Pindera: Jeszcze o siatkówce... Niechciani triumfują

Siatkówka
Pindera: Jeszcze o siatkówce... Niechciani triumfują
fot. Cyfrasport

Lotos Trefl Gdańsk jest już tylko o krok od finału PlusLigi po wygraniu drugiego meczu ze Skrą Bełchatów. Nic dziwnego, że mocno zapachniało sensacją.

Mateusza Miki nie chciano w Resovii, więc Lotos wyciągnął po niego ręce. Później były mistrzostwa świata i Mika zagrał w nich rewelacyjnie, ale już wcześniej podczas Ligi Światowej pokazał co potrafi. Piotr Gacek, kiedyś żelazny, reprezentacyjny libero najpierw musiał ustąpić  miejsca Pawłowi Zatorskiemu w kadrze, a ostatnio w Zaksie Kędzierzyn Koźlu. Skorzystał więc z propozycji Lotosu i jak na razie spisuje się w ligowych rozgrywkach jak za najlepszych lat. No i Wojciech Grzyb, mierzący 206 były reprezentacyjny środkowy. Dla niego też nie było już miejsca w Resovii, musiał więc szukać nowej pracy i znalazł ją w Gdańsku. W wygranym meczu ze Skrą w Bełchatowie spisywał się kapitalnie, szczególnie w polu zagrywki. Jak tak dalej pójdzie to kto wie, może Stephan Antiga da mu jeszcze szansę.


Jeśli mówię o tych niechcianych, którzy dostali nowe życie w Gdańsku, to trzeba koniecznie dodać jeszcze jedno nazwisko i to najważniejsze. Andrea Anastasi stracił przecież posadę w Polskim Związku Piłki Siatkowej po nieudanych mistrzostwach Europy dwa lata temu. A przecież kiedy w 2011 roku prowadzona przez niego reprezentacja Polski zajęła drugie miejsce w Pucharze Świata w Japonii i wywalczyła tym samym awans na igrzyska w Londynie był bohaterem. Kilka miesięcy później Polacy po raz pierwszy w historii wygrali Ligę Światową i niewiele brakowało, by włoskiemu trenerowi postawiono nad Wisłą pomnik.


Ale łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Wystarczyły bolesne porażki w Londynie i wspomnianych mistrzostwach Europy, by  tak mocno chwalony boski Anastasi musiał szukać nowego zajęcia. I co zrobił? Przyjął ofertę z Gdańska i stworzył zespół, który jest teraz największą rewelacją PlusLigi. Chyba tylko on wierzył, że drużyna w której grają niechciani w bogatszych klubach radzić sobie będzie tak znakomicie. A przecież to jeszcze nie koniec. Tylko jedno zwycięstwo dzieli ją od awansu do finału i wyeliminowania Skry.


Mariusz Wlazły wprawdzie mówi i ma rację, że wszystko jeszcze możliwe, a siatkarze z Bełchatowa są w stanie odwrócić losy półfinałowej rywalizacji, ale bez względu na ostateczny wynik i tak postawa Lotosu musi budzić szacunek. Na razie po trzech meczach zespół z Trójmiasta prowadzi ze Skrą 2:1. Czwarte spotkanie rozegrane zostanie dopiero 4 kwietnia po Final Four (28-29 marca w Berlinie) w którym zagrają dwie polskie drużyny: Skra  i Resovia.


I jeśli Miguel Angel Falasca, trener mistrzów Polski będzie mógł liczyć na dobrze dysponowanego Wlazłego i oby zdrowego Michała Winiarskiego, to faktycznie wszystko jest możliwe. Zarówno w Berlinie jak i w półfinale PlusLigi. Oczywiście nie mniej ważna dla Skry jest też forma rozgrywającego Nicolasa Uriarte i jego rodaka z Argentyny Facundo Conte, ale śmiem twierdzić, że kluczowa będzie jednak postawa Wlazłego, MVP ubiegłorocznych mistrzostw świata.

Kto ma Wlazłego ten wygrywa – miał kiedyś powiedzieć Paweł Papke, czołowy przed laty polski atakujący, a dziś nowy prezes PZPS. I nic się nie zmieniło. Jak Wlazły jest w gazie, wygrywa nie tylko Skra.

Janusz Pindera

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze