Slovak Open. Nad Dunajem jak u mamy

Tenis
Slovak Open. Nad Dunajem jak u mamy
fot. Polsat Sport

Gdy na drzewach ubywa liści, a dni stają się coraz krótsze, nic tak nie ukoi duszy jak wizyta w ojczyźnie Igora Zelenaya. Spacer ulicą Odbojarov w Bratysławie sprawia, że znów chce się żyć…

Listopadowe słońce zachęcało do spaceru. Zamek górujący nad stolicą Słowacji, skrył się pod prześcieradłem ciszy. Vystava desatrocia (wystawa dzieł malarzy minionej dekady) to ukłon w stronę młodych słowackich artystów. Na wąskiej dróżce wiodącej na zamkowe wzgórze, 9-letni brzdąc zachęcony promieniami jesiennego słońca malował Dominika Hrbatego – tenisistę, który 18 października 2004 był dwunastą rakietą świata. Malec stał u wrót narodowego muzeum Słowacji i nieświadomie wwiercał się w dzieła najmłodszego pokolenia malarzy. Lucia Tallova, Eva Cincalova, Monika Mikyskova, Aleksandra Fazekasova, Jarmila Dzuppova i Juraj Kollar przenoszą człowieka w świat skupienia i nieznośnie lekkiej refleksji. 10 lat temu, gdy ci młodzi artyści nieśmiało zakradali się do przedsionka sztuki, na tymże zamku wyczuwało się nerwowe bębnienie paluszków. Na dziedzińcu nieopodal pomnika Svatopluka z wolna kroczyła chorwacka armada: Ivan Ljubicić, Mario Ancić, Goran Ivanisević i Ivo Karlović, którego Słowacy nazywali doktorem Ivo Esoviciem. Zza baszty wyzierali gospodarze: Dominik Hrbaty, Karol Kucera, Michal Mertinak, Karol Beck. Piękna batalia namiętnych bałkańskich serc z szalonym, acz romantycznym odcieniem słowackiej duszy nakreślonym pędzlem Miloslava Mecira, mistrza olimpijskiego z Seulu…


Bratysława jest urokliwą, na pozór senną stolicą, nie gustującą w nadmiernym zgiełku, dlatego warto wsłuchać się w listopadowy szmer gałęzi i pozwolić oczom nasycić się widokiem Dunaju. Zanim wpadnie nam do głowy zwariowany pomysł, aby skoczyć z szóstego piętra szpitala na Bulovce albo rzucić się w tatrzańską otchłań ze szczytu Krywania, warto zacumować u Zuzany Wisterovej, szefowej mediów podczas challengera ATP w Bratysławie. Zuzana doskonale pamięta finał Pucharu Davisa w 2005 roku, wypełnioną po brzegi halę Sibamac Arena, ale równie pięknie odnajduje się w spokojnej, lekko uśpionej arenie tenisowej. Ci, którzy przyjadą na tygodniowe zmagania tenisistów, aby podziwiać kunszt Bozoljaca, Rogera-Vasselina, Rosola, Copila, Lacko, Marraya, Przysiężnego, Fyrstenberga, Jużnego, Gombosa, Stepanka i Ignatika, będą ronić łzy wyjeżdżając z narodowego centrum słowackiego tenisa. Ocean łagodności zalewa serduszka przybyszów… Tu odzyskuje się wiarę w dobro człowieka.

Poczciwy Gusto

Inżynier Augustin Straka ma mnóstwo siwych włosów na głowie. Pracuje dla słowackiej tenisowej federacji od 2004 roku, kocha tenis, a jeszcze bardziej spokój i panoramę rozciągającą się z okna kameralnego biura prasowego. „Spójrz, rozkopali taką połać… Można by tu jeździć na motocrossie albo sprawić niezłe legowisko dla uchodźców zalewających Europę. Karol Beck mógłby tu urządzać marszobiegi dla Lukasa Lacko. Tereza Mihalikova miałaby niezłą poranną zaprawę na muldach, a zdolny tenisista z Koszyc – Martin Blasko, miłośnik narciarstwa, pewnie przypiąłby narty i oczyma wyobraźni przeniósłby się w Vysoke Tatry. Europa stoi przed trudnym wyzwaniem co uczynić z hordami uchodźców, a my, w Bratysławie mamy jak u pana Boga za piecem. Cieszymy oko oglądając tenis. To już nie te czasy kiedy salka biura prasowego kipiała dziennikarzami z Hiszpanii, Argentyny, Holandii i Chorwacji, a nasi chłopcy grali jak z nut i dotarli do finału Pucharu Davisa... No, ale w życiu trzeba zakosztować wszystkiego. I szaleństwa, hałasu, wariactwa i totalnej ciszy. Zresztą, w lutym 2016 roku narodowe centrum tenisowe znów zacznie tętnić życiem. Przyjadą Australijki z naszą Jarmilą Gajdosovą, która wyszła za mąż za Samuela Grotha, ale zmieniła model. Widocznie małżeństwo nie wpłynęło pozytywnie na jej oburęczny bekhend. Nie wiem czy jeszcze pamięta jak smakują bryndzove haluszki, czy orawskie korbaciky… Mecz w ramach Puchar Federacji będzie bardzo zacięty, bo Sam Stosur umie grać, wszak ma tytuł Szlema w kolekcji, a Alicia Molik pewnie  przypomni sobie o polskich korzeniach, bo z Bratysławy do Polski nie jest przecież daleko. Nasza Karolinka Schmiedlova lubi Polskę. W 2015 roku wygrała turniej WTA w Katowicach, więc darzy wasz kraj sympatią, niewiele mniejszą niż mój żołądek langosza…” – przesympatyczny galimatias tematów wylewał się z ust poczciwego informatyka.


Klawiatura, twardy dysk i monitor też lubią zasłuchać się opowieściami pana Augustina, bo nieprędko im do wykonywania poleceń. „Gusto”, tak zdrobniale zwraca się do króla sentymentalnej cyfryzacji Zuzana Wisterova, szefowa biura prasowego i kobieta, która nade wszystko dba o ludzkie serduszka. Za czasów komunizmu, Zuzana podróżowała na Roland Garros „na kołach”, jak rzekłby najsłynniejszy słowacki żużlowiec Martin Vaculik. Żadne podniebne ewolucje, z dala od lotnisk. Przeogromna pasja wiodła Zuzanę przez europejskie szosy, aby zobaczyć w akcji Vilasa, Borga, Noah, Lendla i Wilandera. Dziś Zuzana ma wnuczęta, które przychodzą rozkosznie pohałasować podczas rozgrzewki Rosola, Gierasimowa, braci Skupskich, Marczenko i Dustowa. Zatroszczy się o wracających po dniu pełnym sportowych wrażeń dziennikarzy i podrzuci ich swoim samochodem w najdalszy zakątek Bratysławy. Pani Wisterova zwyczajnie kocha ludzi, dlatego podczas przejażdżki po stolicy Słowacji chce porozmawiać o sztuce, religii, polityce, sporcie, turystyce i przemijaniu. Nakarmi przybyszów, zapyta czy niczego nie brakuje, czy kawa smakuje, sprawdzi czy są zapasy wody mineralnej, a w najmniej spodziewanym momencie wyjmie przepyszną słowacką bagietkę i poczęstuje nią ochroniarza z Ukrainy, który przyjechał za chlebem i raduje się, że w nowoczesnej hali przy ulicy Prikopovej jest przytulnie jak u mamy…


Gusto docenia dobre serduszko Zuzany i jest szczęśliwy, że święty spokój panuje w gmachu słowackiej federacji. Nikt go nie popędza w dążeniu do perfekcji. W poniedziałek 9 listopada, gdy rozpoczął się turniej główny, pan Straka z podziwu godną cierpliwością starał się zaktualizować główny komputer, który służył dziennikarzom pracującym podczas turnieju. Partyzanci zdążyliby wykurzyć nazistów z Niżnich Tatr, spece od elektryki zainstalowaliby oświetlenie w Dobszyńskiej lodowej jaskini, szef kuchni w Grand hotel Praha w Tatrzańskiej Łomnicy przygotowałby pieczeń wołową, a Gusto wciąż siedziałby niewzruszony przed komputerem. Spece od naciągów przygotowali dziesiątki rakiet, pokojówka w hotelu Double Tree by Hilton zdążyła posprzątać wszystkie izby, bezdomny pan siedzący na pstrokatej ławeczce nieopodal hali połknął powieść detektywistyczną i nie zadławił się morzem literek, a Gusto wciąż podejmował walkę z komputerem. Niczym Rafa Nadal stał metr za baseline i cierpliwie nasączał klawiaturę topspinem. Czar jelit nietkniętych gramem stresu. Bez pośpiechu, bez niepotrzebnych nerwów i inwektyw. Luz jak drzewiej u Karola Becka (pogromcy Feliciano Lopeza), który lubił swojskie klimaty i gawędził z kibicami przy małym z pianką.


Słowacy rozumieją, że wynik w sporcie musi być poparty ciężką pracą i talentem, ale w życiu nie może zabraknąć przestrzeni na przyjemności. A zatem sączy się aktualizacja, z komputera nikt nie korzysta przez cztery godziny, w tle słychać szmer odbijanej piłeczki, Gabriela Załoga wypowiada słowa: zhoda, vyhoda (równowaga, przewaga), a krzesła w biurze prasowym wydają się tarzać w potoku rozkoszy słuchając Gusto. „Taki Dominik Hrbaty. Wspaniały sportowiec. Na Roland Garros w 1999 roku pokonał Kafielnikowa i Riosa. Debiutował w Pucharze Davisa w meczu z Polską w 1996 roku na Zimnim stadionie w Trnavie, wygrywał z Lapenttim challengera w Koszycach, a w 2000 roku grał w finale turnieju Masters w Monte Carlo z Pioline. Zarobił na korcie ponad 7 milionów dolarów, ma piękny dom pod Bratysławą i co? Mógłby biegać maratony, bo lubi to robić, mógłby poszerzać kolekcję monet z Nowej Zelandii, bo to jego hobby, spoglądać na Dunaj i piękne kobiety, a on woli trenować Turków. Gdybym ja zarobił na korcie ponad 7 milionów dolarów i miał 37 lat jak Domino, chodziłbym na hokej, śmiałbym się z kumplami, wrzeszczałbym z radości gdy Slovan Bratysława strzela gola Rosjanom z CSKA Moskwa i jeździłbym na nartach w Tatrach, a potem wylegiwałbym się w gorących źródłach. Co go gna na sześć miesięcy w roku do Turcji? Nie wiem. Grają ci młodzi chłopcy z Turcji, ale mają zakodowane w głowach, że trzeba biegać codziennie przez osiem godzin po korcie, żeby być lepszym od Marsela Ilhana. 19-letni Altug Celikbilek jakoś mnie nie zaskoczył i nie zachwycił swoją grą, a mówią, że to taki talent… Że też temu Domino chce się tyle napocić na treningach, aby zmieniać mentalność Turków… Nie lepiej już pójść na dobre piwko jak Mecir, który swoje zrobił na korcie, a teraz korzysta z życia? No, widzę, że nie ma biletów na sobotni mecz hokejowy. Szkoda, lubię klimat panujący w hali Ondreja Nepeli… Wiesz, kto to był Nepela? Ten znakomity łyżwiarz. Mistrz olimpijski, mistrz świata i Europy. Napiłbym się dobrej kawy. Skaranie boskie z tym komputerem, ale wszystko mamy pod kontrolą. Słowacy nie lubią się nadmiernie spieszyć. O, spójrz, nasz ukraiński kolega przewraca się ze śmiechu. Wczoraj drzemał na meczu, tenis go nie fascynuje, ale muzyka przywraca mu wiarę w ludzkość, wiesz? Wy macie Radwańską. Świetnie gra w tenisa, a i nogi ma wyjątkowo piękne. A przed laty do Bratysławy lubił przyjeżdżać Kubot. Nawet kiedyś wygrał turniej deblowy w parze z Frantiskiem Cermakiem. A teraz co roku przyjeżdża Przysiężny. On ma ładny bekhend i szybkie auto. Może jazda go relaksuje? Chociaż na ulicach Bratysławy nie warto się rozpędzać. Dziur u nas pod dostatkiem. O, nasz komputerek wybudza się ze śpiączki… Jeszcze dziś wieczorem podczas meczu naszego Zelenaya będzie można z niego skorzystać…” – raduje się Augustin Straka.


Jak przepowiedział, tak się stało. A nazajutrz, Gusto, elegancko, jakby z szacunku, że słuchać go można w nieskończoność w milczeniu do spółki ze stołami i automatem do kawy, bezszelestnie przywitał się, gdy toczyłem rozmowę z mistrzem Wimbledonu w deblu z 2012 roku, Jonathanem Marrayem. Uroczy człowiek z pana Straki. Życzyłbym sobie, aby komputery często psuły się w bratysławskim centrum prasowym, bo dla takich wywodów inżyniera Gusto warto poświęcić mecz Norberta Gombosa…

Djoković nie podbił Bratysławy

W uroczo porozrzucanych szpargałach w ni to kuchni ni to pakamerze Zuzany Wisterovej, można natknąć się na billboard z napisem Tatra banka. Z lekka przykurzony, drzemie sobie oparty o ścianę obok słoików, puszek po kawie, plakatów i starych programów turnieju w Bratysławie. Dziewięć pierwszych edycji międzynarodowych mistrzostw Słowacji w tenisie (2000 – 2008) rozgrywano pod egidą Tatra banka Open.


W latach 2009 – 2010 turniej przyjął nazwę Ritro Slovak Open. Przez pierwsze dwa lata tenisiści rywalizowali w hali Incheba (w której kapitalną wersję utworu „The hounds of winter” zademonstrował swego czasu Sting), a od 2003 roku loby, woleje i dropszoty tańczą pod dachem NTC (narodowego centrum tenisowego). W 2015 roku turniej nosił nazwę Peugeot Slovak Open, a jego dyrektor, Igor Moska, który jest również sekretarzem generalnym słowackiej federacji tenisowej, pamięta jak powstawały plany budowy NTC. „Czasami ze zdziwieniem słucham opinii, że Davis Cup traci na prestiżu. Awans Słowaków do Grupy Światowej Pucharu Davisa jaki miał miejsce w 1998 roku pomógł przekonać słowacki rząd, aby zainwestować w tenisową infrastrukturę. We wrześniu 1998 roku na fali radości po zwycięstwie nad Argentyną w Buenos Aires (3-2, dwa punkty zdobył Dominik Hrbaty, a jeden Karol Kucera), udało się stworzyć podwaliny pod budowę hali Sibamac Arena. Nowoczesne tenisowe centrum, które dziś nazywa się Aegon Arena to trampolina dla rozwoju młodych miłośników tenisa rodem ze Słowacji. Nie zapomnę jak ten sukces i obietnica wybudowania nowej hali podziałała na chłopców. W kwietniu 1999 roku pod wodzą kapitana Milosa Mecira, Hrbaty i Kucera pokonali na wyjeździe Szwedów. A wówczas Trzy Korony dysponowały dobrym zespołem: Jonas Bjorkman, Nicklas Kulti, Thomas Johansson, Thomas Enqvist. Warto było zainwestować w halę... W 2005 roku Słowacy dotarli do finału Pucharu Davisa, w tymże roku Dominik został wybrany sportowcem roku na Słowacji, a obiekt do dziś służy tenisistom i młodym adeptom” – podkreśla Igor Moska.


Przez korty przy ulicy Prikopovej w Bratysławie przewinęło się wielu tenisistów, którzy rozkwitali po wizycie nad Dunajem. Juan Martin Del Potro (mistrz US Open’2009), Marcos Baghdatis (finalista Australian Open’2006), Tomas Berdych (finalista Wimbledonu’2010), Robin Soderling (finalista Roland Garros’2009 i 2010)… Aktualny numer jeden światowego tenisa, Serb Novak Djoković, zagrał jako 17-latek w hali Sibamac Arena i niezbyt miło wspomina ten występ. Owszem, w pierwszej rundzie pokonał Michala Mertinaka, ale w drugiej rundzie przegrał z Dominikiem Hrbatym 4-6, 5-7. Jednakowoż, Serb wiele zawdzięcza Słowacji, bo jego talent oszlifował były gracz nr 34 światowego rankingu, Marian Vajda. Ten niezwykły zastrzyk optymizmu i serdeczności drzemiący w Marianie podnosił Novaka na duchu w trudnych chwilach… Jest coś magicznego we współpracy Serbów ze Słowakami. Deblową rywalizację podczas Peugeot Slovak Open w 2015 roku w Bratysławie wygrał duet: Ilija Bozoljac/ Igor Zelenay…


Igor Moska jest dumny, że w 2007 roku bratysławski turniej został wybrany jako najlepszy challenger ATP. „To wielki zaszczyt, ale również sygnał, aby wciąż się rozwijać i nie spocząć na laurach. Peugeot Slovak Open jest największym tenisowym turniejem organizowanym w naszym kraju. Peugeot od dawna wspiera słowacką tenisową federację, a w tym roku wykonaliśmy kolejny krok naprzód. Podpisaliśmy trzyletnią umowę, na mocy której Peugeot stał się tytularnym sponsorem naszego challengera. Pula 85 000 euro + zakwaterowanie w wybornym hotelu Double Tree by Hilton położonym w sąsiedztwie hali stawia nas coraz wyżej w światowej hierarchii. Ponadto wracamy do formuły małego Szlema. Równolegle organizujemy turniej pań ITF: Slovak Indoor z pulą 25 000 euro. Chcemy, aby młode Słowaczki rozwijały się prawidłowo, a dysponujemy grupą utalentowanych dziewcząt. Tereza Mihalikova wygrała juniorski Australian Open’2015 w singlu, była finalistką Wimbledonu w deblu. Viktoria Kuzmova wygrała juniorski US Open w deblu i awansowała do półfinału Wimbledonu w singlu. Kristina Schmiedlova zagrała w finale singla juniorskiego Masters. Gołym okiem widać, że nasza akcja Dajte deti na tenis (zaprowadźcie dzieci na tenis), przynosi owoce… W tym roku najzdolniejsi byli chłopcy z Vysokich Tatr, a wśród dziewcząt triumfowały perełki z Bańskiej Bystrzycy” – zauważa Igor.


Nic, tylko pozazdrościć eliksiru, który roznosi się nad Dunajem…
 
W poszukiwaniu talentów

Igor Moska wie, że z tenisem jest jak z miłością… Każdego dnia należy zaglądać do ogrodu, podlewać byliny i pielęgnować roślinki, aby uczucie nie było melodią przeszłości. Dyrektor turnieju Peugeot Slovak Open jest dumny, że Słowaczki zdobyły Puchar Federacji w 2002 roku, panowie zagrali w finale Pucharu Davisa w 2005 roku, ale woli szukać dróg, aby wychwycić młode talenty zamiast przewracać zakurzone kroniki i wspominać o dawnych sławach. Dajte deti na tenis to bardzo sensowna kampania prowadzona przez słowacką federację. „Przeprowadzone badania wykazały, że rodzice uznają tenis za arcydrogi sport. Tymczasem najtańsza opłata miesięczna za zabawę dziecka w tenisowym klubie wynosi 10 euro, a najdroższa 80. Poprzez sieć tenisowych klubów udaje nam się dotrzeć do szerokiej rzeszy rodziców, którzy przekonują się do tenisa. Nie każde dziecko musi zostać Mecirem czy Cibulkovą. Tenis to styl życia. Współżycie w grupie ludzi, pomysł na szczęśliwą starość, rekreacja. Owszem, organizujemy obozy tenisowe dla dzieci od 6 do 12 roku życia, a nasi eksperci służą wskazówkami jak prowadzić zajęcia z najmłodszymi, aby ich rozkochać w tenisie, a nie zniechęcać do sportu. Na początku nasza kampania docierała do 20 tenisowych klubów. Aktualnie aż 58 klubów w naszym kraju bierze udział w akcji Dajte deti na tenis. To znakomity wynik. Przekonaliśmy nasze gwiazdy, aby w miarę możliwości, a wiemy, że mają niewiele wolnego czasu, wspierały nasz projekt. Do akcji włączyły się: Dominika Cibulkova, Magdalena Rybarikova, Jana Cepelova, a panowie też nie gnuśnieją. Pomagają nam: Miloslav Mecir, Karol Kucera, Lukas Lacko i Martin Kliżan. Na terenie Słowacji działają aż 192 tenisowe kluby. Najlepsze kuźnie talentów to: TC Empire Trnava, TK Slavia Agrofert STU Bratysława, TK Slovan Bratysława, tenisowa akademia Presov, TK Vysoke Tatry, TK Mladost Koszyce, TK Kupele Pieszczany” – z dumą podkreśla Igor Moska.


Igor Zelenay, który we wrześniu 2015 roku grał w Gdyni w meczu play-off o awans do Grupy Światowej Pucharu Davisa: Polska – Słowacja, przychodził na korty w Bratysławie w towarzystwie żony i córeczki. Michaela, dziecko Zelenayów to żywe sreberko. Panna Koziorożec, a chwili nie usiedzi… Od małego obcuje z piłeczką, więc trudno, aby przeszła obojętnie obok zdjęć Jana Kroslaka i Dominika Hrbatego. Czym skorupka za młodu nasiąknie…


16 500 brzdąców wzięło udział w dziecięcym Pucharze Federacji i Pucharze Davisa. Słowacy zorganizowali już 11 edycji. W dniach 1-4 października 2015 roku 108 smyków wyłonionych w drodze eliminacji spotkało się w narodowym centrum tenisowym w Bratysławie, aby rywalizować o tytuł. Daniel Trcka, znakomity trener, który przeprowadził się z czeskiego Prostejova i od trzech lat pracuje w Tatrach, przybył do stolicy Słowacji z ogromnymi aspiracjami. „Trenuję maluchy, które z radością przychodzą do klubu TK Vysoke Tatry. Dochowałem się świetnego kwartetu: Markus Lazarcik, Simon Norrman, Samuel Guzon, David Skupin. Nie zawiodłem się na nich. W finale chłopcy pokonali TA Presov 4-1” – uśmiecha się Daniel Trcka.


Wśród dziewcząt nie było mocnych na TC Dixon Tenisia Banska Bystrica. Jozef Suhajda pracuje w tym klubie od 15 lat. Doskonałą partię rozegrała Emma Filipkova. Dzielnie wtórowały jej Irina Balus, Alex Jancikova i Ella Ftorkova. W nagrodę zwyciężczynie mogły zagrać mecz z nutką wesołości. Po drugiej stronie kortu stanęła reprezentantka Słowacji w Pucharze Federacji, Jana Cepelova. Igor Moska doskonale wie, że Daniela Hantuchova wiecznie nie będzie biegać po korcie…


Odkąd Słowacja jest samodzielnym tworem państwowym (1 stycznia 1993 roku), juniorski tenis ma całkiem pokaźną gablotkę z trofeami. W 1994 roku Henrieta Nagyova wygrała debla na Roland Garros (w parze z Martiną Hingis). W 2006 roku Martin Kliżan wygrał singla na paryskich kortach Roland Garros. W 2007 roku Kristina Kucova wygrała juniorskiego singla na Flushing Meadows. W 2010 roku Jana Cepelova i Chantal Skamlova zwyciężyły w deblu juniorek w Melbourne Park. Rok później Filip Horansky wygrał debla podczas Australian Open (w parze z Czechem Jirim Veselym). W 2015 roku Tereza Mihalikova wygrała singla juniorek w Melbourne, a Viktoria Kuzmova w parze z Rosjanką Aleksandrą Pospelovą wygrały US Open w deblu. Jest się czym szczycić…


Nie samymi pucharami człowiek żyje, ale skoro już tata z mamą przyprowadzą dziecko na tenis, to nie wydadzą fortuny na posiłek… Przyjrzyjmy się przystępnym cenom obowiązującym podczas turnieju ATP challenger w Bratysławie. Od poniedziałku do piątku bilet kosztował 2 euro. Mecze rozgrywane na trzech kortach można było oglądać od 10 rano aż do późnego wieczora (ostatnie pojedynki panów kończyły się około 22). Wstęp na sobotnie półfinały i niedzielne finały wiązał się z wydatkiem 5 euro… Jeśli dodamy do tego znakomicie funkcjonującą restaurację, w której wybornie przyrządzona zupa kosztowała 2 euro, ale obiad złożony z dwóch dań (zupa + drugie danie) kosztował zaledwie 5 euro, to można rzec, że żyć nie umierać. A na deser napój złożony z witamin, które wzmacniają dziesięciokrotnego mistrza Wielkiego Szlema, Novaka Djokovicia, który można było zdobyć sposobem za zero euro i jeden uśmiech od pani Beaty Kollar. Ach, aż żal nie uwzględnić Bratysławy w listopadowych planach wojaży…

Mama Ignatika lubi witaminy

Na krzesełku u Beaty Kollar, serdecznej kobiety, która uraczy strudzonego wędrowca eliksirem Fit Line, zasiadł Michaił Jużny, Martin Blasko, Radek Stepanek i mama Vladimira Ignatika. A Beata, która wraz z mężem uwielbia wiedeńską operę, a ponadto włóczy się po światowych turniejach, bywa na londyńskim Masters w O2 Arena, korzysta z zaproszenia od Nole Djokovicia, nie daje po sobie poznać, że swobodnie przemieszcza się po tenisowych salonach. Jest niczym pisarka, która uwielbia snuć rozważania o współczesnym świecie, filozofii, metafizyce. Nade wszystko uwielbia obdarowywać  ludzi serdecznością i uśmiechem. Jak trzeba obciąć paznokcie, to i nożyczek użyczy, a podczas wykonywania czynności przez przybysza będzie rozprawiać o tym jak w młodości pokonywała trudne tatrzańskie turnie. Udzieli rabatu strudzonej mamie Ignatika, juniorskiego mistrza Roland Garros z 2007 roku, bo żal jej kobiety, która, aby ujrzeć syna, musiała wymknąć się spod kontroli Łukaszenki i przemierzyła setki kilometrów, aby dotrzeć na Słowację i spędzić z synem dwa, w porywach trzy tygodnie. Konwersacja toczy się w przemiłym tonie. Vladimir Ignatik jest dumny, że mama biegle włada słowackim. Ściana wschodnia lgnie do Słowacji, bo Ilja Marczenko, tenisista z Ukrainy, trenuje u boku Słowaka Tibora Totha, byłego opiekuna Dominika Hrbatego…  A o turniach, wąwozach, dolinach i wodospadach Beata Kollar może swobodnie porozmawiać z samym Ignatikiem, bo Vladimir co roku na przełomie listopada i grudnia wyrusza ze słowacką kadrą na treningi w okolice Popradskiego Plesa (jeziora). Każdy kto wspinał się na Rysy od słowackiej strony zna Popradske Pleso… Przepiękne miejsce. Nic dziwnego, że mama Ignatika rozczuliła się słuchając wywodów Beaty Kollar. Witaminki rozpuszczały się w wodzie, kubeczek syczał i dygotał, a Beata Kollar ze swadą góralskiego gawędziarza pokonywała kolejne partie Tatr. Już docierała do chaty pod Rysmi, już drukował się rachuneczek, rabacik cieszył oko mamy Ignatika, a górskie pejzaże tańczyły przed oczyma…


A skąd ta urocza nitka łącząca Beatę Kollar, Fit Line i Nole Djokovicia? Ano, przeprowadził ją przez skamieniały labirynt Marian Vajda, który wiosną 2010 roku zabrał ze sobą ów dziwaczny specyfik do Monte Carlo. Nole spróbował, wlał w gardło sekretną ciecz, po czym wyraził się w samych superlatywach o wartości płynu i poprosił Vajdę, aby przywiózł więcej tego magicznego pyłku… A pani Beata, która żyje dostatecznie długo, aby wiedzieć, że baśniowymi opowieściami żołądka się nie nakarmi, wysłała kolejną partię witaminek do księstwa Monako… Nole popijał i przed treningiem i po treningu, wyniki były coraz lepsze, Bogdan Obradović, kapitan serbskiej kadry, zacierał rączki, a Nole z kolegami sięgnął po Puchar Davisa po dramatycznym boju z Francją i powędrował w najwyższe partie gór. Błędem byłoby twierdzić, że dzięki temu specyfikowi Nole rządzi i dzieli na światowych kortach, ale… Wielki sukces buduje się na bazie maleńkich niuansów i kto wie czy tajemniczy napój, który pozwala nabrać sił gościom turnieju Peugeot Slovak Open, nie ma wpływu na winnery posyłane przez Serba na kortach w Melbourne, Londynie czy Nowym Jorku… O tym jednak sza, pani Beata przykłada paluszek do warg…

Zelenay cudem ocalony

Rozgwieżdżone niebo, ciepły listopadowy wieczór w Bratysławie. Młodzi hokeiści opuszczają lodowisko w hali Ondreja Nepeli, a w pobliskim barze dwóch deblistów toczy ożywioną dyskusję o Moto GP… Czy to Jawa, Ducati czy sen? Ilija Bozoljac, dusza-człowiek gestykuluje obrazując Igorowi Zelenayowi jak balansuje na swoim motocyklu Yamaha król Vale Rossi. Serb jest wielkim fanem Doktora, uwielbia Valentino. Gdyby tylko mógł dostać Marqueza w swoje ręce… Igor Zelenay, zodiakalna Waga, stara się dowiedzieć czegoś więcej o kulisach wyścigu Moto GP na torze Sepang w Malezji. Pragnie przyjrzeć się tematowi od podszewki. Słowak nie jest wielkim fanem talentu trzykrotnego mistrza świata w Moto GP, Hiszpana Jorge Lorenzo, a szkoda, bo gdyby zobaczył jakie umiejętności taneczne prezentuje Lorenzo w andaluzyjskim Jerez de la Frontera, pewnikiem zmieniłby zdanie…


To cud, że Igor Zelenay jest wśród żywych. W kwietniu 2003 roku debiutował w Pucharze Davisa w wyjazdowym meczu Słowaków z Luksemburgiem. Na kolejny występ w kadrze musiał czekać aż do 2011 roku… Wówczas w Sibamac Arena Zelenay i Filip Polasek pokonali po zażartym boju ukraiński duet: Sierhij Stachowski/Sierhij Bubka. Kapitan słowackiej reprezentacji Miloslav Mecir bardzo ceni umiejętności Zelenaya. W lipcu 2015 roku Igor sprawił sensację, gdyż w parze z Andrejem Martinem wygrali deblowy pojedynek w wyjazdowym meczu z Rumunią. Słowacy pokonali znakomitą parę: Florin Mergea/Horia Tecau. Wielka szkoda, że Igor trafił na obłąkanego szaleńca w 2006 roku, bo jego kariera mogła potoczyć się zgoła inaczej…


Ostatnie dni marca 2006 roku. Igor Zelenay i jego małżonka wracają do swojego domu w Novym Mesto nad Vahom. Niedziela, czas na chwilę wytchnienia. Pyszna czekolada i kawa, spokój, cisza, złączone dłonie dwojga zakochanych. Rachunek w kawiarni zapłacony, w perspektywie start Igora w turnieju futures w brytyjskim Bath, więc z czystym sumieniem można było udać się w drogę do domu. Zapadał zmrok. Igor prowadził auto, włączył tylne światła przeciwmgielne. Nie spodziewał się, że owe światła będą przyczyną tragedii… Ktoś ich śledził. Trąbił, podjeżdżał na odległość trzech paznokci Florence Griffith-Joyner… Zbliżające się auto nieco zafrasowało Igora i małżonkę. Kto w niedzielny marcowy wieczór jechałby na obrzeża Novego Mesta nad Wahom i wjechałby odważnie na podwórze parkując tuż obok auta Zelenaya? Tylko człowiek niespełna rozumu. Igor i jego żona nie podejrzewali, że podąża za nimi osoba niepoczytalna, która cierpi na chorobę psychiczną. Konsternacja, bo Zelenay i małżonka zaparkowali auto przed domem, a tajemniczy typ zatrzymał samochód na ich posesji. Chwila złowrogiej ciszy. Igor opuszcza auto i zbliża się do nieznajomego. Wtem, otwierają się drzwi od strony kierowcy w aucie człowieka opętanego przez demony zła. Igor chce zapytać w czym rzecz, a ów nieznajomy wyciąga metalowy pręt i kilkakrotnie uderza nim w głowę Zelenaya. Igor zalewa się krwią, upada na ziemię… Przerażająco głośny krzyk małżonki, która wybiegła, aby ratować męża przed opryszkiem, spłoszył agresywnego napastnika. Gdy w szpitalu lekarze walczyli o życie słowackiego tenisisty, policja rozpoczynała poszukiwania. Gorące łącza pomiędzy chirurgią urazową a domem ojca Zelenaya… Udaje się schwytać złoczyńcę, który oznajmia, że wściekł się, bo denerwowały go światła przeciwmgielne w aucie Igora. Mózg Zelenaya ucierpiał, ale po żmudnej rehabilitacji udało się uratować Słowaka. Dziś Igor swobodnie rozmawia, nie ma śladu po dramatycznym zdarzeniu. Lekarze pracujący w szpitalu w Trenczinie stwierdzili, że Zelenay miał mnóstwo szczęścia. Rana o długości 10 centymetrów, silne krwawienie, stracił przytomność. 28 marca 2006 roku Igor został wypisany ze szpitala. Policja zdołała schwytać napastnika. Okazał się nim 59-letni Słowak, który był dumny z przeprowadzonego ataku. Tak wyznał podczas śledztwa...  


Igor, który nie wadził nikomu, padł ofiarą brutalnego ataku. Wciąż ufa ludziom. Lubi towarzystwo. Jest wesołkiem, nie sieje nienawiści. Uwielbia dyskusję na argumenty. Pomyśleć, że miesiąc przed tym feralnym zdarzeniem, w lutym 2006 roku Igor Zelenay grał w challengerze we Wrocławiu. Po znakomitym meczu pokonał Gillesa Simona, a w ćwierćfinale uległ Łukaszowi Kubotowi… Kariera stała przed nim otworem…
Ocalał. Dziś na jego twarzy gości szczery, pogodny uśmiech. Nie wiem na ile dyskusja o życiu, przyrodzie, hokeju i Moto GP wpłynęła na formę Słowaka, ale dość powiedzieć, że gdy ostatni klient opuścił bar, a auto Michała Przysiężnego zasnęło umęczone pod hotelem Hilton, w Igora wstąpiły nowe siły. Wygrał z Bozoljacem turniej Peugeot Slovak Open w deblu, a tydzień później w parze z Serbem zwyciężyli w challengerze we Włoszech. Trofeo Citta di Brescia padła łupem Słowaka i Serba…

Polacy w Bratysławie

W półfinale debla polska para: Mariusz Fyrstenberg/Michał Przysiężny uległa duetowi: Zelenay/Bozoljac. Michał uskarżał się już wcześniej na ból w nodze. Rwa kulszowa, gigantyczne cierpienie… Głogowianin zacisnął jednak zęby i wyszedł na kort, aby nie zawieść rodaka. „Fryta”, przemiły jegomość, o którym Jonathan Marray mawia, że mógłby z Freddiem Nielsenem prezentować genialne skecze Johna Cleese’a, czuł się wybornie w Bratysławie. Wspólne posiłki spożywane w towarzystwie Ołówka były beczką śmiechu i pozytywnych wibracji. Nagranie komentarza na telefon komórkowy Michała Przysiężnego do wyścigu z udziałem czterech czeskich żużlowców zmieniło kolor ścian w turniejowej restauracji. Przednia zabawa, a wszystko po to, aby Arbuz, czyli Alek Charpantidis, przyjaciel Ołówka i wielki fan speedwaya, mógł powąchać metanol w czeskiej wersji… Zrobiło się tak wesoło, aż sztućce rozpoczęły zwariowany taniec na stole, twardym niczym tor Zlatej Prilby Pardubice...


Polska w Bratysławie to nie tylko Gabriela Załoga sędziująca mecze, Mateusz Kowalczyk posyłający winnery, ale i Anna Kurek, ekspert od systemu Hawk-eye. W 1995 roku w stolicy Słowacji triumfowała Magdalena Grzybowska, która spogląda sobie po dziś dzień z lekko przykurzonej gablotki mistrzyń... Cztery kroki od Magdy mieszka Amelie Mauresmo, która wygrywała w Bratysławie w 1999 roku.


W 2008 roku turniej singlistów wygrał Czech Honza Hernych, a rodak Hernycha, Frantisek Cermak święcił triumf w deblu w parze z Łukaszem Kubotem… Cermak i Kubot pokonali wówczas znakomitą parę: Philipp Petzschner/Alexander Peya 6-4, 6-4. Łukasz był najwyżej notowanym singlistą podczas Slovak Open w 2011 roku. Polak zajmował wówczas 60 pozycję w rankingu ATP.


Tramwaj linii 2 cichutko podąża pod osłoną nocy. Michaił Jużny żegna się z turniejem, bo zbyt kreatywny okazał się mistrz Roland Garros’2014 w deblu, Edouard Roger-Vasselin. Wiatr w żółwim tempie przewraca liście pachnące jesienią. Ulica Odbojarov przylegająca do Prikopovej, jakby przytulona do tenisowego centrum, pustoszeje po godzinie 22. Wystarczy zaledwie 12 minut, aby znaleźć się na głównym dworcu kolejowym w Bratysławie. Przez szyby tramwaju przesuwają się cudowne obrazy. Instalacja Alexa Mlynarcika, wielkiego twórcy z Żiliny... Jego „Villa of Mysteries” wrzyna się w mózg równie smacznie jak drugi serwis Białorusina Gierasimowa, zwycięzcy challengera w stolicy Słowacji. Mlynarcik opanował jelita galerii w Bratysławie... Zza przystanku wyziera Matej Kren i jego praca pt. „Passage”. 15 000 książek połączonych z lustrami tworzy iluzję niekończącej się przestrzeni i bezkresnej ludzkiej wiedzy… Pan motorniczy pyta czy aby wszystko w porządku ze stanem umysłu pasażerów, bo on właśnie dotarł na pętlę tramwajową i nijak tego galimatiasu książek i luster nie widzi… Eriku Sille, dziękuję, że byłeś ze mną przy piłce meczowej…

Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze