Skaut PZPN: Niemcy szukają talentów dla nas

Piłka nożna
Skaut PZPN: Niemcy szukają talentów dla nas
fot. Cyfrasport
Kacper Przybyłko

Nie musimy penetrować czwartej czy piątej ligi niemieckiej, bo to robią za nas kluby niemieckie. Nie weźmiemy kogoś stamtąd, bo gdyby był dobry, to by już grał w Bundeslidze. Wiemy, że jak do 17-latków np. Bayeru Leverkusen przychodzi zawodnik z małego klubu, to jest to perełka, którą oni znaleźli dla nas – mówi Polsatsport.pl Maciej Chorążyk.

Łukasz Majchrzyk: Od ilu już lat walczycie o Polaków grających za granicą?

 

Maciej Chorążyk: To będzie już siedem lat, jak szukamy ludzi do naszych reprezentacji. Teraz jeszcze dochodzi nowa fala emigracji, więc kandydatów powinno być jeszcze więcej. I od razu sprostuję, że większość z tych zawodników, których znaleźliśmy, zgłosiła się do nas sama. Najbardziej nam zależy właśnie na takich, którzy się zgłaszają sami, bo to znaczy, że zawodnik chce. Jeśli dzwonią rodzice, wujkowie, dziadkowie, to znaczy, że chcą. Są też tacy, których znaleźliśmy, a oni nawet nie wiedzieli, że mogliby grać dla nas. Kiedy powiedzieliśmy, że mają obywatelstwo i muszą tylko wyrobić paszport, to ich to zaciekawiło. Tacy też złapali bakcyla.

 

Błaszczykowski zabrał głos ws. swojej ostatniej kontuzji

 

Kto był pierwszy?

 

Pierwszym, którego zaprosiliśmy do gry dla Polski był Sebastian Tyrała, który był wtedy młodzieżowym reprezentantem Niemiec i nawet zagrał nawet potem jeden mecz w dorosłej reprezentacji Polski. W Niemczech był gwiazdą, miał ponad 30 meczów w młodzieżowych reprezentacjach tamtego kraju. Złapał ciężką kontuzję, nie mógł się pozbierać i z tamtej orbity wypadł. Wracał, łapał kolejne ciężkie kontuzje, ale zagrał nawet w Bundeslidze i teraz jest kapitanem Erfurtu. Pojechałem do niego, odwiedziłem go w domu, rozmawialiśmy z rodzicami, bo bali się, że Sebastian może mieć kłopoty w klubie. Trzeba ich zrozumieć. To było siedem lat temu, działaliśmy półpartyzancko i zdarzały się sytuacje, że wyjazd na polską kadrę powodował, że siadało się na ławce w klubie.

 

Takie sytuacje dalej się zdarzają?

 

Teraz działamy na większą skalę i takie sytuacje, jeżeli mają miejsce, to sporadycznie. Niemieckie kluby nie robią problemów, to jest też prestiż dla nich. Nieraz dyrektorzy sportowi mówią nam, że dla nich posiadanie reprezentanta jakiegoś kraju to jest zaszczyt. Mamy doskonały kontakt z klubami, z szefami wyszkolenia i mówią nam, którzy zawodnicy są na liście przyszłych "Profi" już w wieku 15-16 lat. Takie rzeczy da się powiedzieć o niewielkiej grupie piłkarzy w tak młodym wieku. Niemcy raczej się nie mylą. Mamy sygnały, że niektórzy nasi są na tej liście. "Niemiecka kadra albo śmierć pojawia się w sytuacji, kiedy Niemcy mocno kuszą chłopaków, którymi i my się mocno interesujemy, ale nazwisk nie zdradzę. Ci chłopcy grają dla Polski i jestem pewny, że będą grać. Niemcy im sugerują, co powinni wybrać, mówią "a może zmień zdanie?" I mają argumenty: wiadomo, co oznacza dla kariery etykietka "reprezentant Niemiec". Ale oni oddają sto procent zdrowia dla nas.

 

Przyjeżdżają chłopcy z Schalke, Leverkusen, Mainz, a perełki mogą biegać też po malutkich boiskach.

 

Nie musimy penetrować czwartej czy piątej ligi niemieckiej, bo to robią za nas kluby niemieckie. Nie weźmiemy kogoś stamtąd, bo gdyby był dobry, to by już grał w Bundeslidze. Wiemy, że jak do 17-latków np. Bayeru Leverkusen przychodzi zawodnik z małego klubu, to jest to perełka, którą oni znaleźli dla nas. My nie mamy na tyle rozbudowanej sieci skautingowej, żeby jeździć i obserwować tak niskie ligi. Bazujemy na tym, co się pojawi „wyżej”. Nawet, kiedy jest w Bundeslidze, to nie od razu grozi mu kadra Niemiec. Oni chcą grać dla Polski.

 

Co roku mogą przyjechać do Kolonii i oficjalnie się zadeklarować.

 

Spotkania w Kolonii to już tradycja. Przyjeżdżają na nie władze PZPN i byli reprezentanci Polski. Bywali: Jerzy Engel, Marek KoźŸmiński, Stefan Majewski, Włodzimierz Smolarek. Bywa wzruszająco, jak trener Engel powiedział kiedyś przemówienie na powitanie, to mamy w tylnych rzędach płakały w chusteczki. To jet właśnie ten typ ludzi, których szukamy. Tych, którzy już się wybrali do Kolonii, już nie trzeba przekonywać. Każdy wyjeżdża stamtąd z koszulką reprezentacji Polski, robimy wspólne zdjęcie. Jest też część merytoryczna, rozmowy z trenerami.

 

Chętnych jest więcej niż miejsc?

 

Kiedyśœdo Kolonii zapraszaliśmy i przyjeżdżało 30-40 chłopaków. Teraz w bazie mamy ludzi już tak dużo, że to my wybieramy i zapraszamy tylko tych najbardziej perspektywicznych, ale muszę przyznać, ręka drży przy wybieraniu. Nigdy nie wiesz, czy ktoś potem nie wystrzeli. Tam się objawił Kacper Przybyłko. Był na pierwszym spotkaniu w Kolonii, jego brat bliźniak Jakub też. To były dwie wielkie żyrafy, z białymi włosami. Obaj się załapali do młodzieżówki. Kacper to bardzo pozytywna postać. Grał w U-21 i zawsze można było na niego liczyć. Chłopak bardzo pewny siebie, swoich umiejętności. Umiejętności ma wielkie. Wie, czego chce i wie, że zrobi karierę piłkarską. Nie zdziwię się, kiedy zrobi. Nasi fachowcy od ligi niemieckiej pękali ze śmiechu, kiedy szedł do 1.FC Kaiserslautern, a on w debiucie strzelił dwa gole. To jest kawał chłopa. Kiedyœś gościnnie wpadł Przemek Tytoń, bo akurat grał w Holandii. Wyszedł tak jak chłopcy i też się przedstawił.

 

Nie samymi Niemcami żyje polska emigracja, co raz więcej potencjalnych kadrowiczów będzie na Wyspach czy w Irlandii.

 

Tam już też szukamy. Zaczęliśmy w Irlandii: ogłosiłem w polonijnych mediach, że szukamy chętnych do współpracy. Przy okazji meczu z Irlandią w Dublinie poleciałem tam i spotkałem się z chętnymi. Zgłosiło się ich ponad 20, na zasadzie wolontariatu. To są ludzie, którzy w Polsce byli związani z futbolem i tam też są związani z piłką, zrobili papiery trenerskie, szkolą różne zespoły. Następne spotkanie zrobiłem w Anglii, tam się zgłosiło 20 osób. Teraz przyszedł czas na Szkocję.

 

Wolontariusze nie dotrą na każdy mecz. Nie można im powiedzieć jedź na drugi koniec kraju.

 

To są wolontariusze, ale też zapaleńcy. Dostali akces do naszej bazy, mają formularze oceny zawodników, który stworzyli trenerzy naszych juniorskich kadr: Bartłomiej Zalewski, Marcin Dorna i Robert Wójcik. Stworzyliśmy też platformę internetową, bo jeden z naszych skautów w Niemczech ma firmę informatyczną. Każdy skaut, kiedy jest na meczu, wciska sobie odpowiednie pola na formularzu, wraca do domu, dopisuje jeszcze trochę tekstu, wysyła i ja dostaję raport. W tej pracy trzeba mieć oczy dookoła głowy. Można zobaczyć - raport spływa. Chcemy, żeby kogoś obejrzeli - też. Nie mogę im kazać jechać na mecz, bo robią to dobrowolnie i za własne pieniądze. Jak mogą - to pojadą, a z reguły mogą. Jeden jest sędzią na dość wysokim poziomie, więc spotyka Polaków na różnych meczach. Daje im też sygnał, że jest strona www.gramydlapolski.pl, gdzie rodzice mogą wysłać profil i my wtedy mamy ich w bazie. Jeśli się zawodnik wyróżnia, to wysyłamy skautów, a jeśli się bardzo wyróżnia, to rozmawiam z trenerami kadr i ktoś taki przyjeżdża na konsultację.

 

Macie skautów w USA. Rozumiem, że Alaskę skreśliliście, ale w każdym z pozostałych 49 stanów jest potencjalnie jakiś talent.

 

Tam mamy największe problemy z obserwowaniem potencjalnych kadrowiczów, ze względu na wielkie odległości. Mamy dwóch skautów, tam gdzie są największe skupiska Polonii, ale przecież ciekawy zawodnik może być dwa tysiące kilometrów dalej. W USA często opieramy się na sile klubów. Jeśli zgłasza się chłopak z mocnej akademii to jest to przesłanka, że może być wart powołania. Ostatnio na zgrupowanie kadry U-16 przyjechało dwóch chłopaków.

 

Jak to było i jest z Mattem Miazgą? Jego też znaleźliście, patrząc najpierw na klub?

 

Matt zgłosił się do mnie sam. Przyjechał na konsultację kadry do lat 17, która potem zdobyła brązowy medal w mistrzostwach Europy. Już wtedy zapowiadał się na piłkarza, ale w Polsce byli w tamtym czasie od niego lepsi, a ciężko go ciągać przez ocean, jeśli by nie grał. Przyleciał jeszcze raz na spotkanie ze Słowenią, nieźle się zaprezentował, a potem zmienił się trener. Raz nie dostał powołania, raz nie mógł przyjechać, zaczął dostać powołania od Amerykanów. Gra dla nich, poleciał na MŚ do lat 20, ale w pierwszej reprezentacji jeszcze nie wystąpił, ostatecznie się nie określił. Trener Dorna jest z nim w stałym kontakcie.

 

Nie ma się co martwić o napływ nowych zawodników. Niektórzy nawet by chcieli a nie mogą?

 

Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie mama piłkarza, grającego w 2. Bundeslidze, który chciałby grać dla Polski. Niestety, w rozmowie wyszło, że po wyjeździe do Niemiec zrzekła się polskiego obywatelstwa. Nawet nie zdawała sobie do końca sprawy z e tej decyzji. Dzisiaj jej syn nie jest Polakiem. Ta kobieta jest bardzo zdeterminowana, kilka tygodni jeździła po polskich urzędach, chciała to odkręcić. Niestety, musi przejść cały proces, trwający kilka lat i dopiero wtedy jej syn będzie mógł dostać nasze obywatelstwo. W młodzieżówce już nie zagra, może jeśli będzie wystarczająco dobry, trafi do pierwszej reprezentacji. Tacy chłopcy muszą najpierw wykonać sami pierwszy krok, złożyć odpowiednie dokumenty w urzędach, żeby dostać polskie obywatelstwo, a nie zaczynać od wywiadów, że „może by chcieli” i „coraz mocniej o tym myślą”. Zanim zacznie się pisać, że możemy stracić wielki talent, warto się przyjrzeć, czy ten talent rzeczywiście może być „nasz”.

Łukasz Majchrzyk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze