Rojek: Jak kołowy to najlepiej z Polski!
To w Polsce, a konkretnie w Bronocicach, archeologowie odkryli najstarszy na świecie wizrunek pojazdu kołowego. Minęło kilka tysięcy lat, a nic się nie zmieniło. Mówisz: kołowy, myślisz: najlepiej z Polski. Bo jak o kołowych chodzi, to niezmiennie jesteśmy w światowej awangardzie.
Co najmniej od czasów Zygfryda Kuchty określenie "polski kołowy" kojarzy się z wysoką jakością. To coś, jak szwajcarski zegarek, niemiecki samochód, belgijska czekolada. W ostaniej dekadzie o podtrzymanie w Europie wysokiej renomy polskich obrotowych dbali choćby Artur Siódmiak w Niemczech czy Robert Lis we Francji. A przede wszystkim Bartosz Jurecki. Legenda Magdeburga i ikona reprezentacji Polski, trzykrotny medalista mistrzostw świata, na ostatnim mundialu uznany najlepszym zawodnikiem na swojej pozycji.
Teraz Bartek wraca do domu. Do Chrobrego Głogów, z którego przed blisko dekadą wyjeżdżał do Bundesligi. Ale nie wraca bynajmniej na emeryturę. Przed nim polskie Euro i - miejmy nadzieję - brazylijskie igrzyska. Pewnie dopiero medale z Krakowa i Rio pozwoliłyby temu szalenie ambitnemu zawodnikowi uznać, że swoje na parkiecie zrobił. A przecież już teraz ma do tego pełne prawo.
Powrót Bartosza Jureckiego do Superligi nie oznacza bynajmniej, że marka "polski kołowy" zniknie z europejskiego rynku. Bo Kamil Syprzak dzięki swojemu talentowi, wiekowi, warunkom fizycznym, a przede wszystkim umiejętnościom mógł przebierać w ofertach największych europejskich teamów. Wybrał Barcelonę i będzie w tym klubie-legendzie drugim Polakiem w historii po Bogdanie Wencie. A za dwa-trzy lata będzie zapewne niekwestionowanym numerem jeden wśród wszystkich obrotowych na świecie. Już jest przecież w ścisłej czołówce.
O ile zatem wyjazdu z Polski Kamila Syprzaka wszyscy się spodziewali, o tyle sporym zaskoczeniem była wiadomość o transferze Piotra Grabarczyka. Nasz reprezentacyjny specjalista od defensywy przechodzi do HSV. Wiadomo było, że konczący się tego lata kontrakt z Vive nie zostanie przedłużony i że po czternastu latach Grabarczyk z Kielc odejdzie. Ale Hamburg?
33-letni szczypiorniści raczej do Polski wracają niż z niej wyjeżdżają. Poza tym rzadko się zdarza, by w tym wieku zawodnik decydował się na pierwszy w karierze zespół zagraniczny. No i rzadko też w ostatnich latach kluby z Bundesligi sięgają po Polaków. Na dobrą sprawę od przeprowadzki Jaszki i Kubisztala z Lubina do Berlina, za zachodnią granicę wybierali się tylko bardzo młodzi, traktowani przez niemieckie kluby jak niedroga inwestycja Paweł Niewrzawa czy bracia Gębala. A tutaj taki transfer...
Jasne, HSV dziś w niczym nie przypomina zespołu, który ledwie dwa lata temu z Marcinem Lijewskim i Domagojem Duvnjakiem w składzie wygrał Ligę Mistrzów. Ekipą z północy Niemiec wstrząsnął potężny kryzys finansowy i co za tym idzie sportowy. HSV to teraz ligowy średniak, który do liderującego w tabeli THW Kiel traci - uwaga - 24 punkty. Jasne, HSV sięga teraz po zawodników z nieco innej półki niż kilka lat temu. Jasne, nie jest zapewne zbiegiem okoliczności, że o transferze Grabarczyka dowiedzieliśmy się tuż po tym, jak właściwie dopięto kwestię pracy w Hamburgu Michaela Bieglera.
Ale to ciągle HSV, to Bundesliga. Czyli bardzo mocne, rozpoznawalne w całej Europie marki. Zupełnie jak szwajcarski zegarek, belgijska czekolada lub polski obrotowy...
Komentarze