Malarz dla Polsatsport.pl: Żona jest moim katem

Piłka nożna
Malarz dla Polsatsport.pl: Żona jest moim katem
fot.Cyfrasport
Arkadiusz Malarz jest kapitanem GKS-u Bełchatów.

Miło jest słyszeć pochlebne opinie na temat swojej gry. Jednak jeszcze lepiej jest wiedzieć, że ktoś ocenia ją na podstawie faktów i fachowej analizy. Żona zawodowo zajmuje się piłką nożną i zna się na tej dyscyplinie sportu. Bardzo cenię u Darii to, że potrafi wygłosić trafną opinię na temat mojej gry. Myślę, że także dzięki niej twardo stąpam po ziemi - mówi w rozmowie z Polsatsport.pl Arkadiusz Malarz.

Adrian Janiuk: Po meczu z Górnikiem Łęczna w rundzie jesiennej, gdy GKS Bełchatów zgubił pierwsze punkty w sezonie powiedział Pan, że doceniacie wywalczony punkt na trudnym terenie. Teraz sytuacja jest zupełnie inna. Nie możecie sobie pozwolić na kolejną stratę punktów. Potrzebujecie trzech oczek, aby przerwać złą passę.

 

Arkadiusz Malarz: Zgadza się, byliśmy wtedy w innym położeniu. Wygraliśmy na inaugurację przy Łazienkowskiej z Legią oraz przed własną publicznością ze Śląskiem Wrocław. Remis w Łęcznej odbieraliśmy jako korzystny rezultat, ale w każdym meczu walczymy o pełną pulę.

 

W sobotę Pana drużyna nie bierze pod uwagę innego scenariusza niż zwycięstwo nad zespołem Jurija Szatałowa?

 

Ostatnie mecze tak się układają, że po ich zakończeniu nie mamy zbyt wielu powodów do zadowolenia. Porażka z Legią oraz z Koroną bardzo bolą. Po remisie z Cracovią również pozostał wielki niedosyt, ale nie załamujemy rąk.  W sobotę zrobimy wszystko, żeby trzy punkty zostały w Bełchatowie.

 

Z Legią porażka była wkalkulowana, czy po tym jak pokonaliście mistrza Polski na ich boisku chcieliście sprawić kolejną niespodziankę?

 

Absolutnie nie jest tak, że liczyliśmy się z przegraną. Nie można sobie tłumaczyć, że porażki z Legią czy z Lechem były wpisane już przed sezonem. Do każdego spotkania podchodzimy tak samo. Nie patrzymy na nazwę drużyny, z którą danego dnia rywalizujemy. W meczu z Legią przez pierwsze półgodziny prowadziliśmy wyrównaną grę. Potem straciliśmy bramkę po stałym fragmencie gry, która podcięła nam skrzydła. Jeszcze przed zejściem do szatni dostaliśmy drugiego gola i powietrze z nas uszło. Po przerwie grało się nam znacznie trudniej, ale podkreślam pierwsze dwa kwadranse były wyrównane i nie było widać zdecydowanego faworyta.

 

Ostatnie dwa mecze w tym roku z Górnikiem Łęczna i ze Śląskiem Wrocław będą znaczące dla układu tabeli.

 

Póki co myślimy tylko o najbliższej potyczce z Górnikiem i na tym meczu w pełni się koncentrujemy. Wymagamy od siebie, że w dwóch ostatnich meczach w tym roku zaprezentujemy się znacznie lepiej niż ostatnio i co najważniejsze zdobędziemy punkty. Na pierwszy ogień idzie Górnik, ale słowa muszą znaleźć pokrycie na boisku.

 

Jeżeli po 19 kolejkach GKS Bełchatów zajmowałby miejsce poza czołową ósemką byłaby to tragedia dla Pana drużyny?

 

Patrząc z perspektywy jak wyglądała pierwsza runda czyli piętnaście kolejek to będzie to dla nas porażka. Początek sezonu mieliśmy bardzo udany. Wygrywaliśmy większość spotkań i traciliśmy mało bramek. Nasza gra może nie była doskonała, ale w wielu meczach pokazywaliśmy ciekawy styl. Zespół, który dobrze gra potrzebuje szczęścia, a ono również niekiedy nam sprzyjało. Dlatego, gdybyśmy wypadli z pierwszej części tabeli bez wątpienia czulibyśmy się rozczarowani. Nic nie zakładamy, nie bawimy się w kalkulację. Chcemy po prostu wygrać pozostałe mecze.

 

34-letni Arkadiusz Malarz jest przekonany, że w naszej Ekstraklasie padnie jeszcze wiele sensacyjnych wyników/fot.Cyfrasport

 

Jest Pan zaskoczony poziomem naszej Ekstraklasy po latach spędzonych za granicą?

 

Od początku podkreślałem, ze nasza liga jest bardzo wyrównana. Pierwsza runda pokazuje, że z każdym można wygrać niezależnie od tego czy gra u siebie czy na wyjeździe. Może zabrzmi to banalnie, ale często dyspozycja dnia decyduje o zwycięstwie danej drużyny.      

 

Jaki był cel GKS-u Bełchatów na ten sezon?

 

Naszym przedsezonowym celem było punktować w każdym meczu. W 17 meczach zdobyliśmy 26 punktów. Jednym może się to wydawać dużo, ale my czujemy niedosyt. Zdajemy sobie sprawę, że punktów mogło być trochę więcej. Nie robimy dramatu, ale na przyszłość chcemy być bardziej wyrachowani pod bramką przeciwnika.

 

Czuje się Pan najlepszym bramkarzem polskiej ligi? Statystyki pokazują, że jest Pan w świetniej formie. W dotychczasowych 17 meczach został Pan siedemnastokrotnie pokonany. Obok Dusana Kuciaka z liderującej Legii to najlepszy dorobek w lidze.

 

Broń Boże! Jestem daleki od wygłaszania takich opinii. Nigdy siebie nie oceniałem i nadal nie będę tego robił. Ta rola należy do was dziennikarzy, komentatorów i przede wszystkim trenerów. Zależy mi najbardziej na tym, aby mój trener, który obserwuje mnie na co dzień docenił moją postawę na boisku oraz pracę na treningach. Staram się wykonywać swoją robotę jak najlepiej. Czasami wychodzi to dobrze, czasami troszkę gorzej. Cóż taki fach bramkarza (śmiech).

 

Oprócz fachowej analizy ze sztabem trenerskim analizuje Pan swoją grę w samotności czy z kimś bliskim?

 

Mam w domu takiego kata, który na co dzień jest mi bardzo bliski, ale nie oszczędza mnie jeśli chodzi o oceny (śmiech). Żona zawodowo zajmuje się piłką nożną i zna się na tej dyscyplinie sportu. Bardzo cenię u Darii to, że potrafi wygłosić trafną opinię na temat mojej gry. Myślę, że także dzięki niej twardo stąpam po ziemi.

 

Gra Pan na takiej pozycji, która jest najbardziej wyeksponowana jeżeli chodzi o błędy i interwencje, dlatego dystans do siebie jest bardzo ważny.

 

Miło jest słyszeć pochlebne opinie na temat swojej gry. Jednak jeszcze lepiej jest wiedzieć, że ktoś ocenia ją na podstawie faktów i fachowej analizy. Myślę, że każdy bramkarz nie ocenia swojej gry. Jesteśmy od tego, aby wykonywać swoją pracę, a ocena niech wydają inni.

 

Wychowanek Nadnarwianki Pułtusk świetnie zadomowił się w Bełchatowie/fot.Cyfrasport

 

GKS Bełchatów stracił najmniej bramek spośród ekstraklasowych zespołów, ale także najmniej zdobył. Zaledwie czternaście razy pańscy koledzy potrafili pokonać bramkarzy przeciwnych ekip. Z czego wynika tak słaba skuteczność?

 

Ciężko jest mi to wyjaśnić. Jesteśmy zespołem, który często wygrywa po 1:0. Być może czasami chcemy za bardzo wypieścić końcowe podanie. Z tego co wiem to oddajemy również najmniej strzałów, co oznacza, że podejmujemy zbyt mało ryzyka w ofensywie. Bez wątpienia przekłada się to na strzelone gole. Pracujemy nad tym elementem gry na treningach i mamy nadzieję, że ta niechlubna statystyka ulegnie zmianie.

 

Pana kontrakt kończy się z końcem sezonu 2014/2015, ale nie oznacza to, że w przyszłym sezonie nie zobaczymy już Pana w barwach GKS-u Bełchatów.

 

Mam zapis w kontrakcie, że jeżeli utrzymamy się w Ekstraklasie to umowa zostanie automatycznie przedłużona. Koncentruje się póki co, na jak najlepszej grze dla GKS-u i nie zastanawiam się nad tym co będzie dalej. Czas pokaże, co przyniesie przyszłość, ale znakomicie czuję się w Bełchatowie. Cieszę się każdym dniem spędzonym w tym klubie. Gra w zespole Kamila Kieresia daje mi radość i satysfakcję.

 

Kolejny wyjazd z kraju wchodziłby w grę, czy ma Pan już dosyć zagranicznych wojaży?

 

Zdecydowałem się na powrót do Polski przede wszystkim ze względu na rodzinę. Mam wszystkich bliskich obok siebie i to jest bardzo komfortowe. Właśnie o taką stabilizację mi chodziło. Jednak z drugiej strony „Nigdy nie mów nigdy”, więc nie zarzekam się, że już nigdy nie zagram w zagranicznym klubie.

 

Decydując się na powrót do Polski nie miał Pan ofert z klubów grających wówczas w Ekstraklasie?

 

Miałem oferty z ekstraklasowych klubów, ale żaden z nich nie był tak konkretny jak GKS Bełchatów. Władze bełchatowskiego klubu wykazały największą inicjatywę i chęć zatrudnienia mnie, dlatego to przeważyło w negocjacjach. Przez tydzień trenowałem z duńskim Esbjerg. W skandynawskim klubie byłem już w zasadzie jedną nogą, ale nie osiągnęliśmy finansowego porozumienia. W Esbjerg podobało mi się, ale na przeszkodzie stanęły zbyt duże rozbieżności. Gra w tym klubie byłaby dla mnie wyzwaniem. Duńczycy rywalizowali wówczas o prawo gry w Lidze Europejskiej. Nie żałuję jednak, że nie udało mi się z przedstawicielami Esbjerg znaleźć porozumienia. Z GKS-em awansowałem do Ekstraklasy i teraz mogę cieszyć się grą dla Bełchatowa w najwyższej klasie rozgrywkowej. Uważam, że mój wybór był trafny i odpowiedni.

Adrian Janiuk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze