Warzycha dla Polsatsport.pl: Na Górnika jeszcze wrócę. Ale nie na ławkę, a na trybuny

Piłka nożna
Warzycha dla Polsatsport.pl: Na Górnika jeszcze wrócę. Ale nie na ławkę, a na trybuny
fot. Łukasz Grochala / Cyfrasport

Warunki w Zabrzu nie były łatwe, brakowało pieniędzy, ale dawaliśmy radę. Pracowałem przecież w klubie, któremu od lat kibicuję. Zostałem zwolniony, ale w przyszłości nie będę miał problemu, aby zasiąść na trybunach stadionu przy Roosevelta – mówi Polsatsport.pl trener Robert Warzycha.

Sebastian Staszewski: Zdziwił się Pan, kiedy szefowie Górnika oświadczyli Panu, że razem z trenerem Józefem Dankowskim kończcie w Zabrzu swoją misję?

Robert Warzycha: Wszystko odbyło się normalnie. Zostałem poinformowany o zwolnieniu i tyle. Sprawę załatwiliśmy jak ludzie dorośli.

 

Górnik Zabrze znalazł następcę Warzychy


Zasłużył Pan na to zwolnienie?

Mam świadomość, że wyniki, które ostatnio osiągaliśmy, nie zadowalają zarządu, ani kibiców, ale takich rezultatów można było uniknąć. Od jakiegoś czasu postulowałem, aby wzmocnić zespół. Po odejściu Błażeja Augustyna do Szkocji i Mateusza Zachary do Chin potrzebowaliśmy uzupełnień na ich pozycjach. Miałem listę stoperów i napastników, których chcieliśmy, ale mogłem ją jedynie zgłosić i czekać. Tak czekałem, że się nie doczekałem.

Gdyby Pan został, coś by się zmieniło?

Zmieniłoby się, gdyby zespół został naprawiony na czas. Dwóch pozyskanych piłkarzy mogło wiele zmienić. Szatnia drużyny piłkarskiej musi być przewietrzana regularnie. Nie może być marazmu. Ja obserwując zaangażowanie chłopaków mogę powiedzieć, że jeśli czegoś nam zabrakło to umiejętności albo szczęścia. Na pewno nie ambicji. Gdyby nie słupki i poprzeczki moglibyśmy rozmawiać dziś w zupełnie innych nastrojach. Ale nie rozmawiamy.

W czasie pobytu w Zabrzu popełnił Pan wiele błędów?

Jakieś na pewno, ale to nie jest czas na takie analizy. Może zrobiłbym kilka zmian personalnych… Nie chcę być jednak mądrym Polakiem po szkodzie.

A może doprowadziłby Pan do sytuacji, kiedy to Pan byłby pierwszym trenerem, a nie Józef Dankowski?

Ta sytuacja mogła być uregulowana już na początku sezonu, ale nie została. Miałem wszystkie papiery, spełniłem wymagania, ale do protokołu wciąż byłem wpisywany jako dyrektor sportowy. Nie jest to jednak wina ani moja, ani Józka. Z nim współpracowało mi się naprawdę dobrze. To nie tylko doświadczony fachowiec, ale i kolega. Nie powiem na jego temat złego słowa.

Swoją pracę w Zabrzu ocenia Pan dobrze?

Niech oceniają mnie inni. Ja z tych kilkunastu miesięcy jestem zadowolony. Warunki nie były łatwe, brakowało pieniędzy, ale dawaliśmy radę. Byłem w klubie, który dał mi bardzo dużo, w drużynie, której od lat kibicuję. OK, dziś jestem zwolniony, ale w przyszłości bez problemu zasiądę na trybunach stadionu przy Roosevelta. Będę pamiętał tylko dobre chwile.

Co teraz Pan planuje?

Na razie zostanę w Polsce. Razem z żoną zamierzamy odpocząć, skorzystać z wolnego czasu. Później zapewne wrócimy do naszego Columbus, gdzie mieszkamy, i będziemy krążyć między Ameryką a Polską. Za Oceanem żyją nasze dzieci, więc na pewno jest tęskno, ale ja zawsze chciałem wrócić do Polski. To marzenie się spełniło. Teraz znów trzeba będzie łączyć miłość do dwóch odległych od siebie krajów.

No chyba, że szybko znajdzie Pan pracę.

Mam nadzieję, bo nie chcę być emerytem. Mam jeszcze siłę, chęci. Lubię zawód trenera i po to zrobiłem licencję, aby wciąż w nim pracować.

W Ameryce czy w Polsce?

I tu, i tu. A może gdzieś indziej? Grałem w piłkę w Anglii, na Węgrzech. Jestem obywatelem świata. Jeśli wydarzy się jednak tak, że ofert nie będzie, to zajmę się czymś innym. Mam rodzinę, którą muszę utrzymać. Nie boję się żadnej pracy. Choć oczywiście jak każdy człowiek chcę robić to, co kocham. A ja kocham futbol. Bądźmy więc dobrej myśli!

Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze