Lekarka na trybunach i brak defibrylatora... Policja zbada sprawę śmierci Ekenga
Czy śmierci piłkarza Dinama Bukareszt Patrick Ekenga można było uniknąć? Pojawiły się zarzuty, że akcja ratunkowa została przeprowadzona nieprawidłowo. Kameruńczyk zmarł w piątek po tym, jak stracił przytomność podczas meczu swojej drużyny z Viitoruulem Konstanca (3:3).
Ekenga, który upadł na murawę w 71. minucie, próbowali ratować lekarze szpitala Floreasca, ale bez skutku. Zdaniem jednego z nich, Cristiana Pandrei, zawodnik nie otrzymał od razu profesjonalnej pomocy. Transportowany był karetką, która nie była przystosowana do reanimacji pacjentów. Klubowy lekarz Dinama Liviu Bratianu zapewnił z kolei, że w pojeździe podjęto próbę przywrócenia akcji serca.
"Z tego co wiemy, przywieziono nam pacjenta w karetce bez odpowiedniego wyposażenia. Natychmiast rozpoczęliśmy reanimację, która trwała około półtorej godziny. Niestety, te działania nie przyniosły rezultatu" - powiedział Pandrea.
Ekenga wniesiono do karetki w ciągu trzech minut od chwili, kiedy zasłabł.
"Kierowca ambulansu wjechał na boisko bez lekarza. Pani doktor paliła w tym czasie papierosa" - relacjonował jeden z kibiców, cytowany w rumuńskiej agencji Mediafax.
Karetka była gotowa do jazdy, jak zakładają przepisy, podczas gdy lekarka siedziała na trybunach. Ponadto w pojeździe nie było defibrylatora, choć powinien się tam znajdować!
Jeden z rumuńskich dziennikarzy Emanuel Rosu bardzo ostro skomentował to, co się wydarzyło. "To wszystko wygląda mi na szokujący przypadek ignorancji i głupoty" - napisał na Twitterze.
Przy okazji warto przypomnieć przykład piłkarza Bolton Wanderers Fabrice'a Muamby. W 2012 roku podczas meczu z Tottenhamem w ćwierćfinale Pucharu Anglii doznał zatrzymania krążenia i przestał oddychać. Na całe szczęście, jeszcze na stadionie otrzymał kilkanaście elektrowstrząsów. Dzięki temu udało mu się przeżyć.
Policja zapowiedziała już dochodzenie w sprawie śmierci dwukrotnego reprezentanta Kamerunu. Zbada między innymi, kto i dlaczego wydał zgodę na rozegranie meczu, skoro nie były spełnione normy bezpieczeństwa.
26-latek rozpoczął mecz z Viitoruulem Konstanca (3:3) jako rezerwowy. Na boisku pojawił się w drugiej połowie. Przebywał tam tylko przez siedem minut, po czym upadł bez kontaktu z rywalem. Niestety, stracił przytomność i został odwieziony do szpitala, gdzie po godzinie zmarł.
To nie pierwszy tragiczny epizod w historii Dinama Bukareszt. W październiku 2000 roku podczas towarzyskiego spotkania zasłabł 24-letni Rumun Catalin Haldan. Niedługo później zmarł w szpitalu. Zdiagnozowano u niego udar mózgu.
Rumuńska Federacja Piłkarska (FRF) zdecydowała się odwołać wszystkie spotkania zaplanowane na 7-9 maja, jak również przełożyć z wtorku na środę finał krajowego pucharu, w którym Dinamo zmierzy się z CFR Cluj.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze