Pindera: Samuraj w Las Vegas

Sporty walki
Pindera: Samuraj w Las Vegas
fot. PAP

Japończyk Ryota Murata (14-1, 11 KO) mistrz regularny organizacji WBA w wadze średniej zmierzy się w sobotę w Las Vegas z Amerykaninem Robem Brantem (23-1, 16 KO). Pachnie nokautem.

32-letni Murata mistrz olimpijski z Londynu jest trochę starszy od Branta i o centymetr niższy. Urodzony w Minnesocie mieszkaniec Teksasu mierzy 184 cm i w tym miesiącu skończył 28 lat. W trwającej od 2012 roku zawodowej karierze pokonał go tylko niemiecki rutyniarz Juergen Braehmer, rok temu w Schwerinie w ćwierćfinałowym pojedynku pierwszej edycji turnieju WBSS (World Boxing Super Series) w wadze superśredniej.

 

Murata też ma na koncie porażkę, ale niezasłużoną. W starciu z Hassanem N’Dam N’Jikamem robił co chciał, ale dwóch sędziów widziało inną walkę. Ponieśli za to karę, zarządzono rewanż, Murata wygrał przed czasem i zdobył zwykły pas WBA. W kwietniu bronił go po raz pierwszy w Jokohamie, gdzie pokonał przez techniczny nokaut w ósmej rundzie niedoszłego rywala Kamila Szeremety, Włocha Emanuele Blandamurę.


Myślę, że Japończyk nie będzie miał łatwo w starciu z Brantem, który wrócił do wagi średniej. Ten chłopak na naprawdę dobre warunki i całkiem mocny cios. Samuraj musi uważać.

 

Ale to nie koniec emocji w Las Vegas. W tej samej kategorii Brazylijczyk Esquiva Falcao (21-0, 15 KO) walczyć będzie z Hiszpanem Guido Pitto (25-5, 8 KO), a w wadze superlekkiej kolejny niepokonany pięściarz na tej gali, Rosjanin Maksym Dadaszew (11-0, 10 KO) spotka się z utytułowanym Meksykaninem Antonio De Marco (36-6-1, 24 KO), a stawką będzie pas NABF.


Bardzo ciekaw jestem z jakiej strony pokaże się Falcao, srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Londynie. Przegrał tam finałowy pojedynek z Muratą, ale naprawdę niewiele brakowało, by to on był zwycięzcą. Jego brat Yamaguchi zdobył wtedy brązowy medal w wadze półciężkiej.


W starciu z Hiszpanem Pitto wicemistrz olimpijski nie powinien mieć większych problemów, ale nigdy nie wiadomo. Las Vegas widziało już większe sensacje.


Warto obejrzeć też pojedynek Dadaszewa z DeMarco, gdyż z całą pewnością nie zabraknie w nim ciekawego boksu.


Ryota Murata, na igrzyskach w Londynie dwóch pierwszych rywali, Algierczyka Abdelmaleka Rahou i Turka Adema Kilicci pokonał bez większych problemów, 21:12 i 17:13. Warto pamiętać, że korzystano jeszcze z elektronicznych maszynek do liczenia ciosów, a zawodnicy walczyli w kaskach.


W półfinale miał już znacznie cięższą przeprawę, Abbos Atojew z Uzbekistanu, dwukrotny mistrz świata, robił wszystko, by zrewanżować się Japończykowi za bolesną porażkę, której doznał rok wcześniej podczas MŚ w Baku. Z Muratą ostatecznie przegrał jednym punktem (12:13) i był niepocieszony, bo liczył na złoty medal. Brązowy był porażką.


Esquiva Falcao Florentino z Azerem Sułtanem Militinowem (24:11) i Węgrem Zoltanem Harcsą (14:10) też poradził sobie bez problemów. Półfinałowy pojedynek z Brytyjczykiem Anthonym Ogogo (16:9) był dla Brazylijczyka łatwiejszy niż sądzono. Schody zaczęły się w walce o złoto z Muratą. To był rewanż za Baku, gdzie spotkali się w półfinale. Japończyk wygrał wtedy wyraźnie, 24:11, a w Londynie już z wielkim trudem 14:13, choć wynik z powodzeniem mógł być odwrotny.


Komentowałem ten pojedynek i pamiętam, że był doskonały. Zadałem wtedy głośno pytanie, kiedy obaj będą zawodowymi mistrzami świata. Murata już nim jest, choć zwykły pas WBA (tzw. regular), to mistrzostwo niepełne. Ale Japończyka stać na więcej. Jeśli rozprawi się w nocy z soboty na poniedziałek (polskiego czasu) z Robem Brantem w Las Vegas, to bardzo prawdopodobne, że wiosną zmierzy się w Tokio z Giennadijem Gołowkinem. Kazach nie ma już wprawdzie mistrzowskich pasów, stracił je przegrywając z „Canelo” Alvarezem, ale i bez nich taka walka miałaby wielki potencjał finansowy. Szczególnie w Japonii, gdzie Murata jest prawdziwą gwiazdą.


Wysoki (183 cm), przystojny, do tego mistrz olimpijski. W Londynie zdobył historyczny, setny złoty medal dla Japonii, był pierwszym japońskim bokserem od 1964 roku, który stanął na najwyższym stopniu olimpijskiego podium. Ma więc wszystko, by być dla Japończyków bohaterem. Ale czas biegnie szybko. Murata w styczniu skończy 33 lata.


Esquiva Falcaou jest prawie cztery lata młodszy, ale wciąż brakuje mu spektakularnych zwycięstw. Jeśli teraz odniesie kolejne, niewiele to zmieni.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie