Szarmach: Bardziej niepokoją kontuzje niż ostatnie wyniki

Piłka nożna
Szarmach: Bardziej niepokoją kontuzje niż ostatnie wyniki
fot.Cyfrasport
Andrzej Szarmach, Christian Karembeu i Muniek Staszczyk

Szczególnie martwi uraz Kamila Grosickiego, który jest ważnym ogniwem naszej reprezentacji. Skrzydłowy Rennes ma za sobą udany sezon w Ligue 1 i strata takiego zawodnika może okazać się znacząca. W tym sektorze boiska, w którym operuje "Grosik" nie mamy zbyt dużego pola manewru - mówi w rozmowie z Polsatsport.pl wybitny przed laty polski napastnik Andrzej Szarmach.

Dwukrotnie wybierany najlepszym obcokrajowcem w lidze francuskiej przez prestiżowy magazyn France Football (1981-82). Dwukrotny srebrny medalista mistrzostw świata w (1974 i 1982). Srebrny medalista olimpijski z Montrealu (1976), gdzie zdobył tytuł króla strzelców. W latach 1973-82 rozegrał w reprezentacji Polski 61 meczów i strzelił 32 gole. Obok Włodzimierza Lubańskiego i Grzegorza Laty, Andrzej Szarmach jest uznawany za najlepszego napastnika w dziejach drużyny narodowej.

 

Adrian Janiuk: Są powody do niepokoju przed batalią z Irlandią Północną? Nie dość, że pojawiły się kontuzje, to w dwóch ostatnich meczach towarzyskich z Holandią i Litwą, biało-czerwoni nie potrafili zwyciężyć.

 

Andrzej Szarmach: Mecz z Holandią oglądałem na stadionie w Gdańsku z wysokości trybun. Twierdzę, że niektórzy piłkarze oszczędzali się i na dobrą sprawę słusznie. Przed takim ważnym turniejem trzeba odpowiednio rozłożyć siły. Bardziej niepokoić mogą kontuzje niż ostatnie wyniki. Szczególnie martwi uraz Kamila Grosickiego, który jest ważnym ogniwem naszej reprezentacji. Skrzydłowy Rennes ma za sobą udany sezon w Ligue 1 i ewentualna strata takiego zawodnika może okazać się znacząca. W tym sektorze boiska, w którym operuje „Grosik” nie mamy zbyt dużego pola manewru. Tym bardziej, że wcześniej wypadli Paweł Wszołek oraz Maciej Rybus.

 

Awans do 1/8 finału jest obowiązkiem drużyny Adama Nawałki?

 

To za daleko idące wnioski. Owszem mamy dobrą drużynę, ale nie możemy być pewni swego. Rywale, z którymi przyjdzie nam się mierzyć również są zdeterminowani. Niedzielny mecz z Irlandią Północną da poniekąd odpowiedź w jakim punkcie jesteśmy. Jeżeli go wygramy, to nasi piłkarze poczują więcej luzu i będzie grało się im o wiele łatwiej.

 

Wybiera się Pan na mecze z udziałem Polaków?

 

Będę miał okazję być na wszystkich trzech meczach naszej reprezentacji. Bardzo liczę, że biało-czerwoni wyjdą z grupy. Wówczas będę mógł szykować się na dalszą część turnieju z ich udziałem.

 

Francja to Pana druga ojczyzna. Marzy Pan, więc o finale Polska - Francja?

 

Marzenia to jedno, a realia to zupełnie co innego (śmiech). Finał z udziałem tych dwóch drużyn to wymarzony scenariusz nie tylko dla mnie. Na takich turniejach zawsze pojawi się jakiś „czarny koń”. Kto, wie być może taka rola przypadnie właśnie Polakom?

 

Z kolei, Francja to jeden z głównych faworytów Euro 2016?

 

Bez wątpienia gospodarzy należy zaliczyć do grona faworytów. Trójkolorowi mają naprawdę świetną drużynę. Didier Deschamps powołał graczy doświadczonych oraz młodych, którzy są przebojowi. Zawodnicy pokroju Paula Pogby, czy Antoine Griezmanna potrafią zrobić różnicę i dorzucić coś extra. Brak takiego gracza, jak Karim Benzema nie będzie wielkim problemem dla francuskiej drużyny.

 

Postrach naszej grupy, czyli Niemcy wciąż są w przebudowie. W meczach kontrolnych przed mistrzostwami Europy nie zachwycają. Mamy szansę powtórzyć wynik z eliminacji z meczu na Narodowym?

 

Przyglądałem się ich grze w starciu z Węgrami. Wygrali 2:0, ale również zaprezentowali niezły styl. Niemcy nadal mają klasowy zespół i zawsze są groźni. Jednak nie możemy się ich obawiać. Jesteśmy w stanie wywalczyć korzystny rezultat.

 

Skoro w eliminacjach było zwycięstwo oraz porażka, to może nadszedł czas na remis?

 

Taki obrót spraw z pewnością by nas satysfakcjonował. Niemców raczej mniej, ale nie ma co gdybać. Spodziewam się, że nasi zawodnicy na czele z Robertem Lewandowski są w stanie zagrozić drużynie prowadzonej przez Joachima Loewa. Niemieccy piłkarze, a zwłaszcza obrońcy zdają sobie sprawę, że muszą darzyć naszego kapitana oraz jego armię dużym respektem.

 

Jakie będą to mistrzostwa pod względem poziomu sportowego? Spodziewa się Pan wielkich meczów o dużej intensywności? Wielu świetnych zawodników odczuwa jeszcze trudy sezonu. Pojawiło się wiele głosów, że Ci najlepsi nie będę prezentowali najwyższej formy fizycznej.

 

Życzę sobie oraz wszystkim kibicom, żeby te przypuszczenia się nie sprawdziły. Być może w centrum uwagi znajdą się zupełnie nowi piłkarze, dla których ten turniej będzie oknem wystawowym. Poziom może być nieco niższy z innego powodu. Liczba uczestników została zwiększona z 16 do 24 drużyn. Nie chcę być złym prorokiem, ale może to się w jakiś sposób odbić na poziomie sportowym. Twierdzę, że sam awans na mistrzostwa nie jest wielkim wyczynem.

 

Odbiegając od tematu Euro 2016. Na boiskach I ligi w przyszłym sezonie dojdzie do wielkich meczów z udziałem dwóch znaczących klubów w polskiej piłce - Górnika Zabrze oraz Stali Mielec. Pan jest legendą obydwu tych klubów, to oznacza, że podczas tych spotkań serce będzie rozdarte?

 

Muszę przyznać, że oba te kluby darzę ogromnym sentymentem. Sympatię pomiędzy Górnikiem, a Stalą rozkładam po równo. Śledziłem uważnie grę jednych, jak i drugich. Bywałem na meczach zabrzan w Ekstraklasie, ale także na potyczkach Stali w II lidze. Zapewne pojawię się na tych dwóch meczach pomiędzy moimi byłymi drużynami.

 

Nastroje w obu tych klubach są zgoła inne. Nikt w Zabrzu jeszcze niedawno nie zakładał, że Górnik spadnie z Ekstraklasy. Natomiast Stal wraca powoli na należne jej miejsce w polskim futbolu, więc w Mielcu są powody do optymizmu.

 

Górnik spadł z Ekstraklasy na własne żądanie. Pewne historie w Zabrzu nie powinny w ogóle się wydarzyć. Klub był przez dłuższy czas źle zarządzany. Obserwuję ich sytuację od dłuższego czasu i prędzej, czy później musiało się tak to skończyć. Zawodnicy, którzy trafiali na Roosvelta często byli żegnani przez poprzednie kluby bez żalu, albo nawet zostali wyrzucani. Forma takich graczy pozostawiała wiele do życzenia. Mimo wszystko miejsce Górnika jest w Ekstraklasie, ale boję się, żeby to nie poszło dalej. Byłaby to wielka strata, bo to zasłużony klub z nowym, pięknym stadionem. Jednak pamiętamy, co stało się nie tak dawno z Widzewem po spadku oraz ostatnio z GKS-em Bełchatów. 

 

Co do Mielca, to odwiedzam to miasto dość regularnie. W dużej mierze ze względu na mojego przyjaciela Witka Karasia. Byłem w zeszłym sezonie na meczu Stali ze Zniczem Pruszków. Awans na zaplecze Ekstraklasy to duże osiągnięcie, ale teraz przed klubem duże wyzwanie. Pytanie, jak poradzą sobie pod względem finansowym. Mimo wszystko jestem dobrej myśli. Piłkarsko powinni sobie poradzić w I lidze. Drzemie tam spory potencjał.

 

W meczu z udziałem Górnika i Stali będzie Pan za podziałem punktów?

 

Niech w tych meczach wygra po prostu drużyna lepsza, która bardziej na to zasłuży. Mam tylko nadzieję, że to będzie prawdziwe piłkarskie święto zarówno w Zabrzu, jak i w Mielcu. I fakt, że jeszcze niedawno obie drużyny dzieliły dwie klasy rozgrywkowe nie ma żadnego znaczenia. Górnik to obecnie spadkowicz z Ekstraklasy, a Stal to beniaminek I ligi, ale z punktu widzenia historii, to poniekąd krajowe derby na tym szczeblu rozgrywkowym.

 

Więcej Panu dał Górnik, czy Stal, z której później wyjechał Pan do ligi francuskiej?

 

Nie da się jednoznacznie wskazać, który klub dał mi więcej. Sądzę, że stałem się takim zawodnikiem dzięki jednym i drugim. Górnik dał mi szansę na początku kariery i mnie wypromował. Dzięki grze dla zabrzan trafiłem do reprezentacji i pojechałem później na mistrzostwa świata oraz igrzyska olimpijskie. Jeżeli przebywam w Polsce, to mieszkam właśnie w Zabrzu. Z kolei grając w Stali zapracowałem na zagraniczny transfer. Właśnie z Mielca wypłynąłem na szerokie wody, bo tak należy określić transfer do AJ Auxerre.

 

Lubił Pan przydomek „Diabeł”?

 

Nie miałem nic do gadania (śmiech). Z „Anioła” przeobraziłem się w boiskowego „Diabła”. Na początku przygody z piłką, kiedy grałem jeszcze w ówczesnej Polonii Gdańsk koledzy wołali na mnie „Anioł”. Byłem skromnym, ułożonym, blondwłosym chłopakiem, więc chyba stąd się to wzięło. „Diabłem” stałem się przez Jurka Kasalika. To właśnie Jurek mnie przechrzcił podczas meczu z Niemcami w eliminacjach młodzieżowych mistrzostw Europy w Essen. Strzeliłem tam można powiedzieć diabelskiego gola głową. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, ale „główkowałem” z około 20 metrów. Po tej bramce Jurek zawołał: „Jaki to anioł, to diabeł!". I wtedy właśnie przechrzcił mnie na „Diabła". Od tej ksywy nie było już odwrotu.

Adrian Janiuk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie