Pindera: Chińczyk też człowiek

Inne
Pindera: Chińczyk też człowiek
fot. PAP

I też się denerwuje. Li Xiaoxia i Zhang Jike nie obronili w Rio tytułów zdobytych w Londynie i bardzo to przeżyli.

 Chińscy pingpongiści nie mają sobie równych na świecie od lat, tak też jest podczas tego turnieju. Już dziś, choć rywalizacja drużynowa dopiero się zaczęła można napisać, że nikt im nie zagrozi, kobiece i męskie zespoły tego kraju staną na najwyższym stopniu podium. Będzie tak, jak w turniejach indywidualnych, gdzie rządzili przy pingpongowym stole od początku do końca. Regułą jest, że o złote medale najważniejszych imprez walczą między sobą i nic się pod tym względem nie zmieniło. Nie dotyczy to oczywiście Chińczyków, którzy grają w Europie reprezentując przeróżne państwa, czy Chińczyków z Tajwanu, Hongkongu lub Singapuru, choć ci w ping ponga też potrafią grać całkiem dobrze. Oba turnieje w Rio, żeński i męski skończyły się więc zgodnie z oczekiwaniami, wewnętrzną rywalizacją mistrzów z Kraju Środka.

 

Przed laty takie gry były nudne, bo zwycięzca znany był wcześniej, wyłaniało go kierownictwo ekipy. Najczęściej był to mistrz starszy i zasłużony, ale to przeszłość.  Dziś najlepsi chińscy tenisiści stołowi są milionerami i nie muszą szukać pieniędzy w innych krajach. Jeżdżą drogimi, luksusowymi samochodami, mają piękne domy i otacza ich powszechny podziw i szacunek.

 

Nie zapomnę jak na igrzyskach w Pekinie, do hali gdzie walczyli o medale, przyjeżdżał trzykrotny mistrz świata Wang Liqin. Wysoki, dumny, wysiadał z wielkiej limuzyny jak król. I faktycznie był królem, choć złotego medalu olimpijskiego w grze pojedynczej nigdy nie zdobył. Na najwyższym stopniu podium stanął wtedy jego rodak, Ma Lin, wygrywając w finale z innym, wspaniałym chińskim pingpongistą, Wang Hao, największym pechowcem w historii igrzysk, który trzykrotnie grał o olimpijskie złoto i wszystkie mecze przegrał.

 

W Rio o złoto grało już inne pokolenie. Nr 1 rankingu ITTF, Ma Long, aktualny mistrz świata (2015) i  Zhang Jike, mistrz olimpijski  z Londynu,  dwukrotny mistrz świata z lat 2011 i 2013. Wydawało się, że ten drugi nie dostąpi zaszczytu reprezentowania chińskich barw w turnieju indywidualnym, bo w światowym rankingu wyprzedzali go dwaj rodacy, Xu Xin i Fang Zhendong, ale w Kraju Środka szanują takich jak on.

 

W finale obaj z Ma Longiem chwilami grali na kosmicznym poziomie, ale kiedy szala zwycięstwa zaczynała się coraz wyraźniej przechylać na stronę aktualnego mistrza świata, Zhang Jike zaczął się denerwować. Tym razem nie kopał banerów reklamowych, jak dwa lata temu podczas Pucharu Świata w Niemczech, ale  jego twarz mówiła dużo. Nie mógł się pogodzić z porażką, która była bardzo dotkliwa. Złoty medalista z Londynu nie wygrał seta, dostał od Ma Longa lanie, które długo zapamięta. A nowy mistrz olimpijski ma wreszcie to o czym marzył całe życie. Ma też pingpongowego Wielkiego Szlema, jako piąty w historii.

 

Tytułu sprzed czterech lat nie obroniła Li Xiaoxia, ale walczyła z Ding Ning dzielnie, do końca, siedem setów. To był mecz nerwów, które w najważniejszych momentach zawiodły mistrzynię z Londynu. Li podobnie jak Zhang Jike zagrała w olimpijskim turnieju trochę na kredyt. Numerem 1 rankingu ITTF jest przecież jej rodaczka, znakomita Liu Shiwen, która musiała ustąpić jej miejsca, gdyż Chińczycy zbyt szanują mistrzów olimpijskich, by nie pozwolić im bronić tytułu.

 

Żeński finał w Rio był rewanżem za Londyn. Tam wygrała po dramatycznym pojedynku Li Xiaoxia, tym razem górą była Ding Ning, której zachowanie w niczym nie przypominało zimnych, kamiennych twarzy byłych chińskich mistrzyń. Ding reagowała po każdej wygranej piłce spontanicznie, jak nastolatka, a po ostatniej, zwycięskiej piłce rozpłakała się jak mała dziewczynka. Jak widać Chinki też płaczą.

Janusz Pindera z Rio de Janeiro, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie