Tomasz Sikora: W oczekiwaniu na następcę (czynię)

Zimowe
Tomasz Sikora: W oczekiwaniu na następcę (czynię)
fot. PAP/EPA

Najbliższe zawody Pucharu Świata w biathlonie odbędą się w Anterselvie. Tomasz Sikora 20 lat temu zdobył tam złoty medal mistrzostw świata. Dziś jest trenerem kadry B i szkoli swoich następców. "Trzeba patrzeć w przyszłość" - powiedział.

Mariusz Wiśniewski:-16 lutego minie dokładnie 20 lat od złotego medalu mistrzostw świata, który zdobył pan w biegu na 20 km we włoskiej Anterselvie. Ta nazwa do dziś musi się panu świetnie kojarzyć...

Tomasz Sikora: Dokładnie tak jest. Zawsze wracam tam z wielką przyjemnością. Po pierwsze, uwielbiam to miejsce. Pod względem sportowym zawsze tam mogłem liczyć na "trampolinę". Program zawodów Pucharu Świata co roku wygląda podobnie. Ruhpolding było dla mnie drogą przez mękę, a w Anterselvie odbijałem się od słabszego poziomu. Jadąc tam, zawsze mogłem liczyć na dużo lepszy bieg i dużo lepsze wyniki. Jeśli zaś chodzi o wymiar ludzki, uwielbiam to miejsce za samo usytuowanie. Piękny stadion, w samym środku gór i piękna pogoda.

Wraca pan jeszcze do tego sukcesu?

Minęło już od tego czasu 20 lat, a to bardzo dużo. Nie można bez przerwy żyć tym, co było, tylko trzeba patrzeć w przyszłość. Teraz żyję startami swoich zawodników, co mnie kosztuje jeszcze więcej emocji, bo wcześniej przeżywałem tylko swoje występy, a teraz każdego z moich podopiecznych osobno. Moje czynne uprawianie sportu odeszło już na bok.

Nie ciągnie już wilka do lasu?

Przyznam, że pierwszy rok po odstawieniu nart nie był łatwy, bardzo mnie ciągnęło na trasę. Drugi też, ale już mniej. Teraz mija trzeci i już mi zupełnie przeszło. Myślę i koncentruję się na czymś innym. Poza tym, tak do końca nie odszedłem, bo przecież cały czas jestem przy biathlonie.

Złoty medal mistrzostw świata czy srebrny, ale zdobyty na igrzyskach olimpijskich w 2006 w Turynie - który ceni pan bardziej?

Jednak medal olimpijski, bo ten w mistrzostwach świata przyszedł mi bardzo łatwo. Byłem wtedy młodym zawodnikiem, nikt ode mnie niczego nie oczekiwał. Można powiedzieć, że ten wynik zrobił się sam. Zupełnie inaczej było z igrzyskami. Na ten sukces czekałem cztery olimpiady i był on okupiony bardzo ciężką pracą oraz wieloma wyrzeczeniami. Chociaż było to tylko, a może aż srebro, to jednak w mojej hierarchii ten sukces jest wyżej.

Zakończył pan karierę, ale nadal jest największą gwiazdą polskiego biathlonu. Tak przynajmniej było podczas niedawnych zawodów Pucharu IBU w Dusznikach Zdroju. Nie widać pana następcy...

Na razie rzeczywiście nie widać, ale po to pracuję, abym w końcu mógł sobie odpocząć i spokojnie oglądać występy swoich podopiecznych z boku. Nie chcę mówić o konkretnych nazwiskach, ale jest kilku utalentowanych chłopaków w mojej reprezentacji i wierzę, że któryś z nich, a może wszyscy, znajdą się w światowej czołówce. Potrzebna jest jednak cierpliwość i czas, bo inaczej się nie da.

To kwestia sezonu, dwóch czy jednak trzeba będzie czekać dłużej? Czy to w ogóle można zaplanować?

Można zaplanować, ale ja wychodzę z założenia, że jeżeli to ma być zawodnik, który na lata zadomowi się w światowej czołówce, nie można iść na skróty i przeskoczyć pewnego etapu w treningu. Mogę przygotować zawodnika w danym roku na jedną konkretną imprezę, aby pokazał swoje umiejętności, ale nie wykonam wtedy pracy, która przyda się przez całą jego karierę. Wiem z własnego doświadczenia, że nie można niczego odpuścić i oni muszą swoje kilometry wybiegać, swoje ciężary na siłowy przerzucić, swoje wystrzelać. Dopiero wtedy mogą przez lata stabilnie startować i prezentować wysoki poziom. Tylko ciężka praca i cierpliwość mogą dać wyniki i miejsce w światowej czołówce.

Można żałować, że tego typu zawody, jak te w Dusznikach nie są w Polsce organizowane częściej, bo na pewno pomogłyby w rozwoju biathlonu...

Już bardzo dawno nie organizowaliśmy tego typu imprezy i fajnie, że się teraz odbyła. To z całą pewnością pomaga i to w każdym aspekcie. Mimo ciężkich warunków, bo było ciepło i padał deszcz, udało się przeprowadzić zawody. Nasze zaangażowanie oraz poziom organizacji zostały bardzo wysoko ocenione. Oby więcej takich wydarzeń.

Żeby osiągać sukcesy, trzeba chyba jednak wyjechać i trenować za granicą?

Tak naprawdę do przygotowań letnich mamy tylko obiekt w Dusznikach. To nasza główna baza i spędzamy tu bardzo dużo czasu. Potrzebny jest jednak także inny profil rolkostrady, tunel śnieżny, aby odnawiać pamięć biegania na nartach, potrzebny jest lodowiec, aby biegać kilometry i jak najszybciej stanąć na pierwszym śniegu. Dlatego musimy wyjeżdżać. Jeżeli chcemy być w światowej czołówce, nie mamy innego wyjścia.

 

Długo będziemy musieli czekać na kolejny medal polski medal MŚ w biathlonie?

Ja liczę, że nie będzie to długo, bo już w marcu zdobędziemy coś w Kontiolahti. Tyle, że nie u mężczyzn, ale wśród kobiet.

Do tego właśnie zmierzałem - czego możemy się spodziewać po polskiej ekipie w Finlandii?

Chciałbym, tak jak kibice, żeby dziewczyny już wygrywały zawody Pucharu Świata, zajmowały miejsca w pierwszej dziesiątce i miały same super wyniki. Ale z drugiej strony wiem, że sezon jest bardzo długi i ciężki. Mistrzostwa są praktycznie na samym końcu i do tego czasu trzeba wytrzymać nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Wiem, że dziewczyny małymi kroczkami będą poprawiać wyniki i w Kontiolahti forma będzie taka, jak sobie zaplanowały z trenerem. Mocno wierzę, że powalczą o medale.


Az, PAP

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze