

- Jako prezes PZPN-u prowadziłem reprezentację przez dziewięć lat z Kamilem Glikiem i Robertem Lewandowskim w składzie i wiem, że jeden za drugiego wskoczyłby w każdy ogień. Jeden pomagał drugiemu na boisku: Glik czyścił z tyłu, a Robert strzelał z przodu. Nie zamierzam uczestniczyć w próbach znalezienia na siłę problemów między nimi – powiedział nam Zbigniew Boniek w podsumowaniu 2025 r.

Zbigniew Boniek i Robert Lewandowski, z wizerunkiem innego piłkarza w tle.
Cyfrasport
Zbigniew Boniek: Jako prezes PZPN-u prowadziłem reprezentację przez dziewięć lat z Kamilem Glikiem (z lewej) i Robertem Lewandowskim w składzie i wiem, że jeden za drugiego wskoczyłby w każdy ogień.

Michał Białoński, Polsat Sport: Czy w pana ocenie mijający rok był udany dla polskiej piłki? Ćwierćfinały Ligi Konferencji w wykonaniu Jagiellonii i Legii, a także błyskawiczna akcja ratunkowa selekcjonera Jana Urbana w reprezentacji Polski wskazują, że w istocie tak było. Chyba, że uważa pan, że stać nas było na więcej?

 

Zbigniew Boniek: Był to rok bez największych imprez rangi MŚ i ME. Natomiast, chcąc zarazić optymizmem, można powiedzieć, że polska piłka klubowa zrobiła lekki krok do przodu. Pomimo że w Lidze Europy, nie wspominając już o Lidze Mistrzów, nie odgrywamy żadnej roli dwa ćwierćfinały Ligi Konferencji jest to jakieś wydarzenie. Poza tym wszystkie cztery polskie zespoły w tym sezonie wywalczyły punkty, co pozwala nam poprawiać ranking krajowy UEFA. Dzięki temu na mijający rok można spojrzeć pozytywnie.

 

Powiem jednak otwarcie, że moje oczekiwania w stosunku do naszej piłki klubowej są większe. Mamy zarówno strukturę, stadiony i kibiców, które to składowe powodują, że powinniśmy odgrywać jeszcze większą rolę w piłce klubowej, a nie cieszyć się tylko dotychczasowymi sukcesami w Conference League. Uważam, że z biegiem czasu muszą przyjść dobre wyniki również w Lidze Europy.

Zbigniew Boniek o kryzysie Legii Warszawa

Jest pan w stanie logicznie wytłumaczyć to, co stało się z Legią w drugim półroczu 2025 r.? Na ogół taki sukces jak ćwierćfinał LK powinien stanowić dla klubu trampolinę, pozwolić na osiąganie jeszcze lepszych wyników. Tymczasem przy Łazienkowskiej nastąpiła totalna degrengolada.

 

Oczywiście, po tych ćwierćfinałach LK można było oczekiwać, że chociaż jedna nasza drużyna wejdzie jesienią do Ligi Europy, że nastąpi jakiś postęp. Tymczasem jest stabilizacja, a my potrzebujemy postępu. Co do Legii, nie dziwi mnie, że przy ocenach polskiej piłki klubowej, wymieniamy właśnie ją, bo jest klubem najbardziej medialnym, największym, z olbrzymim potencjałem i wielkimi oczekiwaniami.

 

Natomiast jeżeli się robi błędy w zarządzaniu, to takie są później efekty. W tym temacie nic nowego nie wymyślimy. Legia popełniła wiele błędów i takie są ich konsekwencje. Ja uważam, że te błędy mogą zostać bardzo szybko naprawione. Polska piłka jest wyrównana, można skręcić w drugą stronę i od razu odzyskać teren, który się jesienią straciło.

 

Goncalo Feio, z niebagatelną, choć przypadkową pomocą sędziego Marciniaka, zdobył z Legią Puchar Polski, by po sezonie odejść z klubu. Przyszedł Edward Iordanescu, który wydawał się być właściwym fachowcem we właściwym miejscu. Natomiast bardzo szybko opuścił klub. Dlaczego tak się stało? Zapewne są rzeczy, o których nie wiemy. Nie chce mi się wierzyć, żeby stracił sympatię i chęć pracy, którą po nim było widać, tak szybko i w tak krótkim okresie. Przecież on po zaledwie kilku meczach zaczął mówić publicznie, że jeśli klub tylko chce, to on może odejść i ja tego absolutnie nie rozumiałem.

 

Teraz nastąpiła duża rzecz, Legię objął Marek Papszun, który jest grubą rybą w polskiej piłce. Jestem przekonany, że na pewno się będzie działo coś ciekawego w warszawskim klubie. Potencjał Legii jest w teorii bardzo duży, ale teoria a praktyka to są dwie różne rzeczy.

 

Przekonuje pana rozwiązanie, który zastosował właściciel i prezes Dariusz Mioduski, który odsunął się w cień, by kierowanie klubu pozostawić wiceprezesowi Marcinowi Herrze? Pan Herra sprawdził się jako menedżer, który zarządzał Areną Gliwice, ale w piłce nie ma jeszcze znaczących osiągnięć.

 

Nie wiem na czym ta zmiana tak naprawdę polega i trudno mi ją ocenić. Ale w dokumentach klubu prezesem nadal jest Dariusz Mioduski, więc cała odpowiedzialność za klub nadal spada na niego. Czy realną władzę wykonawczą będzie miał teraz pan Herra? Nie chcę się do tego ustosunkowywać, bo ze sportowego punktu widzenia nie ma to aż tak wielkiego znaczenia.

Zbigniew Boniek o reprezentacji Polski w 2025 roku

A co z reprezentacją w mijającym roku?

 

W niej wydarzyło się bardzo wiele. Nastąpiła zmiana selekcjonera, a po niej zmiana oceny stylu gry reprezentacji. Reprezentacja Polski przede wszystkim odzyskała w społeczeństwie kredyt zaufania, co jest bardzo ważne. Musi to wykorzystać w marcowych barażach. W przeciwnym razie znowu zrobimy krok do tyłu i będzie nie za wesoło.

 

Zatrzymajmy się na moment przy czerwcowej wyprawie do Finlandii, która jakby zamroczyła umysł ówczesnego selekcjonera Michała Probierza. Zamiast skoncentrować się na pokonaniu Finów, zajął się intrygą odebrania opaski kapitańskiej Robertowi Lewandowskiemu, co finalnie doprowadziło do odejścia Probierza. Uważa pan, że ten incydent odciśnie się piętnem na karierze tego trenera? Przecież byli selekcjonerzy i tak nie mają lekko, bo nie widać, aby się największe kluby biły nie tylko o Probierza, ale też o Czesława Michniewicza, czy nawet o Adama Nawałkę. Wolą sięgać po mniej znane nazwiska.

 

Bardzo słuszna uwaga, bo faktycznie tak jest. Dziwi mnie to, że byli polscy selekcjonerzy mają problem z powrotem do normalnej, codziennej pracy trenerskiej. Nie wiem czym to jest spowodowane. Skoro Michał Probierz został selekcjonerem i na samym początku miał aprobatę szatni i społeczeństwa, a teraz nagle nikt go nie chce zatrudnić w Polsce. Zresztą pozostałych selekcjonerów również. Być może posmakowali tego selekcjonerskiego chleba i bardziej im odpowiada taka praca i chcieliby być trenerami kadr narodowych innych krajów, bo wiąże się z tym inne wynagrodzenie, inna praca itd.

 

Na pewno Michał jest trenerem, który może spokojnie funkcjonować w polskiej rzeczywistości, tym bardziej, że wyciągnie wnioski. Jest trenerem z wielkim doświadczeniem nie bójmy się tego powiedzieć, że jest trenerem dobrym.

 

Co było receptą Jana Urbana na szybkie uzdrowienie kadry? Przecież on korzysta z niemal tych samych zawodników. Odkrył dla reprezentacji Przemysława Wiśniewskiego i odkurzył Tomasza Kędziorę.

 

Selekcjoner Urban zrobił prostą rzecz: przywrócił tej kadrze stabilizację. Skończyły się eksperymenty z innym składem na każdy mecz. Wyprostował najbardziej podstawowe rzeczy, przywrócił normalność. Natomiast miał też trochę szczęścia, bo na "dzień dobry" grał z Holandią i gdyby po tym samym obrazie meczu przegrał 0:3, to świat by się nie zawalił, ale my zremisowaliśmy 1:1. Czasami dobry wynik może zmienić wiele rzeczy, postrzeganie całości.

 

Ale podkreślam – w sporcie najważniejsza jest normalność, nie ma co cudować i kadra Urbana oparta jest właśnie na normalności. Za kadencji Michała było zupełnie inaczej. Odnosiłem wrażenie, że jego głównym celem nie było wygrywanie, tylko zaskakiwanie wszystkich. Powołaniami, składem na mecz, garniturami. Prowadzenie reprezentacji nie polega na tym.

Zbigniew Boniek o Robercie Lewandowskim w 2025 r.

Jak pan ocenia miniony rok w wykonaniu Roberta Lewandowskiego? Wydaje się, że choć on nadal prezentuje się bardzo solidnie, to nawet jego nadgryzł ząb czasu. Pokazują to liczby: we wszystkich rozgrywkach 2025 r. rozegrał 53 mecze, w których zdobył 28 bramek. Zatem średnia tylko nieznacznie przekroczyła pół bramki na mecz, a przyzwyczaił nas do median przekraczających bramkę na mecz. Na dodatek po raz pierwszy w karierze w ciągu roku kalendarzowego aż trzykrotnie z gry wyeliminowały go kontuzje i urazy, z powodu których stracił 10 meczów w klubie, z powodu przeciążenia nie zagrał też z kadrą w Finlandii. Czy jesteśmy świadkami powolnego, pięknego, ale jednak zachodu słońca?

 

Co do kariery Roberta, to faktycznie, słońce bardzo powoli zaczyna zachodzić. Robertowi życzę jak najlepiej, chcę, żeby grał jak najdłużej i pomagał reprezentacji Polski nie tylko w barażach o MŚ. Natomiast nie da się ukryć, że powoli ta piękna przygoda dobiega do końca. Jeszcze półtora roku temu był numerem "jeden" w Barcelonie i nikomu nawet nie przyszło do głowy, aby trzymać go na ławce rezerwowych. Teraz mu się to zdarza, czasem z tej ławki wchodzi. Zaczynają mu się przytrafiać mikrourazy, które go dawniej omijały. To normalne rzeczy, które dotykają nie tylko Roberta, ale każdego w codziennym życiu. Oczywiście, gdy tylko Robert będzie grał, to bramki będzie strzelał zawsze, bo to jest ostatnia rzecz, którą przestanie robić. Życie płynie nieubłagalnie nie tylko w stosunku do Roberta, ale także w stosunku do każdego. Dlatego każdy kolejny rok będzie dla Lewandowskiego trudniejszy.

 

Do tej pory mówiło się głównie o hat-trickach, o boiskowych popisach Roberta, a ostatnio, za sprawą książki Sebastiana Staszewskiego, prowadzone są dyskusje o nie najlepszych stosunkach Lewandowskiego z Kamilem Glikiem, a nawet o tym, dlaczego Robert odmówił pożyczki Kamilowi Grosickiemu. Jak pan reaguje na te doniesienia natury obyczajowej, a nie sportowej?

 

Faktycznie, można takie wrażenie odnieść, natomiast ja się nie chcę w ogóle do tego ustosunkowywać. Takie tematy mnie nie interesują. Ja muszę powiedzieć jedno: jako prezes PZPN-u prowadziłem tę reprezentację przez dziewięć lat z Glikiem i Robertem w składzie i wiem, że jeden za drugiego wskoczyłby w każdy ogień. Jeden pomagał drugiemu na boisku: Glik czyścił z tyłu, a Robert strzelał z przodu. Natomiast nie zamierzam uczestniczyć w próbach znalezienia na siłę problemów. Nie mam z tym nic wspólnego, mnie to w ogóle nie dotyka.

Zbigniew Boniek o drugiej kadencji Cezarego Kuleszy w PZPN-ie

Ważnym wydarzeniem mijającego roku były także czerwcowe wybory w PZPN-ie. Cezary Kulesza nie miał kontrkandydata i został wybrany na drugą kadencję, ale wszyscy jego kandydaci na wiceprezesów, na czele z Henrykiem Kulą przepadli. To było swoiste wotum nieufności delegatów?

 

Im bliżej będzie do końca drugiej kadencji Czarka, tym więcej będzie polityki i pojawiających się kandydatów do objęcia schedy po nim. Każdy będzie grał pod siebie. O Czarku zrobiło się cicho, nigdzie go nie widać, nie słychać. Ale Czarek zawsze miał taki styl. Nie przypominam sobie, aby Czarek udzielił jakiegoś wywiadu na żywo, wziął udział w programie ze stawianymi spontanicznie pytaniami. Jego wypowiedzi są pilnowane, cenzurowane, przygotowywane. Publicznie Czarka rzadko widzę. Pozdrawiam go serdecznie, bo nic do niego nie mam, ale wydaje mi się, że prezes tak dużego związku powinien być bardziej dostępny, a przede wszystkim powinien nie bać się wyrażania swoich opinii i wyrażać ją nie tylko poprzez cenzurowane wywiady, ale także poprzez spontaniczne "live'y". Ale Czarek postępuje inaczej, takiego go znamy i tak zostanie.

 

Pewne jest jedno: z biegiem czasu o Czarku będzie się mówiło coraz mniej, środowisko będzie żyło tym, co nastąpi potem. Fotel się zwolni i to będzie wszystkich najbardziej interesowało.

 

Był pan zawsze miłośnikiem i propagatorem kobiecej piłki nożnej. Rok 2025 będzie dla niej historyczny, z uwagi na to, że nasza reprezentacja po raz pierwszy zagrała na ME. Wprawdzie nie wyszła z grupy, ale zaimponowała walecznością i pokonała Danię. Czy pod względem poświęcenia, słynnej jazdy na tyłkach dorównywała nawet męskiej reprezentacji z pańskich czasów?

 

Nie porównywałbym piłki kobiecej z męską. To są inne rzeczywistości. Nasze panie zrobiły nieprawdopodobny postęp. Można nawet powiedzieć, że osiągnęły dużo więcej niż można było od nich oczekiwać. Do tego, aby kobieca piłka w naszym kraju poszła jeszcze dalej do przodu, to potrzebna do tego jest przede wszystkim ingerencja najlepszych klubów w Polsce. One, oprócz męskich sekcji, powinny mieć także żeńskie. To się też wiąże z lepszą opieką medyczną i poprawą warunków do treningu. O piłkę kobiecą trzeba dbać, ona musi lepiej wyglądać, bardziej profesjonalnie.

 

Trzeba powiedzieć jasno: polskie dziewczyny na ME zrobiły rzecz niebywałą. My nie mogliśmy wyjść z grupy, ale wygraliśmy z Danią, co już jest piękne i fantastyczne!

Zbigniew Boniek o pierwszym ćwierćwieczu XXI wieku

Miniony rok zamyka także pierwsze ćwierćwiecze XXI wieku. Za wyjątkiem ćwierćfinału Euro 2016, nasza piłka nie osiągała w nim sukcesów na miarę tych z lat 70. i 80. poprzedniego stulecia. Czy największym dokonaniem minionych 25 lat nie była zatem sama organizacja Euro 2012, która całą Polskę pchnęła w rozwoju cywilizacyjnym?

 

Byliśmy i nadal jesteśmy dużą federacją, która ma nowoczesną infrastrukturę i jest bardzo szanowana w Europie. Natomiast są to rzeczy absolutnie normalne. Dzięki temu, że mamy piękne stadiony, ufają nam i dają organizować wielkie imprezy.

 

Ja bym nie bagatelizował ćwierćfinału Euro 2016. Powiedzmy sobie szczerze: kiedy Polska była w ćwierćfinale ME, a awans do półfinału przegrała w rzutach karnych z późniejszym triumfatorem imprezy?! O tych okolicznościach często zapominamy i często się zdarza deprecjonowanie sukcesu Adama Nawałki: "Ot, to tylko ćwierćfinał". Boję się, że mogę nie dożyć do kolejnego awansu Polski do takiej fazy mistrzostw Europy. Tymczasem w walce o półfinał z Portugalią na pewno nie byliśmy drużyną gorszą. Mieliśmy tylko pecha, że nie wygraliśmy rzutów karnych, bo gdyby się je udało wygrać, to być może dotarlibyśmy nawet do finału. Walia w półfinale wydawała się być łatwym kąskiem. Tym bardziej, że była bez Garetha Bale’a i miała inne problemy.

 

ZOBACZ TAKŻE: Zbigniew Boniek protestuje po losowaniu! "W ogóle nie powinni grać o wyjazd na MŚ"

 

Natomiast minione ćwierćwiecze w naszej piłce stało przede wszystkim pod znakiem poprawy infrastruktury. Mamy teraz fantastyczne stadiony, dzięki Euro 2012. Przy okazji powiedzmy sobie szczerze, że ME w Polsce i na Ukrainie były dzięki panu Surkisowi. Ale my nie lubimy mówić prawdy, wolimy utrwalać głupoty. Nam ME załatwił Surkis i to jest historia, bo dzięki temu powstały autostrady, stadiony, lotniska, zmienił się sposób myślenia Polaków. Za czterema wielkimi stadionami na Euro 2012 rozbudowaliśmy infrastrukturę stadionową w kolejnych miastach. Nazwijmy rzeczy po imieniu: dzięki tej bazie stadionowej dostawaliśmy później inne imprezy, bo z organizacji ME wywiązaliśmy się jak najlepiej. Natomiast bez Surkisa nie mielibyśmy ME.   

 

W XXI wieku, jak dotąd graliśmy na czterech mundialach: 2002, 2006, 2018 i 2022. Ten pierwszy doskonale pan pamięta, był pan wiceprezesem PZPN-u, gdy kadrę prowadził Jerzy Engel. Z kolei MŚ 2018 odbyły się za pańskiej prezesury.

 

Można to skomentować w ten sposób, że na MŚ byliśmy, ale nie odcisnęliśmy na nich żadnego piętna. Trzeba nazwać rzecz po imieniu.

 

Pierwsze ćwierćwiecze stało też pod znakiem Jerzego Dudka, który w finale Ligi Mistrzów z 2005 r. zasłynął ze swego Dudek Dance, gdy w rzutach karnych zatrzymał AC Milan. Po szalonym finale, w którym Liverpool odrobił trzybramkową stratę. Jurek już chyba na zawsze zostanie legendą Ligi Mistrzów?

 

Oczywiście, to co zrobił Liverpool w finale z Milanem jest rzeczą niebywałą. Tak samo jak interwencje Jurka, które z pewnością przejdą do historii. Aczkolwiek, gdyby ten finał był rozgrywany dzisiaj, w erze VAR-u, to prawie każdy rzut karny obroniony przez Jurka byłby powtórzony, bo Jurek wychodził dwa metry do przodu. Ale wtedy VAR-u nie było, Jurek to wykorzystał i zapewnił Liverpoolowi zwycięstwo i na zawsze wszedł do historii angielskiej drużyny.

 

Nie sposób też nie wrócić do eksplozji talentu Roberta Lewandowskiego, która nastąpiła właśnie w pierwszym ćwierćwieczu tego stulecia. Cztery bramki strzelone Realowi w Lidze Mistrzów, czy pięć goli w dziewięć minut wbitych do siatki Wolfsburga, czy tytuły Piłkarza Roku FIFA 2020 i 2021 to dokonania, które z Roberta uczyniły postać wybitną, pomnikową.

 

Robert Lewandowski w pierwszym 25-leciu XXI wieku dokonał rzeczy historycznych, wręcz nieprawdopodobnych, o których będzie się mówiło przez następnych sto lat. Trochę zabrakło czegoś większego z reprezentacją Polski, aczkolwiek blisko było na Euro 2016 we Francji. Czegoś, co byłoby jego wizytówką. Ale i tak Robert dokonał rzeczy wielkich, niebywałych i jego legenda będzie rosła jeszcze bardziej po zakończeniu kariery.

 

Ja o Robercie mogę mówić tylko i wyłącznie w samych superlatywach. I gdy czasami patrzę, jak my wokół niego szukamy tanich sensacji i innych niedociągnięć, to aż chce mi się śmiać. Ale to burzenie pomników jest częścią naszej tożsamości narodowej. Gdy komuś poszło za dobrze, to usiłujemy go sprowadzić do parteru.

 

Jak pan ocenia szkolenie w polskiej piłce? Wiadomo, że bazę mamy wspaniałą, powstały nowoczesne akademie przy klubach, mamy potężną bazę orlików, ale czy podąża za tym sprawny system?

 

Mamy też fantastyczną młodzież. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Natomiast podkreślmy jedną rzecz: szkolenie piłkarza to nie jest nauka języka angielskiego, który, przy dobrym nauczycielu, każdy opanuje. Do sportu trzeba mieć predyspozycje, charakter, głowę. Trzeba kochać, to co się robi. Natomiast jeżeli chodzi o sam system szkolenia, to absolutnie nie odstajemy od innych krajów.

 

Jakie są pańskie życzenia dla kibiców przed 2026 r., w którym czekają nas MŚ rozrzucone po trzech wielkich krajach: Meksyk, USA i Kanada?

 

Nie jestem zwolennikiem MŚ w trzech czy czterech krajach. Bardziej mi się podoba organizacja w jednym kraju. Na pewno będzie to wyjątkowy mundial. Czego życzę naszym kibicom? Przede wszystkim awansu na te MŚ. A co nastąpi dalej, to już zobaczymy.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie