Piotr Pykel rok po mistrzostwie świata siatkarzy: Dziękujemy i prosimy o więcej!

Siatkówka
Piotr Pykel rok po mistrzostwie świata siatkarzy: Dziękujemy i prosimy o więcej!
fot. Radosław Jóźwiak / Cyfrasport

Są takie dni w życiu każdego z nas, które zapadają na długo w pamięć i stają się ważne niezależnie od czasu, który upływa od takiego wydarzenia. Dla mnie taką datą, która pozostanie ze mną na zawsze jest 21 września 2014 roku. Kiedy ostatnia zwycięska piłka Mariusza Wlazłego zakończyła finałowy mecz Mistrzostw Świata w siatkówce pomiędzy Polską a Brazylią poczułem jakby cały katowicki Spodek uniósł się do góry i zaczął wirować wokół mnie. „To się nie dzieje” pomyślałem...

I chociaż za chwilę cieszyłem się jak szalony wraz z tysiącami kibiców w hali, dziesiątkami tysięcy zgromadzonymi wokół Spodka w Strefie Kibica i milionami w całej Polsce, to właśnie tę krótką chwilę, kiedy niewiarygodne stało się prawdziwe zapamiętam najbardziej. Chwilę, która wynagrodziła mi wszystkie trudy związane z pracą nad całym wielkim projektem, jakim dla wszystkich zaangażowanych były te polskie zwycięskie Mistrzostwa Świata 2014. Dzisiaj, w rok po tych wielkich emocjach, chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami.

Japońska oferta śniła się po nocach

Pracowałem nad tym projektem od 2008 roku, kiedy to narodził się pomysł zorganizowania tych Mistrzostw w Polsce. Miały one odbyć się w Japonii, jednak w Polskim Związku Piłki Siatkowej i Polsacie narodził się pomysł sprowadzenia tego turnieju do Polski. To było w chwilę po przyznaniu Polsce organizacji piłkarskiego EURO 2012 i rozpoczętej budowie stadionów. Rywalizacja z japońską ofertą wydawała się niemożliwa, ponieważ stał za nią kochający siatkówkę japoński biznes, długoletnie doświadczenie w organizacji takich turniejów i niebagatelne środki finansowe. Władze PZPS nie były w stanie zdobyć takiej kwoty, potrzebne było konkretne wsparcie. Wymagało ono także niezwykłej wizji.

W maju 2008 roku miałem zaszczyt być częścią polskiej delegacji, która udała się do Lozanny na inaugurację nowej siedziby FIVB aby spotkać się z ówczesnym prezesem Światowej Federacji Piłki Siatkowej Rubenem Acostą i negocjować warunki sprowadzenia Mistrzostw do Polski. Negocjacje te trwały do września i były niezwykle skomplikowane i trudne. Japońska oferta śniła się mi po nocach i kilka razy wydawało się, że jednak to Kraj Kwitnącej Wiśni po raz kolejny będzie gospodarzem turnieju. Jednak dzięki determinacji i wizji właściciela Polsatu oraz niebagatelnym nakładom i dyplomatycznej współpracy z PZPS udało się doprowadzić te negocjacje do szczęśliwego końca.

Mecz otwarcia zadziwił cały świat

Na początku września 2008 roku Ruben Acosta przyjechał do Polski na uroczyste podpisanie umowy, które odbyło się w warszawskim hotelu Bristol. Pamiętam, że nieufny Prezes FIVB obawiał się, by przesłanie konferencji nie zginęło w tłumaczeniu i oświadczył, że muszę tę konferencję z ramienia Polsatu poprowadzić. Nie ukrywam, że miałem tremę, była to bowiem pierwsza prowadzona przeze mnie konferencja prasowa (bo zajmuję się zupełnie inną dziedziną), ale wśród wielkich emocji wszystko skończyło się dobrze. Udało się sprowadzić do Polski pierwsze w historii Mistrzostwa Świata w siatkówce! Polsat nabył wszystkie prawa marketingowe oraz prawa na świat, co też było pionierskim przedsięwzięciem.

Następnych sześć lat zleciało błyskawicznie, choć naznaczone było niezwykle ciężką pracą nad tą imprezą. W tym czasie nasi siatkarze odnieśli kilka znaczących sukcesów, które miałem okazję oglądać na żywo: w 2009 roku zdobyli w Izmirze Mistrzostwo Europy, w 2011 roku zajęli trzecie miejsce w Lidze Światowej w Gdańsku/Sopocie, w tym samym roku zdobyli też w Wiedniu brązowy medal Mistrzostw Europy. Kiedy odnosili te sukcesy zawsze myślałem o zbliżających się polskich Mistrzostwach Świata. Jak wypadniemy sportowo? Czy podołamy organizacyjnie? Czy zapamiętamy ten turniej jako wyjątkowy?

Większość z tych wątpliwości rozwiał mecz otwarcia na Stadionie Narodowym, przedsięwzięcie niebywałe, które zadziwiło nie tylko siatkarski świat ale skierowało uwagę światowych mediów na Polskę i pokazało jak bardzo nasz kraj rozwinął się przez 25 lat od upadku komunizmu. Szkoda tylko, że tak koncertowo jak siatkarze nie zagrali wszyscy politycy, bo można było w ramach świętowania 25 lat wolności bardziej wykorzystać szansę promocji naszego kraju stworzoną przez ten turniej... Ale to już osobny temat.

Tym razem to Rezende się pomylił

Wszyscy pamiętamy, co działo się od zwycięskiego meczu otwarcia na Stadionie Narodowym. Po 3:0 z Serbią polscy siatkarze rozpędzali się gromiąc wszystkie światowe potęgi, chociaż potrafili fundować nam też horrory, takie jak łódzki mecz z Iranem. Na szczęście zawsze zakończone happy endem. Pomimo grupy śmierci w trzeciej fazie turnieju, pomimo groźnie wyglądającej kontuzji Michała Winiarskiego i szaleństw Spirydonowa, który prowokował nie tylko siatkarzy ale i kibiców.

W dniu finału przypadkowo zjeżdżałem hotelową windą z trenerem Brazylijczyków Bernardem Rezende, który widząc mój biało-czerwony szalik powiedział: „Wspaniały turniej, ale dzisiaj wybrał Pan niewłaściwą drużynę”. Odpowiedziałem: „Mister, bardzo cenię pańską pracę, ale dzisiaj to Pan się myli”. Kiedy w czwartym secie zobaczyłem minę Rezende przy stanie 24:22 już wiedziałem, że to była prorocza wymiana zdań.

Przełamaliśmy wszystkie stereotypy

Sądzę, że nawet jeszcze po roku nie zdajemy sobie sprawy, jak wielki sukces odniosła reprezentacja pod wodzą Stephana Antigi. Podczas ubiegłorocznego turnieju nasz zespół przełamał wszystkie negatywne stereotypy: o tym, że nie potrafimy wygrywać z Rosją (wyrzuciliśmy rosyjską ekipę z turnieju); że mamy kompleks Brazylii (pokonaliśmy Brazylijczyków dwukrotnie); że nie umiemy odwracać niekorzystnie układających się spotkań (finał z Brazylią był potwierdzeniem siły mentalnej zespołu Antigi). Nasi siatkarze niesieni dopingiem polskich kibiców odnieśli bezprecedensowy sukces porównywalny z osiągnięciami zespołu Huberta Wagnera.

A jednocześnie tchnęli magicznego ducha w polski sport. Magia tego sukcesu zaowocowała najlepszą jesienią w polskim sporcie od wielu dekad. W tej magicznej aurze złoty medal w kolarstwie szosowym zdobył Michał Kwiatkowski a nasi piłkarze pod wodzą Adama Nawałki odnieśli na tym samym Stadionie Narodowym pierwsze w historii zwycięstwo nad Niemcami w eliminacjach Mistrzostw Europy.

Rok temu nasi siatkarze sprawili kibicom siatkówki najpiękniejszy z możliwych prezentów. O tym, że takie prezenty sprawiać lubią przekonali nas w pierwszą rocznicę turnieju, pokonując (w wielkim stylu!) w Pucharze Świata reprezentację USA. Wspominając dzisiaj wielki ubiegłoroczny triumf i ciesząc się z nowych sukcesów możemy tylko powiedzieć: dziękujemy i prosimy o więcej magicznych dat w kalendarzu polskiego sportu.

Piotr Pykel, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze