Pindera: Czerwona kartka dla faworyta

Zimowe
Pindera: Czerwona kartka dla faworyta
fot. PAP

Niemiec Severin Freund zamiast wygrać kolejny konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich został zdyskwalifikowany po pierwszej serii w której znokautował rywali. Tym razem do Kamila Stocha nie było zastrzeżeń. W Titisee-Neustadt Polak zajął drugie miejsce, wygrał Norweg Anders Fannemel.

Sepp Glatzer, człowiek odpowiedzialny z ramienia FIS za kontrolę sprzętu na skoczniach narciarskich znów wyciągnął czerwoną kartkę. Nie tak dawno zdyskwalifikował Kamila Stocha, który w Willingen miał o jeden centymetr zbyt szeroki kombinezon w pasie.

 

Wcześniej, w Sapporo spotkało to innego Polaka, Aleksandra Zniszczoła, który miał za duże buty, a teraz w podobny sposób potraktował Severina Freunda, który jest w znakomitej formie i prawdopodobnie, gdyby nie decyzja Glatzera, wygrałby kolejny konkurs. Niemiec miał za długie narty w stosunku do wagi ciała, co jest niezgodne z obowiązującym regulaminem. Mówiąc krótko, gdyby ważył 100 gramów mniej nie byłoby sprawy.

 

Ktoś powie, że to drobiazg i naprawdę nie ma się co czepiać, ale w tym aptekarskim podejściu do sprawy sprzętu jest metoda. I doskonale wiedzą o tym zarówno skoczkowie, jak i trenerzy. Mówił zresztą o tym nie tak dawno Łukasz Kruczek twierdząc, że wojna podjazdowa trwa i każdy każdego kontroluje. W sytuacji gdy o medalu decydują często minimalne różnice punktowe detale są szalenie ważne.

 

A do takich ludzi właśnie  jak Sepp Glatzer należy dbać o  przestrzeganie regulaminu. Nikt nie może czuć się bezkarny, nie ma świętych krów. I myślę, że stąd czerwone kartki wcześniej dla Stocha, a teraz dla Freunda.

 

Ale to i tak nie zmienia faktu, że Niemiec na kilkanaście dni przed rozpoczęciem mistrzostw świata w Falun jest w rewelacyjnej formie. Najpierw w sobotę wygrał pierwszy odcinek Wielkiej Próby Generalnej, za jaki trzeba uznać oba konkursy w Titisee Neustadt, i zapewne byłby pierwszy również w niedzielę, gdyby nie dyskwalifikacja, bo miał dużą przewagę.

 

Jego pecha wykorzystał skutecznie Norweg Anders Fannemel, który stanął na najwyższym stopniu podium przed Stochem i Romanem Koudelką. Obaj, Polak i Czech dokonali w drugiej serii sporego wyczynu awansując odpowiednio z dziewiątego na drugie miejsce i z 11 na trzecie. Słoweniec Peter Prevc, który był ze Stochem na miejscu dziewiątym przesunął się na siódme, ale stać go na znacznie więcej. Przed nim byli Norweg Rune Velta, Austriak Stefan Kraft i Japończyk  Daiki Ito. Na nich też trzeba będzie uważać w Falun.

 

Dziesiąty w tym konkursie, do niedawna największy as nie tylko austriackich skoków, Gregor Schlierenzauer, jest wciąż daleki od tego co potrafi i z mistrzowską formą na Falun może nie zdążyć. Jego rodak, Michael Hayboeck, trzeci po pierwszej serii, co było miłym zaskoczeniem, skończył tuż przed „Schlierim”. Na niego też nie postawiłbym dużych pieniędzy.

 

Niestety na kolegów Stocha też nie. Piotra Żyłę stać na jeden świetny skok, podobnie Olka Zniszczoła, ale to za mało, by myśleć o zawojowaniu szwedzkich skoczni. Pozostali: Klemens Murańka, Dawid Kubacki i Janek Ziobro ambicje mają na pewno znacznie większe niż aktualne możliwości.

 

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze