Kanada, kraj hokeja? Na pewno nie w NHL
W najbliższą środę, Tampa Bay Lightning, klub z gorącej Florydy, rozpocznie finał Pucharu Stanley’a National Hockey League, najlepszej hokejowej ligi świata, z Chicago Blackhawks, drużyną ze Środkowego Zachodu Stanów Zjednoczonych.
Po raz kolejny od 1992 roku, czyli od 23 lat, Kanadyjczycy będą mogli oglądać swoją narodową grę, rywalizację o dla nich najważniejszy puchar w zawodowym sporcie, tylko na ekranach telewizorów. Kanada, kraj hokeja? Na pewnio nie w NHL.
Pieniądze szczęścia nie dają. Mistrzostwa też nie
22 lata temu Montreal Canadiens zdobyli hokejowy Puchar Stanleya, pokonując w finale Los Angeles Kings. Od tego czasu kanadyjskie kluby robią się coraz bogatsze, zaczynają dorównywać nawet tym piłkarskim, ale sukces finnansowy nie ma nic wspólnego z sukcesem na lodowisku. A tylko ten – przynajmniej dla kibiców – się liczy. Najnowsze notowania najbogatszych hokejowych klubów świata sugerowałyby, że kraj Klonowego Liścia musi być potegą w NHL. Nic bardziej odległego od prawdy. Klasyfikacja „Forbesa” - 1. Toronto Maple Leafs ($1,3 mld), 3. Montreal Canadiens ($1 mld), 5. Vancouver Canucks ($800 mln) – mogłaby oznaczać, że kanadyjskie kluby są w sportowym rozkwicie. Tylko, że finanse stoją w wyraźnej sprzeczności z tym, co działo się podczas tegorocznych play offs na lodowiskach.
Z trójki, wymienionej w pierwszej piątce najbogatszych klubów NHL, zagrali tylko Canadiens, przegrywając już w drugiej rundzie z klubem z ciepłej Florydy, późniejszym finalistą z Tampy. Toronto Maple Leafs, najbogatszy klub hokejowy świata, podobnie jak drużyna z Vancouver, nie zakwalifikowały się choćby do play off. Kanadę reprezentowały też w tym sezonie - przez najwyżej jedną rundę - ekipy Calgary Flames i Winnipeg Jets, których nie ma choćby w pierwszej dziesiątce hokejowych bogaczy.
Pieniądze i zwycięstwa w hokeju, jak chyba w żadnym innym sporcie, nie mają ze sobą nic wspólnego. Od 1992, Puchar Stanleya unosili w górę zawodnicy z Północnej Karoliny, Florydy i Kalifornii, operujący tylko cząstką finansów dostępnych dla ich kanadyjskich rywali.
Dlaczego Kanadyjczycy nie wygrywają? Statystyka też nie wie
Jednym z powodów, dla których grając w Kanadzie nie ma się specjalnej presji do wygrywania jest paradoksalnie... miłość do tego sportu. Zainteresowanie NHL w Kanadzie jest tak wielkie, że nawet najdroższe bilety na mecze ligowe sprzedają się błyskawicznie – bez względu na to, czy zespół jest na pierwszym, czy na ostatnim miejscu w lidze.
Kibice w Kanadzie są bardzo lojalni, wydają pieniądze i przychodzą na mecze bez względu na wyniki. Wpływy z kontraktów telewizyjnych są olbrzymie, więc właściciele klubów nie muszą płacić za wielkie, rodzime talenty – te grają w USA.
Statystyka przygotowana przez portal FiveThirtyEight jest szokująca. Bazując na częstotliwości tematów związanych z NHL i wyszukiwanych w „Google” widać, że na przykład aż 67 procent mieszkańców kanadyjskiego Calgary interesuje się hokejem i tym, co dzieje się w lidze. Dla porównania – w Los Angeles, gdzie grają ubiegłoroczni mistrzowie, LA Kings, tematami związanymi z NHL interesuje się tylko 6 procent internautów! Największe zainterowanie hokejem w Stanach jest w Bostonie, Nowym Jorku i Chicago. New York Rangers, drudzy na liście „Forbesa” (1.1 mld dolarów) przegrali w tym roku po dramatycznej, zakończonej w siódmym meczu serii z Tampa Bay. Chicago Blackhawks piąte miejsce na liście „Forbesa” ($825 mln), będą w tym roku grali o swój trzeci Puchar Stanleya w ostatnich pięciu sezonach. Trzech z pięciu najlepszych graczy Blackhawks, będacych w czołówce najlepszych na swoich pozycjach w NHL – Jonathan Toews (napastnik), Duncan Keith (obrońca), Corey Crawford (bramkarz) to Kanadyjczycy. Amerykański klub chciał wydać olbrzymie pieniądze na ich kontrakty. Klubom z Kanady zależało mniej.
Komentarze