Godzina policyjna, praca w fabryce i problemy w kasynie. Vardy z ósmej ligi na szczyt

Piłka nożna
Godzina policyjna, praca w fabryce i problemy w kasynie. Vardy z ósmej ligi na szczyt
graf. Polsat Sport

Odrzucenie w wieku 15 lat, rok przerwy od piłki nożnej, udanie się na studia, później łączenie ich z grą oraz dorywczą pracą – to wszystko Jamie Vardy przeżył w rok. A były przecież jeszcze konflikty z prawem, godzina policyjna i mnóstwo innych rozczarowań. Teraz jednak wie, że to się opłacało. Ludzie mówią mi, że jestem gwiazdą. Do tego właśnie dążyłem! – mówi napastnik, który w sobotę został rekordzistą Premier League. Zdobywał bramki w jedenastu meczach z rzędu.

Premier League dożyła takich czasów, że w jej kontekście najgłośniej nie mówi się o gwiazdach Manchesteru City, United czy też Chelsea. Teraz na świeczniku jest niedawno bliżej nieznany napastnik, który sporo przeszedł, by znaleźć się na obecnym miejscu. W przeciwieństwie do wielu wzruszających historii nie jest to jednak droga skromnego, zakochanego po uszy w piłce nożnej chłopaka. Jamie Vardy był jednak zdeterminowany i w porę zreflektował się, co jest dla niego najważniejsze. I na szczęście wybrał dobrze, dzięki czemu możemy zachwycać się jego formą i kolejnymi rekordami.

„Jamie, jesteś za niski”. Rok przerwy od piłki

Jeśli utrzyma formę, to nie ma innego kandydata na pozycję środkowego napastnika na EURO 2016 – trąbią od dłuższego czasu media na Wyspach. Vardy jest w kapitalnej formy i naprawdę trudno napisać coś innego niż to, co powtarza się po każdej kolejce. Zadziorność, bezkompromisowość, świetne przygotowanie fizyczne i wyjątkowa jak na ten sezon skuteczność – to wszystko cechuje snajpera Leicester, który w sobotę pobił rekord Ruuda van Nistelrooya. Holender strzelał gole w dziesięciu meczach z rzędu, ale Anglik już go przegonił, gdyż w starciu - co ciekawe - z Manchesterem United zrobił to po raz jedenasty! Trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno znajdował się na peryferiach futbolu, miał ustaloną godzinę policyjną i kręcił się po pubach, szukając zaczepki.  

No, może to szukanie jest przesadą, bo jak sam przyznał kłopoty zawsze go znajdowały. Trochę narzekali na niego kolejni trenerzy, że gra z aż za dużym zaangażowaniem, przez co łapie mnóstwo kartek. W porę się jednak zreflektował i teraz jest w tym aspekcie znacznie ostrożniejszy, choć serca do gry nie stracił. A okazji do tego w trakcie całej kariery miał kilka.

Vardy urodził się w Sheffield, a karierę zaczynał w miejscowym klubie – Wednesday. Wszystko szło po jego myśli, bo chłopcy w Anglii są zazwyczaj bardzo przywiązani do klubów z rodzinnych miast. Możliwość reprezentowania barw „Sów” była dla niego zaszczytem, ale jak wiadomo czasami rzeczywistość weryfikuje poglądy dzięki pewnym sytuacjom. Od miłości do nienawiści jest cienka granica, choć w tym przypadku może aż tak skrajne uczucia nie są zbyt właściwe. W każdym razie Vardy szybko wyleczył się z chęci grania dla Wednesday. A raczej nie miał wyjścia.

W wieku 15 lat mogło skończyć się jego marzenie. Został skreślony ze szkółki Sheffield Wednesday tylko dlatego, że był za niski. Standardowe wytłumaczenie trenerów, którzy wolą stawiać na silniejszych fizycznie, zapominając, że inne aspekty także są istotne. - Jestem wielkim ich wielkim kibicem, więc zwolnienie było dla mnie poważnym bólem – wspominał. I tak oto Vardy zrezygnował z futbolu. Na rok. W tym czasie postawił na naukę. To było szukanie furtki, szansy na czegoś innego niż futbol. Postawił na wychowanie fizyczne w Rotherham. Z perspektywy czasu trudno sobie wyobrazić, że mógł długo zagrzać tam miejsce. Pewnego dnia spotkał tam chłopaka, który był w podobnej sytuacji co on. Także wyrzucono go ze szkółki Sheffield, lecz w odróżnieniu od Vardy’ego cały czas próbował grać. Obaj szybko znaleźli wspólny język, a nasz bohater otrzymał zaproszenie na niedzielny rozruch i mecz z innymi młodymi. „Choroba” o nazwie piłka nożna nawróciła, wrócił też zadziorny Jamie. Trafił do miejscowego Wickersley Youth, lecz nie spędził tam zbyt dużo czasu.

Obrona głuchoniemego kolegi, godzina policyjna i skok przez płot

Szybko usłyszała o nim większa drużyna. Trener Stocksbridge Stevie Adams poszukiwał młodych talentów z okolicy, więc w końcu musiał usłyszeć o obiecującym 16-latku. Szybko się dogadali, a Vardy rozpoczął treningi z zespołem do lat 18. Cały czas jednak to studia stawiał na pierwszym miejscu… przez co wpadał w tarapaty. Najpoważniejszy przypadek miał miejsce, kiedy wracał wraz z głuchoniemym kolegą z zajęć. Po trudnym dniu obaj postanowili zajrzeć jeszcze do pubu, by się zrelaksować. Tam jednak trafili na dwóch delikwentów, którzy szukali wrażeń. Bardzo szybko obrali sobie ofiarę i zaczęli szydzić z kolegi Vardy’ego. Po chwili zabrali mu aparat słuchowy. Właściciel zareagował jednak szybko i wyrzucił wszystkich z lokalu. I jeśli myślicie, że to koniec, to nie macie racji. Prześladowcy nie mieli dość, 1,5 h później dopadli studentów poza pubem. Wtedy Vardy już nie wytrzymał i postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość. A, że jest zadziorny i walczy do końca… Został więc oskarżony o pobicie, nałożono na niego godzinę policyjną, co utrudniało mu karierę – gdyż nie mógł uczestniczyć w wieczornych spotkaniach, a także przez 6 miesięcy musiał nosić specjalną elektroniczną opaskę. Nieustanna kontrola.

 

 Jak wspomina opaska faktycznie była męcząca, lecz największy problem miał z godziną policyjną. – Musiałem być w domu od 19 wieczorem do 7 rano. To było męczące, bo nie mogłem żyć jak zwykły 20-latek. Moi przyjaciele bawili się ze sobą, a ja byłem zamknięty w domu – mówi. Można się śmiać, że przynajmniej nie miał już kłopotów z prawem, ale przez to cierpiała jego miłość do piłki.

Graliśmy kiedyś w Belper (ze Stocksbridge można się tam dostać w około 1,5 h – przyp.red.) – opowiada Gary Marrow, szkoleniowiec klubu. – Musieliśmy zdejmować go około 17.15 w wyjazdowych meczach, by mógł wrócić tam, gdzie powinien być na czas. W tym konkretnym przypadku jego rodzice bardzo się martwili, bo mieliśmy dokonać zmiany 10 minut później. Zmiana nie nadchodziła, więc Jamie przeskoczył przez płot i wpadł do ich samochodu, mimo że go nie zmieniliśmy! – dodaje.

Praca u trenera, w fabryce i w klubie

To na szczęście nie zrażało innych, co do jego osoby, bo Vardy potrafił obronić się na boisku. Występy w niższych szczeblach, na ósmym poziomie rozgrywkowym ukształtowały go nie tylko jako piłkarza, ale jako człowieka. – Byłem kopany, rośli obrońcy nie okazywali mi litości. Za te faule nie otrzymywali nawet żółtej kartki! – mówi Jamie. Prócz gry dochodziło też kolejne zajęcie. Wraz z resztą drużyny bardzo często pomagał trenerowi, który miał zakład samochodowy, gdyż utrzymywanie się z piłki nie wchodziło w grę. – Musieliśmy wstawać bardzo wcześnie, jechać autokarem przez cztery godziny, a po spotkaniach otrzymywaliśmy brązową kopertę, w której było 30 funtów. – dodaje. Zaznaczmy też, że za grę zarabiał 100 funtów.

Vardy pracował także w fabryce, która produkowała szyny medyczne z węglowego włókna. To pomagało niepełnosprawnym w normalnym przemieszaniu się. Piłkarz opowiada o tym z dumą. – To było bardzo pożyteczne zajęcie, które bardzo dużo mi dało – mówi. Zła natura powoli zanikała, ale pojawiło się coś innego. Ciężka praca może i go uszlachetniała, lecz w końcu nasilały się inne problemy. Vardy przeniósł się do Halifax, z którym związał się na rok. – Zapłaciliśmy za niego około 16 000 funtów, co jak na nasze warunki było sporą kwotą. Kiedy po raz pierwszy pojawił się na treningu, nie miał nawet właściwych butów! Szybko zgłosiły się po niego inne kluby – na transferze do Fleetwood zarobiliśmy około pół miliona funtów – wspomina ówczesny szkoleniowiec Halifax Neil Aspin.

 

 Jeszcze w trakcie gry dla Halifax Vardy stwierdził, że chce utrzymywać się tylko i wyłącznie z gry w piłkę. Wszystko przez pracę, która odcisnęła na nim wielkie piętno, gdyż przez podnoszenie wielu ciężkich przedmiotów w krótkim odstępie czasu zaczęło szwankować mu plecy. To był ten moment, kiedy poczuł, że nastał czas na poświęcenie się karierze.  Dla Halifax, które występowało na siódmym poziomie, strzelił 29 goli i to głównie dzięki niemu klub awansował o półkę wyżej. No i trafił do Fleetwood, mimo że interesowały się nim i Crewe, i Rotherham. Wtedy mógł po raz pierwszy poczuć, że naprawdę żyje.

Naga armata, która biegała zimą

Pamiętam, jak zadzwonił do mnie scout Carl Garner, który powiedział, że musimy ściągnąć tego dzieciaka z Halifax. „On kiedyś zagra dla reprezentacji!”, krzyczał mi do słuchawki. No i to zrobiliśmy. W szatni był zawsze bardzo żywy. Był jokerem z wielką wiarą w samego siebie, coś jak Ian Wright – mówi Andy Pilley, prezes Fleetwood.

To, że Vardy zawsze był skory do żartów, pokazuje opowieść Danny’ego Moore’a – kitmana Fleetwood. W dniu urodzin szefa Jamie i koledzy postanowili… oblepić jego samochód taśmą. – Prócz tego dodali od siebie mnóstwo innych rzeczy, które znaleźli! – dodaje. Nie trzeba mówić, jaką miną miał właściciel pojazdu. – Gdzie był Jamie, tam była dobra zabawa – kończy Moore. We Fleetwood dorobił się także ksywki „The Cannon” (armata – przyp.red.). Wszystko przez wybuchowy charakter, który pokazał w kontakcie z kibicem, który wbiegł na murawę podczas meczu. Ogólnie rok w klubie zostanie na długo w jego pamięci, gdyż doświadczył tam sytuacji, o której chciałby zapomnieć. – Nie wiem jak, ale zostałem zmuszony do biegania wokół boiska całkiem nago! To nie był dobry czas na takie wybryki, bo była to zima, a we Fleetwood zawsze jest bardzo zimno. Koledzy stali na balkonach, śmiali się i gwizdali zachęcająco. Starałem się szybko przebiec okrążenie i wskoczyć od razu pod prysznic. Na szczęście żadna kamera tego nie zarejestrowała – wspomina z uśmiechem.

Vardy po raz kolejny udowodnił, że przeskok ligowy nie jest dla niego problemem. Fleetwood występowało na czwartym poziomie, więc od profesjonalnej piłki dzielił go dosłownie krok. Anglik zdobył 31 bramek, został królem strzelców i mógł czekać na kolejne oferty. Najbardziej konkretna przyszła Leicester (milion funtów przy 750 tysiącach Blackpool). Występy na poziomie Championship były bardzo kuszące, więc nie zastanawiał się ani chwili. Wtedy jednak zrozumiał, jak trudne czeka go zadanie. Początkowo mu nie szło, szydzili z niego nawet kibice „Lisów”, a on był bliski załamania. Ktoś o słabszej psychice mógłby się nie podnieść, ale nie on. Dostał wsparcie od rodziców, którzy od zawsze byli dla niego bardzo ważni. Podniósł się, choć sezon spisał raczej na straty. Błyszczał w kolejnym, strzelił 16 goli, tworząc zabójczy duet z Davidem Nugentem. Kibice, którzy jeszcze niedawno go wyśmiewali, bardzo szybko go pokochali. Był przecież jednym z nich, człowiekiem, który ciężką pracą doszedł wysoko. Na złość przeznaczeniu i wszystkiemu wokół. Pokazywał te cechy, dzięki którym tacy wojownicy są kochani na angielskich stadionach.

Marsz na szczyt, Vardy się nie zatrzymuje

Pierwszy sezon w Premier League to ponownie wzloty i upadki. Od wybitnego meczu z Manchesterem United, który zapamięta na długo, w którym strzelił gola, zaliczył cztery asysty, a jego klub wygrał 5:3 po kolejne trzy, cztery miesiące zniknął z pola widzenia. Cieniował, grał przeciętnie, a Leicester plątało się w strefie spadkowej. Nikt nie dawał „Lisom” szans na utrzymanie. Wtedy pojawił się Vardy. 11 kwietnia tego roku i mecz na wyjeździe z West Bromwich Albion. To miało być święto na „The Hawthorns”, gdyż tego dnia sympatycy gospodarzy oddawali cześć jednemu z najwybitniejszych zawodników w historii – Jeffowi Estle’owi, który zmarł w 2002 roku. Estle zdobył m.in. jedyną bramkę w finale FA CUP w 1968 roku przeciwko Evertonowi. Pewien człowiek postanowił zepsuć jednak chwile refleksji. W doliczonym czasie gry odebrał piłkę na środku boiska Garathowi McAuleyowi i pomknął na bramkę rywali. Nie wahał się, nie szukał opcji rozegrania, po prostu uderzył. Leicester wygrało 3:2 i zaczęło marsz w górę tabeli, który trwa do dzisiaj.

 

 

To, co wyprawia w tym sezonie, przechodzi ludzkie pojęcie. Regularne strzelanie przez jedenaście meczów z rzędu już przeszło do historii. Vardy przebił rekord samego Ruuda van Nistelrooya i nie zamierza się zatrzymywać.  Od jakiegoś czasu trzyma się też daleko od afer. Po raz ostatni głośno był o nim, kiedy wraz Nugentem i de Laetem wybrał się do kasyna i zwyzywał przypadkowego Japończyka na tle rasowym, jakby zapominając, że dzieli szatnię z Shinjim Okazakim, a pieniądze otrzymuje od właściciela z Tajlandii. Wszystko zostało nagrana, a Vardy przeprosił. W kolejnym meczu wyszedł w pierwszym składzie i bardzo szybko asystował przy golu… Okazakiego. Konfliktów między nimi jednak nie było. Za chwilę Anglik dorzucił swoją bramkę i wszystko skończyło się szczęśliwie, choć głosy były różne. Niektórzy domagali się wyrzucenia Vardy’ego z klubu, argumentując to choćby tym, że młodzi zawodnicy Tom Hopper, Adam Smith i James Pearson zostali przyłapani na obrażaniu kobiet w Tajlandii. Ten ostatni to syn byłego trenera Leicester – Nigela! Vardy’emu się jednak upiekło.

7 czerwca tego roku zadebiutował w reprezentacji Anglii w meczu przeciwko Irlandii. – On może być drugim Salvatore Schillacim – ocenia Ian Wright. Jamie przełożył nawet datę swojego wesela, gdyż pokrywało się ono z mistrzostwami Europy we Francji, na które zamierza pojechać. Vardy robi postęp z każdym kolejnym dniem, a do tego nie zapomina, jak sam zaczynał. Zamierza teraz założyć akademię, która będzie wyłapywała podobne przypadki do niego. – Po prostu wiem, gdzie oni są. Wielu utalentowanych graczy jest odrzucanych przez niewłaściwy system – mówi.  

Jeszcze kilka lat temu to on mógł być wyszukany przez taką akademię. Miał jednak swoją drogę, z której nie zboczył i teraz jest na świeczniku. – Ludzie mówią mi, że naprawdę jestem gwiazdą. Do tego przecież dążyłem! – mówi Vardy. I pomyśleć, że gdyby nie odrzucenie w Sheffield, to kto wie, może dzisiaj Jamie byłby pracownikiem kolejnej firmy, bo raczej kariery naukowej by nie zrobił. Na szczęście jest profesorem na boisku.

A kibice Leicester mogą czuć się dumni. Rzadko zdarza się, by w 14. kolejkach jakiś zawodnik ustanowił rekord bramek dla klubu w jednym sezonie (14 goli), skoro do zakończenia rozgrywek pozostało jeszcze tyle meczów.

 

Jakub Baranowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze