Pindera: Chiny rządzą

Inne
Pindera: Chiny rządzą
fot. PAP
Ding Ning

Sensacji w Lizbonie nie było. Wielki Finał pingpongowego World Touru wygrali urzędujący, chińscy mistrzowie świata: Ding Ning i Ma Long.

25-letnia Ding Ning dokonała tego dopiero za piątym razem, wcześniej czterokrotnie przegrywała finał tych rozgrywek. Dwa lata starszy Ma Long stanął na najwyższym podium tej imprezy po raz czwarty. To rekord, nikt tego przed nim nie dokonał.


Na chińskich mistrzów plastikowej piłeczki (wcześniej była z celuloidu) od dawna nie ma silnych, więc nie dziwi, że najważniejsze pojedynki toczą między sobą. Tak było również w Lizbonie. Ktoś może powiedzieć, że to zabija tenis stołowy, bo kogo jeszcze obchodzą mistrzostwa Chin rozgrywane przez okazji każdej liczącej się imprezy w każdym zakątku świata. Jest w tym sporo racji, ale prawdą jest, że pojedynki te stoją na kosmicznym poziomie. Tym razem skośnoocy magicy tej dyscypliny również nie zawiedli.


To co wyprawiały przy stole Ding Ning i cztery lata młodsza Chen Meng przechodziło ludzkie pojęcie. Wymiany były długie i niezwykle efektowne, ale gdy decydowały się losy setów górą w nich była starsza i bardziej utytułowana dwukrotna mistrzyni świata. Chen Meng też jest mistrzynią świata, ale juniorek. Zdobyła ten tytuł pięć lat temu, ale teraz jej największym sukcesem  jest finał w Lizbonie. W pokonanym polu zostawiła przecież nr 1 światowego rankingu, Liu Shiwen, która Wielki Finał World Touru wygrywała trzy razy z rzędu. Nie dała jej najmniejszych szans, wygrywając 4:1, w większości z tych setów brutalnie pozbawiając złudzeń aktualną wicemistrzynię świata.


Tym samym włączyła się do rywalizacji o dwa miejsca w turnieju indywidualnym na igrzyskach w Rio de Janeiro.  Ale wygrać te wewnętrzne, chińskie kwalifikacje będzie trudniej niż zdobyć olimpijskie złoto. Jest przecież jeszcze znakomita Zhu Yuling i mistrzyni olimpijska z Londynu Li Xiaoxia. A na dziś liderką w tym wyścigu jest Ding Ning.


Podobnie jak Ma Long w rywalizacji mężczyzn, aktualny mistrz świata, który tak jak jego młodsza koleżanka potwierdził supremację w Lizbonie. A łatwo nie było, bo drogi do czwartego zwycięstwa w tym prestiżowym turnieju nie miał usłanej różami. Wcześniej pokonał mistrza Europy Dmitrija Owczarowa, w półfinale po ciężkim pojedynku odprawił z kwitkiem złotego medalistę igrzysk w Londynie i dwukrotnego mistrza świata, swojego rodaka, Zhang Jike. Wreszcie w finale, w siedmiu setach uporał się z 18-letnim Fan Zhendongiem.


To był mecz godny głównej nagrody (60 tysięcy dolarów). Fan Zhendong, to jeden z największych talentów w historii chińskiego pingponga. Umie wszystko, porusza się przy stole jak akrobata, zadaje mocne ciosy z obu stron jak prawdziwy król nokautu Mike Tyson.


Ale Ma Long nie ma słabych stron, ciężko go złamać. Jest mistrzem kompletnym, a przy tym niezwykle efektownym. Umie wszystko, co zresztą pokazał w finale. Znów wygrał wielki, prestiżowy turniej, na igrzyskach w Rio też będzie faworytem, ale przyszłość należy do Fan Zhendonga.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze