Pindera: Prosimy o powtórkę

Sporty walki

To był niezwykły rok dla Krzysztofa Głowackiego, jedynego dziś polskiego mistrza świata zawodowego boksu. To co zrobił w walce z Marco Huckiem przeszło do historii tej dyscypliny.

I nawet jeśli już nigdy nie stoczy takiego pojedynku, to z pewnością nie zostanie zapomniany. Bo takie ringowe wojny zostają w pamięci na zawsze. Przecież to gotowy scenariusz na wzruszający film, klasyczny „amerykański sen”. Mało znany pięściarz, skazywany na porażkę sensacyjnie wygrywa z faworytem, wychodzi z głębokiego cienia nokautując w 11 rundzie wieloletniego czempiona wagi junior ciężkiej. Co więcej, w szóstym starciu sam jest na granicy nokautu, pada na deski po lewym sierpowym utytułowanego rywala i gdyby sędzia był bardziej nerwowy, walka zostałaby przerwana. Na szczęście ringowy zachował zimną krew i pozwolił Głowackiemu walczyć dalej. A ten pokazał całemu światu i polskiej publiczności w Prudential Center w Newark, że ma serce i charakter wielkiego wojownika rozprawiając się z zarozumiałym Huckiem w stylu, którego nie sposób zapomnieć.

 

25 najlepszych pięściarskich nokautów 2015 roku

 

Nic dziwnego, że starcie to uznano Walką Roku w plebiscycie Premiere Boxing Champions. Czego chcieć więcej, tym bardziej, że Głowacki dokonał tego wyczynu zmagając się z poważną kontuzją. Po powrocie do Polski poddał się operacji łokcia i dłoni. Dziś już jest zdrowy i gotowy, by stanąć do kolejnej walki, tym razem już w obronie pasa WBO, który należy do niego.


Zacząłem od opisu dobrze wszystkim znanej walki, tym bardziej, że niewiele takich mieliśmy w naszym rodzimym, zawodowym boksie. Zgoda, Tomasz Adamek walczył 12 rund ze złamanym nosem z Paulem Briggsem w Chicago w 2005 roku, gdy zdobywał swój pierwszy pas mistrza świata (WBC), jeszcze w wadze półciężkiej, ale Australijczyk był mało znanym pięściarzem, nie mogącym się równać z Huckiem.


Krzysztof Włodarczyk po tytuł w kategorii junior ciężkiej sięgał dwukrotnie, najpierw w Warszawie ze Steve’em Cunninghamem (IBF), a kilka lat później w Łodzi z Giacobbe Fragomenim (WBC), ale trudno te emocje porównać z tym co zafundował nam „Główka”. Do stanu wrzenia, tak naprawdę „Diablo” doprowadził polskich kibiców tylko raz, gdy w Moskwie znokautował Rachima Czakijewa sam będąc wcześniej na deskach. No, ale to była obrona tytułu.


Właściwie to z Głowackim mógłby konkurować Adamek zdobywający swój drugi pas w pamiętnym pojedynku z Cunninghamem w Newark (rywal był trzykrotnie liczony i stracił tytuł IBF w wadze junior ciężkiej), ale „Góral” nie był już wtedy człowiekiem z cienia. Miał przecież w swoim bokserskim CV tytuł mistrzowski w niższej kategorii.


Teraz drogą Krzysztofa Głowackiego mógłby pójść Artur Szpilka, gdyby pokonał 16 stycznia w Nowym Jorku Deontay’a Wildera i został pierwszym polskim mistrzem świata wagi ciężkiej.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze