Pindera: Elegancki mistrz

Sporty walki
Pindera: Elegancki mistrz
fot. PAP
W 1972 roku Wiesław Rudkowski (z lewej) zdobył wicemistrzostwo olimpijskie w Monachium.

Wiesław Rudkowski nie żyje. Nie chce się wierzyć, jeszcze nie tak dawno umawialiśmy się na kolejną przyjacielską rozmowę.

Poznaliśmy się pod koniec lat 70 tych. On wielki mistrz boksu i początkujący trener, ja początkujący dziennikarz, wtedy jeszcze student prawa. Znałem go z telewizji, był jednym z moich ulubionych mistrzów. Wysoki, elegancki, walczący z odwrotnej pozycji, konsekwentnie wykorzystujący w ringu swoje umiejętności. W Polsce nie miał sobie równych, na świecie wygrywali z nim nieliczni, i to nie zawsze słusznie. Tak jak chociażby Dieter Kottysch, Niemiec ze Śląska, prywatnie przyjaciel Rudkowskiego, któremu sędziowie pomogli zdobyć olimpijskie złoto w Monachium.

 

Kostyra: Odszedł wielki wojownik - Wiesław Rudkowski

 

Lubiłem z nim rozmawiać  o boksie, choć podobnie jak w ringu lubił mieć swoje zdanie i partnerem do dyskusji był wymagającym. Ale polubiliśmy się szybko. To była fantastyczna grupa na Łazienkowskiej: trenerzy Legii – Andrzej Gmitruk, Wiesław Rudkowski, Sylwester Kaczyński, Janusz Gortat i dr Lech Święcicki, inny mój nieodżałowany przyjaciel, który zmarł nagle sześć lat temu, gdy byłem na zimowych igrzyskach w Vancouver.

Wtedy pierwszym, który przesłał mi wiadomość o jego tragicznej śmierci był Krzysztof Kosedowski, były pięściarz Legii. Teraz, z dalekiej Tajlandii poinformował mnie, że Wiesiek nie żyje, Mateusz Borek. W Buenos Aires był wczesny ranek, tak jak wtedy w Vancouver, pisałem dla Polsatsport.pl o porażce Husarii w meczu z Argentyną.

I przed oczami przemykały mi obrazy sprzed lat, jak to Wiesiek wiózł mnie swoim samochodem do ślubu, a później wraz z Leszkiem i Andrzejem Gmitrukiem, wszyscy bawili się na moim weselu.

Kilka razy komentowaliśmy później walki bokserskie i rozmawialiśmy nie tylko o boksie, gdy tylko nadarzyła się okazja. Był bardzo dobrym trenerem. Myślę, że popełniono duży błąd nie dając mu przed laty poprowadzić kadry seniorów, gdy jego młodzieżowcy do niej przechodzili. Dostał taką szansę zbyt późno. Miał wraz z Czesławem Ptakiem gasić pożar przed ostatnimi igrzyskami. Nic z tego nie wyszło, bo nie mogło. Polaków zabrakło w Londynie.

A teraz Wieśka, dziesięciokrotnego indywidualnego mistrza Polski, mistrza i wicemistrza Europy, wicemistrza olimpijskiego nie ma już wśród nas. Przed ciosami największych kilerów potrafił się bronić, ale przed śmiertelną chorobą nie dał rady, choć w formie fizycznej wciąż był doskonałej.

Nie tylko mnie będzie go bardzo brakowało. Żegnaj przyjacielu.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie