Pindera: Dobry duet
Ewa Piątkowska pokazała się na ringu w Rzeszowie z jak najlepszej strony. Wygrała z Niemką Marie Riederer w mistrzowskim stylu i ma pas, o którym marzyła.
31-letnia Piątkowska nie jest nastolatką, ma doświadczenia sportowe wyniesione z innych dyscyplin sportowych i jak widać twardy charakter, bo w starciu z Niemką nawet przez moment nie straciła koncentracji. A stawką był przecież wakujący tytuł mistrzyni Europy w wadze półśredniej. Jeszcze nie tak dawno w Gliwicach „Tygrysica” walczyła o inny, mniej prestiżowy pas w wadze lekkiej, później biła się na Polsat Boxing Night w Łodzi z Ewą Brodnicką w kategorii junior półśredniej, a z Riederer zgodziła się walczyć w półśredniej, bo nadarzyła się okazja zdobycia mistrzostwa Europy.
To nie była walka, która przejdzie do historii ze względu na emocje, bo prawdę mówiąc nie było ich zbyt wiele. Doświadczona Niemka (15-4 -1) nie sprostała zadaniu, spisała się słabo, co więcej, można napisać, że właściwie przeszła obok walki. Oczywiście zawsze można sięgnąć po określenie: że walczy się tak, jak przeciwnik pozwala, ale chyba zabrakło jej charakteru i wiary we własne siły. Piątkowska rozegrała ten pojedynek na własnych warunkach, w czym duża zasługa Andrzeja Gmitruka, który stał w narożniku „Tygrysicy”.
Gmitruk jest bardzo dobrym trenerem, ale jeszcze lepszym motywatorem. Myślę, że wyciągnął wnioski z tego co stało się w pojedynku z Brodnicką. Tym razem miał kontrolę nad tym co robi w ringu Piątkowska i efekty było widać. Ale nie byłoby tej kontroli, gdyby zawodniczka mu nie zaufała. Gmitruk w swoim stylu wolał nie ryzykować, więc nie było nokautu w końcowej fazie pojedynku, a myślę, że byłaby na to szansa. Sądzę, że to nie ostatni ich wspólny pojedynek. Duet ten daje bowiem realne nadzieje na jeszcze lepsze walki w przyszłości. Pamiętajmy, że to był dopiero dziewiąty pojedynek Piątkowskiej na zawodowych ringach i drugi z Gmitrukiem w narożniku.
Nie wyciągałbym jednak ze zdobycia tego tytułu zbyt daleko idących wniosków, bo w boks kobiet rządzi się swoimi prawami, dobrych zawodniczek jest jak na lekarstwo, a pasjonujących walk jeszcze mniej.
Iwona Guzowska swój pierwszy tytuł mistrzyni świata (IBO w wadze piórkowej) zdobyła w trzecim zawodowym pojedynku, a jej rywalką była debiutantka Esther Schouten z Holandii. Polka, była mistrzyni kickboxingu, po ten pas sięgnęła w lipcu 1999 roku w Gdańsku.
Inna nasza znakomita kickbokserka, Agnieszka Rylik, wielokrotna mistrzyni świata i Europy, równie szybko jak Guzowska została zawodową mistrzynią świata w boksie (WIBF w wadze junior półśredniej). Rok później w Toruniu, też w trzeciej walce, pokonała w czwartym starciu przez techniczny nokaut Kanadyjkę Dianę Dutrę, która miała wtedy na koncie pięć zwycięstw, cztery porażki i remis. Nie muszę chyba dodawać, że i w tym przypadku stawką był pas wakujący, co tylko pokazuje jak krótka może być droga na szczyt w tej dyscyplinie, ale w jej żeńskim wydaniu.
Później obie nasze panie znakomicie radziły sobie również poza ringiem. Guzowska znalazła swoje miejsce w sejmowych ławach, była posłanką na Sejm Vi i VII kadencji. A Rylik od lat pracuje z powodzeniem w mediach.
I myślę, że równie ciekawa przyszłość czeka Ewę Piątkowską, ale wcześniej nie raz, czy dwa zobaczymy ją jeszcze w ringu. „Tygrysica” marzy teraz o walkach o najwyższą stawkę, chce się bić o mistrzostwo świata. I wszystko wskazuje na to, że dopnie swego. bo czego jak czego, ale ambicji jej nie brakuje.
Komentarze