Zawierucha w Bełchatowie. To tylko frustracja czy rów nie do zasypania?
Kryzys w PGE Skrze Bełchatów to studium przypadku, w naszej siatkówce rzecz dotąd niespotykana. Może nie rozwiązać go jedynie zmiana trenera, bo z wypowiedzi zainteresowanych, ale i z zakulisowych wieści wynika, że tąpnięcia w relacjach zespołu są naprawdę głębokie.
Daleko mi do tego, by mędrkować na temat drużyny, w której nie jest się na co dzień, ale wywiady, wypowiedzi, wpisy, emocje, jakie towarzyszą ostatnio drużynie z Bełchatowa, mówią wyraźnie: do sielanki daleko. Można rozpatrywać to wszystko na wiele sposobów, ale przypuszczam, że sprawa jest na tyle ciekawa, że zainteresowałyby się nią tęgie głowy od zarządzania relacjami międzyludzkimi. Złożoności sprawie nadaje specyfika klubu z Bełchatowa, rzadko spotykana w zespołach sportowych rola niektórych zawodników oraz presja, jaka niewątpliwie ciąży na drużynie od lat okupującej podium, najczęściej pierwsze miejsce.
Zacznę od tego, że niezwykle uderzające były dla mnie wydarzenia sprzed ponad tygodnia na warszawskim Torwarze. PGE Skra, opromieniona niespodziewanym, żeby nie powiedzieć sensacyjnym zwycięstwem z Zenitem Kazań, najlepszą drużyną Europy ostatnich sezonów, rozgrywała kolejny, ligowy mecz z AZS Politechniką. Sytuacja drużyny w tym starciu była dość komfortowa, bełchatowianie zmierzali pewnie po trzy punkty, kiedy na jednej z przerw wyraźnie „skoczyli” do siebie kluczowi zawodnicy – rozgrywający Nicolas Uriarte i ikona PGE Skry Mariusz Wlazły. Było to konsekwencją ich nieudanego zagrania, a później wzajemnych pretensji, kto sprawę zawalił bardziej. Spór co prawda nie eskalował, a chłód między siatkarzami był dość wyczuwalny, do tego stopnia, że trenera Miguel Angel Falasca musiał namawiać obu, by podali sobie ręce. Wszystko to na oczach nas komentatorów i co uważniejszych kibiców.
Bomba eksplodowała
Nie trzeba być długo w środowisku, by skonstatować, że coś jest nie tak. Sportowcy na tym poziomie nie zachowują się tak w błahej sytuacji. Poza tym to widok rzadki w siatkówce, z reguły wykluczającej złe emocje. Jeśli już się pojawiają, skierowane są one do rywala, we wzajemnych relacjach drużyny spotyka się je incydentalnie. Tym bardziej kiedy dotyczy to klubu z Bełchatowa, stroniącego na zewnątrz od jakichkolwiek kontrowersji, od lat pielęgnującego wizerunek idyllicznego wręcz miejsca, w którym nikt z nikim się nie kłóci, a wszyscy pracują spójnie realizując cel. To nie zarzut, a słuszna skądinąd strategia, która jeszcze bardziej uwypukliła, że w PGE Skrze dzieje się coś nie tak.
Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co wydarzyło się po przegranym meczu z Zenitem. Wydawało się, że bełchatowianie stanęli przed szansą (wygrana w Kazaniu nikomu nie przychodzi łatwo) pokonania giganta, jednak jego dominacja w rewanżu była przytłaczająca. I dopiero wtedy eksplodowała bomba, czyli wywiady, jakich udzielili Sportowym Faktom najpierw jeden z liderów Facundo Conte, a później sam szkoleniowiec.
Te wydarzenia, a także eskalujący konflikt w drużynie (nikt już nie zaprzecza, że jest i to wyraźny) przesądziły o losie Falaski. I może nie samo to, że zawodnik, a przede wszystkim trener skrytykowali drużynę, ale przede wszystkim dlatego, że otwartym tekstem potraktowali boleśnie Mariusza Wlazłego, wciąż bez wątpienia największą gwiazdę klubu w całej jego historii.
I tu naprawdę trudno o zajęcie stanowiska, bo przecież komu jak komu, ale trenerowi powinno być wolno wypowiedzieć się na temat gry zespołu, nawet konkretnego gracza. Problem w tym, że Falasca zamachnął się na siatkarską świętość. I wcale nie piszę tego z przekąsem, bo Wlazły na pomnik jak najbardziej zasługuje. Jest współtwórcą, jeśli nie twórcą największych sukcesów klubu, to on jak mało kto potrafił rozstrzygać mecze niemal w pojedynkę, co za tym idzie ma przywilej osoby traktowanej w sposób inny niż pozostali. Jest jeszcze druga strona medalu - Falaska, a zwłaszcza Conte, podnieśli w wywiadach rękę na Wlazłego w sposób bezpardonowy. A na pewno godzący w dumę i ambicję. Nie wiem, jak Państwo, ale zarzut braku zaangażowania wypowiadany pod adresem sportowca jest dla mnie tym samym, co zarzut nieuczciwości wobec drużyny i zaprzedanie się przeciwnikowi. Z szefem PGE Skry się zgadzam: sprawa stała się nie do rozwiązania, należało to przerwać. Oczywiście w takich sytuacjach z reguły leci głowa trenera, tym bardziej że drugą stroną sporu był Wlazły, a o jego niespotykanej gdzie indziej pozycji napisałem już wyżej.
Co z Facundo Conte?
Pytanie tylko co z Conte. Przecież to on głównie artykułował zarzuty do Wlazłego, Falasca jedynie go wsparł. Dziś szef klubu tłumaczy, że Conte działał pod wpływem emocji, później się zreflektował i przeprosił kolegów za oskarżający ton swoich słów. Wszystko jasne, ale właśnie w emocjach wylewają się rzeczy, które pewnie nie wyszłyby w stonowanej atmosferze, i jakoś trudno mi uwierzyć, by nagle wszyscy o wszystkim zapomnieli. Zwłaszcza Wlazły.
Inny wątek bełchatowskiej zawieruchy dotyczy libero. Nie wiadomo którego, bo Falasca o jego postawie wyraził się w mocno zawoalowany sposób. Wspominając o lepszych czasach z zeszłego sezonu, kiedy za pozycję tę odpowiadał m.in. Niemiec Ferdinand Tille, znakomita większość usłyszała w słowach szkoleniowca krytykę Kacpra Piechockiego, nieliczni (m.in. Konrad Piechocki) – drugiego libero Roberta Milczarka.
Nie jest to na pewno sytuacja komfortowa, kiedy najważniejszym przełożonym sportowca jest jego ojciec, ale za niegodziwość uważam komentarze, że libero PGE Skry zawdzięcza swoją pozycję ojcu, a zwolnienie Falaski jest konsekwencją krytyki syna. Ocenę młodego siatkarza zostawiam ekspertom, niemniej umówmy się, że ktoś, kto zdecydowanie odstaje umiejętnościami, nie miałby szans grać w drużynie walczącej o turniej finałowy Ligi Mistrzów. Niesprawiedliwe, póki nie ma żadnych dowodów, są też nie tylko internetowe przytyki, że Kacper to „wtyczka” ojca w szatni. Niektórzy nie mają zahamowań, by stwierdzić, że tylko do tego sprowadza się rola Piechockiego jr.
Przed Phillipe Blainem, nowym trenerem Skry, nie lada zadanie. Odważnie stwierdzę, że znacznie łatwiejsze w warstwie sportowej, mimo niesprzyjającego takim drużynom jak PGE Skra systemu. Bełchatowianie, by zagrać o złoto, muszą przejść przez ostatnie kolejki bez strat i jeszcze liczyć, że choć w jednym secie wyłoży się Asseco Resovia. Znacznie trudniej będzie jednak Francuzowi poskładać rozwalony od środka zespół. Celowo używam niezbyt miłego sformułowania, bo na taki stan ducha wskazują ostatnie wydarzenia w Bełchatowie. Pół biedy, jeśli są one konsekwencją frustracji wynikającej z porażki sportowej (gładka przegrana z Zenitem). Gorzej, jeśli podziały sięgają dalej i np. niechęć Argentyńczyków do Wlazłego to rów nie do zasypania, a za Uriarte i Conte stoją także pozostali gracze. Wówczas to na kosmetyce się nie skończy, latem trzeba będzie przeprowadzić kadrową rewolucję, podczas której spadnie wiele głów. Tak radykalne zmiany rzadko kiedy wychodzą na dobre. Na pewno nie w sporcie.
Polecamy mecze PlusLigi na kanałach Polsat Sport, Polsat Sport News oraz w IPLA TV. Sprawdź terminarz i obejrzyj na żywo TUTAJ!
Przegapiłeś jakiś mecz? Nic straconego! Archiwum meczów znajdziesz TUTAJ!
Przejdź na Polsatsport.pl