Wilczek: W życiu oddałem już swój najważniejszy strzał. Uratowałem ludzkie życie

Piłka nożna
Wilczek: W życiu oddałem już swój najważniejszy strzał. Uratowałem ludzkie życie
fot. Cyfrasport

Jednym strzałem Kamil Wilczek odmienił dwa życia. Swoje - stał się człowiekiem, który dał komuś szansę. I Davida Nielsena - kibica Brøndby Kopenhaga, który dzięki uderzeniu Polaka dowiedział się, że ma guza mózgu. - Cała ta sytuacja kosztowała mnie wiele nerwów. Ale David jest po operacji, wraca do zdrowia. Teraz czuję ulgę - mówi w rozmowie z Polsatsport.pl napastnik reprezentacji Polski.

W trwającym sezonie Wilczek jest gwiazdą Brøndby Kopenhaga, wicelidera duńskiej Superligaen. Do siatki rywali trafił już 14 razy, dodatkowo dziesięciokrotnie asystując. Co ciekawe, reprezentant Polski jest... najstarszym piłkarzem podstawowego składu swojego klubu. - Koledzy nie mówią jeszcze na mnie „dziadek”, ale ta ksywka jest coraz bliżej. To fenomen, że w Brøndby gra tylu młodych chłopaków. Mają po 19, 20, 21 lat. W kadrze jest co prawda kilku doświadczonych zawodników, ale zazwyczaj siedzą na ławce. Rolę najstarszego przejąłem więc ja. I nie narzekam. Młode wilczki atakują, napierają, ale się nie poddaję - śmieje się niedawny solenizant, który w sobotę skończył 29 lat.

Po nieudanej przygodzie w Italii, chłopak z Wodzisławia Śląskiego odnalazł swoje miejsce na ziemi. W rozmowie z Polsatsport.pl napastnik przyznaje, że paradoksalnie to w Danii znalazł się w drużynie lepszej piłkarsko. - A w Carpi, choć takiej jakości nie było, nie grałem... Gdybym wiedział, że upadnę, tobym usiadł. Ale zaryzykowałem. Z Włoch miałem bliżej do wielkiej piłki. Nie udało się, szkoda. Pokazałem jednak po raz kolejny, że potrafię podnieść się z kolan. Brøndby to dla mnie idealne miejsce - zachwala i wymienia wszystkie atuty mieszkania w Danii: spokój, świetna organizacja, życzliwość ludzi. Gdy pytam, czy przeczytał już książkę Arkadiusza Onyszki, bramkarza, który w Danii spędził 12 lat i który bardzo ostro ocenił mieszkańców tego kraju, słyszę: "Jeszcze nie, ale na pewno to zrobię. Kilkukrotnie próbowałem, brakowało jednak czasu. Natomiast niedługo zapoznam się z "Fucking Polakiem". Interesuje mnie opinia Alka na temat Danii".

Czasu Kamil będzie miał sporo, bo na razie z Kopenhagi się nie rusza. W styczniu ubiegłego roku podpisał z Duńczykami 3,5-letni kontrakt. Nic nie wskazuje na to, aby zimą Wilczek mógł zmienić pracodawcę. - Chociaż liga nie jest najsilniejsza, podobna trochę do Ekstraklasy, to mam satysfakcję z tego, co tu robię. A gram, strzelam, błyszczę. Nie jest łatwo dać sobie radę za granicą. Wiem coś o tym... - tłumaczy.

Strzał, który uratował życie

Chociaż statystyki Polaka są imponujące, to w nordyckim kraju zaistniał... niecelnym strzałem. To niesamowita historia! 28 sierpnia, na rozgrzewce przed meczem z FC København, Wilczek nie trafił w bramkę - trafił za to w kibica, który za nią siedział. Był nim David Nielsen,  zadeklarowany fan Brøndby. Po tym trafieniu Nielsen trafił do szpitala na prześwietlenie czaszki, po którym zdiagnozowano u niego... guza mózgu. - Informacja o tym dotarła do mnie na zgrupowaniu reprezentacji. Całą sprawę przez ponad miesiąc trzymałem w tajemnicy. Bardzo się w nią zaangażowałem, kosztowała mnie wiele stresu. Próbowałem się z Davidem spotkać, ale był w szpitalu - Wilczek opowiada z przejęciem.

Ostatecznie kibic przeszedł operację usunięcia guza, która zakończyła się powodzeniem. - Gdy wiedziałem już, że wszystko poszło dobrze, ulżyło mi. Ludzie dowiedzieli się tylko, że jest happy end, a ja przez miesiąc trawiłem tą sprawę w samotności. Już po zabiegu udało nam się spotkać na stadionie Brøndby. Pospacerowaliśmy, porozmawialiśmy. Zrobiliśmy też pamiątkowe zdjęcia. Kontakt mamy do dziś - zapewnia reprezentant Polski. Kiedy pytam, czy niecelny strzał był najważniejszym uderzeniem w jego karierze, bez wahania odpowiada: "Oczywiście, przecież może uratowałem komuś życie...".

Wilczy apetyt na Mundial

Tak dobrze jak w Danii, Wilczkowi nie wiedzie się w reprezentacji Polski. Choć od trzech lat jest w kręgu zainteresowania sztabu szkoleniowego kadry, często też pojawia się na zgrupowaniach, to jego występy w biało-czerwonej koszulce można policzyć na palcach jednej ręki. Dwóch. Najpierw 29-latek zadebiutował w październikowym, wygranym 2:1 meczu z Armenią (zagrał 5 minut), następnie – w listopadzie – rozegrał drugą połowę w towarzyskim spotkaniu ze Słowenią we Wrocławiu. - Wcześniej występowałem też w reprezentacjach młodzieżowych. Wiedziałem więc, czym smakuje kadra. W drużynach U-19 i U-21 grałem z Kamilem Grosickim, Kamilem Glikiem, Maćkiem Rybusem. Byli też Mateusz Cetnarski, Patryk Małecki, Maciek Gostomski. Niezła ekipa - wylicza Wilczek.

Na jego nieszczęście w znakomitej formie są obecnie Robert Lewandowski i Łukasz Teodorczyk, a do niedawna w barwach Napoli zachwycał Arkadiusz Milik. Wilczek zapewnia jednak, że wciąż jest w nim wola walki o miejsce w składzie reprezentacji: "Trzeba cieszyć się, że chłopaki są w formie. Jasne, że każdy chce grać, ale wszystko jest w moich nogach. Muszę strzelać bramki, walczyć na treningach". Gdy pytam go o brak powołania na Euro 2016, nie ma złudzeń: - Nie zasłużyłem na to - mówi i dodaje: - Natomiast o mistrzostwa świata w Rosji walczę. Jeśli awansujemy, zrobię wszystko,  by znaleźć się w kadrze na ten turniej. Na Mundial w Rosji mam... wilczy apetyt!

Sebastian Staszewski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie