Pindera o ME siatkarzy: Kto się tego spodziewał?

Siatkówka

Słowenia - Francja w finale mistrzostw Europy siatkarzy to więcej niż sensacja.

A niewiele brakowało, by w grze złoto nie było też niepokonanej w tym sezonie Francji. Bułgarzy prowadzili z nimi w półfinale 2:0, mogli wygrać 3:0, ale ulegli na przewagi 24:26. Trójkolorowi doprowadzili do tie breaka i pokazali, jak się rozwiązuje najtrudniejsze problemy. Gospodarze uciekli im na 5:0, ale kilka minut później to Francja prowadziła 8:6. Z sił zupełnie opadł 38 letni atakujący Bułgarów Władymir Nikołow. Dwukrotnie nie skończył akcji na pojedynczym bloku, stąd ten wynik.

 

Słowenia - Włochy 3:1. Skrót meczu (WIDEO)

 

Ale Płamen Konstantinow, kiedyś gwiazda bułgarskiej reprezentacji i partner Nikołowa, a dziś jej trener, wciąż wierzył, że jego zespół da radę, odrobi niewielką stratę i znajdzie się w finale. Niestety to nie był dzień Nikołowa. Bułgarzy raz jeszcze doprowadzili do remisu (10:10, 11:11), ale słynny Vlado znów nadział się na blok, rywale odskoczyli na dwa punkty (11:13) i nie dali się już dogonić. Ich nieprawdopodobna seria wciąż trwa, wciąż są bez porażki, ale w finale zagrają ze Słowenią, która sprawiła w tych mistrzostwach największą sensację i jest głodna kolejnej.

 

Po pierwszym secie pierwszego półfinałowego meczu Włosi byli w szoku. Wciąż aktualni wicemistrzowie Europy, druga drużyna Pucharu Świata przegrywa tę partię do 13. Takiego lania dawno już nie dostali, statystyka była dla nich bezlitosna: byli słabsi od Słoweńców, i to zdecydowanie, w każdym elemencie.

 

Drugiego seta niedoceniani rywale też zaczęli znakomicie, od prowadzenia 4:1, 8:5. Nie pomagał jeden z najlepszych siatkarzy świata, Osmany Juantorena, Kubańczyk z włoskim paszportem, niewiele mógł zmienić Ivan Zajcew, inny as włoskiej drużyny. Ale tacy jak on czy Juantorena szybko się nie poddają. Kilka minut później był już remis (10:10) i obraz gry powoli zaczął się zmieniać, tyle że Słoweńcy ani myśleć wyrzec się marzeń o sensacji.

 

Oskar Kaczmarczyk, statystyk polskiej drużyny, mówił mi jeszcze w Warnie, przed pierwszym meczem ze Słowenią, że to bardzo groźna drużyna, jeśli złapie wiatr w żagle. Wtedy się napędzają i grają najlepiej jak potrafią. A stać ich na wiele. Mają kilku klasowych zawodników (Tine Urnaut, Klemen Cebulj, Alen Pajenk) i atakującego Mitję Gaspariniego, który jak ma swój dzień potrafi mocno postraszyć najlepszych. A w tym meczu zaczął wspaniale, w pierwszym secie atakował ze skutecznością 75 procent.

 

Ale Włosi to Włosi. Nawet jak nie grają swojej najlepszej siatkówki, to mają jednak skuteczne strzelby. Po dwóch atakach Zajcewa prowadzili 22:20 i Gianlorenzo Blengini, ich trener, wreszcie się uśmiechnął. Tego prowadzenia już nie oddali i w setach było 1:1.

 

Myślę, że w tym momencie niewielu postawiłoby na Słoweńców. Wydawało się, że Włosi już rozwiązali problem, ale okazało, że możliwości drużyny Andrei Gianiego sięgają dalej niż „tylko” półfinał. W trzeciej i czwartej partii, to oni rządzili na boisku i dokonali tego, czego nikt po nich nie oczekiwał. Zagrają w finale o złoto, udowodnili, że niemożliwe jest możliwe i za to należą się im największe brawa, a przecież to jeszcze nie koniec. Oni mogą wygrać te mistrzostwa. Ich włoski trener, jeden z najbardziej utytułowanych zawodników w historii tej dyscypliny jak magnes przyciąga do siebie szlachetne kruszce.

 

Ciekawe, czy w wielkim finale znów zadziała jego siła przyciągania. On sam jako zawodnik miał przecież receptę na złoto: trzy razy wygrał mistrzostwo świata cztery razy Europy. Na miejscu Francuzów wcale nie byłbym pewny finałowego zwycięstwa.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze