Paluchowski o zawodnikach z castingu, wielkim talencie Araka i pożegnaniu z Legią

Piłka nożna
Paluchowski o zawodnikach z castingu, wielkim talencie Araka i pożegnaniu z Legią
Cyfrasport
Adrian Paluchowski za czasów świetności

Adrian Paluchowski, kiedyś wielki talent Legii Warszawa, dziś 28-letni napastnik Zagłębia Sosnowiec – sensacyjnego wicelidera I ligi – opowiada Polsatsport.pl o tym, dlaczego mu nie wyszło, ocenia talent młodego kolegi z zespołu, powszechnie wychwalanego Jakuba Araka, wspomina też Wiktora Płanetę, piłkarza z telewizyjnego castingu, z którym miał okazję trenować w Termalice. Sam marzy o tym, by wrócić do ekstraklasy.

Rafał Hurkowski: Minęło już pięć lat, odkąd regularnie występował Pan w ekstraklasie. A zaczęło się pięknie – od Legii. W jej rezerwach prezentował się Pan lepiej od Roberta Lewandowskiego i to Pan, nie on, trafił wkrótce – z przerwą na Znicz Pruszków – do pierwszego zespołu. Co poszło źle?


Adrian Paluchowski: Legia jest specyficznym klubem. Każdy młody chłopak z Warszawy i okolic marzy, żeby w niej zagrać. Szansę mają tylko najlepsi. Tam niestety brakuje czasu, by ogrywać młodych zawodników. Potrzebne są efekty. Wyniki na już. Piekielnie ciężko się przebić. Mi się udało tylko na krótko, w tym czasie ustrzeliłem m.in. hat-tricka z Zagłębiem Lubin. Dla klubu to było jednak za mało… Gdyby zapytał Pan Maćka Korzyma, albo innych chłopaków, którzy grali w tej Legii, ale mieli pod górkę i w końcu sobie nie poradzili, myślę, że każdy z nich odpowiedziałby: na Legii świat się nie kończy. Trzeba w końcu zejść na ziemię. Odpuścić marzenia. W pewnym wieku najważniejsza jest regularna gra. Nie każdy jest przecież Maciejem Rybusem. A co do ekstraklasy – myślałem, że już w Termalice dostanę szansę… No cóż, leci szósty rok. Może z Zagłębiem w końcu się uda?


No właśnie, zaczął Pan sezon w Termalice i zagrał trzy mecze w ekstraklasie. Co się stało, że klub z Pana zrezygnował?


Już w zeszłym sezonie nie było za ciekawie. Może i tych meczów zebrało się ze 20, ale grałem głównie „ogony”.  Ze składu skreślono mnie natomiast po tych trzech pierwszych porażkach w ekstraklasie (z Piastem Gliwice, Jagiellonią Białystok i Śląskiem Wrocław) – zarząd stwierdził, że potrzeba świeżej krwi. A że w Termalice nie ma wychowanków, lista zgłoszonych do rozgrywek może liczyć jedynie 22 zawodników. Żeby ktoś mógł przyjść, ktoś musi odejść. W ten sposób Dawid Abramowicz, który podpisał kontrakt w lipcu, w sierpniu musiał go rozwiązać, żeby zrobić miejsce dla Pavola Stano. Gdy z kolei przyszedł Mario Licka, odejść musiał Adrian Chomiuk. W końcu pojawił się Martin Juhar i przyszła kolej na mnie. Szkoda, bo miałem jeszcze przez rok ważny kontrakt. I niby mogłem tam zostać, ale byłbym skazany na grę w okręgówce. Bez szans na ekstraklasę… Nie widziało mi się to. Na szczęście, pojawiła się oferta z Zagłębia.


W tym samym czasie co Pan, w Termalice trenował Wiktor Płaneta - piłkarz z castingu. Jak zawodnik, który nigdy nie grał tak wysoko, odnalazł się w I-ligowym zespole, aspirującym do ekstraklasy?


Myślę, że jednak trochę za duży przeskok. On przecież grał wcześniej bodajże w 7. lidze niemieckiej! Amatorskiej, czy tam półamatorskiej… A tu nagle pierwszy zespół Termaliki. Widać było różnicę. Dostawał szanse, momentami nawet fajnie to wyglądało, brakowało natomiast ogrania, doświadczenia. Bo – jak zresztą było widać w programie – technikę chłopak na pewno ma. Ale typowo boiskowych zachowań już nie.


Bardziej podwórkowiec niż piłkarz?


Ciężko ocenić, bo w sumie aż tak dużo nie grał. Walczyliśmy wtedy o wysokie cele i po prostu nie było czasu, żeby chłopaka wprowadzić, przygotować go do tego poziomu. Także mówię – taki program to bardzo fajna sprawa, rozrywka. Ale nie ma przełożenia w ligowych realiach. Teraz z kolei słyszę, że powstaje druga edycja – tym razem stawką kontrakt z Piastem Gliwice. Ekstraklasa… Poroniony pomysł. Skoro taki piłkarz nie mógł się przebić w I lidze, to niemalże pewne, że jego następca wyląduje w III-ligowych rezerwach Piasta.  


Fizycznie na pewno odpadnie.


Dokładnie. Każdy z nas, żeby dojść do tego poziomu, choćby I ligi, trenuje ładnych kilka-kilkanaście lat. To jest przeskok o co najmniej sześć poziomów rozgrywkowych! To tak jakby wziąć chłopaka od nas z okręgówki i kazać mu grać w I lidze. Bez szans. Wiadomo, zdarzają się perełki w niższych klasach. Ale to są jedni na milion i oni też potrzebują czasu, a nie że od razu wskoczą do pierwszego składu i będą w nim brylować. A w Termalice wielka pompa, kontrakt, uścisk dłoni prezesa… Myślę, że Wiktor potrzebuje czasu i gry, w końcu ktoś postawi na niego. Wtedy może coś z niego wyrośnie.


Zagłębie. Na razie przegrywa Pan walkę o skład z młodymi Jakubem Arakiem i Michałem Fidziukiewiczem. Ego podrażnione?


Na pewno, trochę mnie to frustruje. Każdy chce grać, nie każdy może. Doszedłem do zespołu w trakcie sezonu, chłopaki od początku byli w dobrej dyspozycji. I to że występowałem kiedyś w ekstraklasie, że jestem bardziej doświadczony, nie znaczy, że od razu będę grał, niezależnie od tego, co się będzie akurat działo. Myślę, że więcej szans dostanę dopiero, gdy przepracuję z zespołem cały okres zimowy. Zgram się z chłopakami. Chociaż trenuję w Zagłębiu już ponad dwa miesiące. A jako napastnik nie muszę przecież poznawać jakichś szczególnych tajników… Zobaczymy.


A ten Arak to naprawdę taki dobry, jak mówią? Legia wiąże z nim duże nadzieje.


Ma ogromny potencjał. Udowadnia to zresztą po raz kolejny. W zeszłym sezonie został wicekrólem strzelców II ligi z 17 golami. Teraz powoli przekłada to poziom wyżej – w 15 występach trafił już sześć razy. Jeśli tylko będzie grał regularnie, jestem pewien, że wyrośnie nam wielki piłkarz. O ile oczywiście Legia nie weźmie go do siebie i nie posadzi na ławce rezerwowych, gdzie będzie grał po trzy spotkania w sezonie, a może nawet wyląduje w III lidze… Wiemy jak to jest w Legii.


Przychodząc do beniaminka I ligi spodziewał się Pan, że ten zespół, pełen w końcu ekstraklasowego doświadczenia – Sebastian Dudek, Grzegorz Fonfara, Jakub Wilk – i dopełniony zdolną młodzieżą, jak wspomniani wyżej zawodnicy, będzie w stanie walczyć o czołówkę tabeli?


Wiadomo, cele weryfikują się w trakcie sezonu. Takim zasadniczym było na pewno utrzymanie. Jeśli dobrze pójdzie, zrealizujemy go już w tej rundzie. Jeśli jednak do zimy utrzymamy drugą pozycję, czemu nie powalczyć o awans? Tak jak Pan powiedział – to połączenie doświadczenia z młodością bardzo dobrze się sprawdza. Ale nie, w klubie na razie o ekstraklasie nie słychać. Wiadomo, takich klubów było już mnóstwo. Nie ma co pompować balona, bo to zazwyczaj kończy się boleśnie. Pęka z wielkim hukiem.  


Na koniec, tak ciekawostkowo: przez jakiś czas mieszkał Pan na warszawskim Bródnie. Dzielnicy, która wydała takich piłkarzy, jak Wojciech Kowalczyk, Marcin Smoliński, Piotr Rocki czy ostatnio Marcin Cichocki. "Smoła" zdradził jakiś czas temu, że zdarzyło mu się grać z „Kowalem” w parku, kiedy ten jeszcze był piłkarzem Betisu. Panu też przytrafiło się coś takiego? Znał Pan któregoś z nich z dzielnicy?


Od razu zaznaczę, że wychowałem się na Śródmieściu. Na Bródnie mieszkałem tylko przez jakiś rok, bo dostałem mieszkanie od babci. To były jeszcze czasy Legii. Potem przeprowadzka do Pruszkowa... Także nie mam takich doświadczeń, jak „Smoła”. „Kowala” widziałem tylko z balkonu, kiedy akurat spacerował z pieskiem. (śmiech) Reszty wymienionych przez Pana zawodników nigdy na dzielnicy nie spotkałem.

Rafał Hurkowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze